
Joanna Koczaj-Dyrda ma 45 lat, jest prawniczką, urzędniczką służby cywilnej, która od kilku lat pracuje w Ministerstwie Zdrowia. To ona nagłośniła sprawę mobbingu w tym resorcie. "Byłam nękana i poniżana, obrażano moją rodzinę" – opowiedziała w rozmowie z serwisem GoWork.pl. Kobieta wygrała proces w sądzie, ale dziś mówi, że ma poczucie klęski. Dotarliśmy do protokołu z rozprawy. - Tylko do mnie była taka agresja i napastliwość - mówiła.
Kobieta wygrała, można uznać, że przetarła szlaki w walce z machiną publicznej instytucji. Ale nie ma poczucia satysfakcji, jakiej można by się spodziewać.
" Główny sprawca mojego nieszczęścia decyzją ministra został przeniesiony na stanowisko radcy prawnego do podległej instytucji, drugi - awansował. Inna osoba nadal sprawuje wysokie kierownicze stanowisko w resorcie". Czytaj więcej
"Wierzyłam, że jestem w stanie coś zmienić, że stając z otwartą przyłbicą, pomogę oczyścić ministerstwo z patologii. Wygrałam na sali sądowej, ale w prawdziwym życiu górą okazała się bezduszna instytucja. Przełożeni robili wszystko, żeby mnie zmęczyć, zniechęcić i zmusić do odejścia. Niestety dopięli swego". Czytaj więcej
Zeznania urzędniczki zaczynają się od nagłej kontroli, którą zlecono jej w Katowicach, a po której jeden z dyrektorów dosłownie się wściekł. Groził postępowaniem dyscyplinarnym jej koledze, który na kontrolę nie pojechał, a ona - znając przyczyny, dla których nie mógł - wzięła go w obronę. "Zaczął krzyczeć. Dla mnie to było szokujące, wtedy powiedział, że krzyczeć to on dopiero może zacząć, że jestem bezczelna, arogancka, że to on będzie decydował, kiedy można się odezwać" - opowiadała. Zaczął jej wyrzucać, że w drodze do Katowic zrobiła przerwę na toaletę w McDonaldzie.
Z jej zeznań wyłania się ponury obraz. Raz na polecenie dyrektora generalnego kazano jej skopiować wszystkie pisma, które wykonała. "Stałam przez kilka dni na okrągło przy ksero i kserowałam wszystko, co robiłam od początku roku. Okazało się, że jest około 2500 stron" - czytamy w protokole z jej zeznań.
Pani Joanna wygrała w sądzie. Ale to, co stało się potem pokazuje smutną prawdę o tym, jak takie sytuacje odbiera społeczeństwo.
