Działaczka środowisk pro-life Kaja Godek znana jest z co najmniej kontrowersyjnych wypowiedzi. Kednak w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem kandydatka do PE z list koalicji narodowo-wolnościowej osiągnęła kolejne granice śmieszności. A to wszystko w obronie skrajnie antyaborcyjnych poglądów.
Jak zawsze, Godek mówiła obecnych przepisach, które" selekcjonują ludzi na lepszych i gorszych" oraz o nieskuteczności PiS we wprowadzeniu całkowitego zakazu aborcji.
– To, że chcemy bronić naszego życia jest naturalnym pragnieniem - dlaczego tej ochrony mamy odmawiać tym, których bronić się nie mogą? – pytała. Działaczka pro-life nie widzi też nic złego w umieszczaniu w przestrzeni publicznej zdjęć płodów, nawet gdy mogą je zobaczyć dzieci.
Kaja Godek nie ma też problemu z rodzeniem dzieci, które nie maja szans na przeżycie. Stwierdziła, że w przypadku tzw. aborcji eugenicznej "najczęściej zabija się dzieci z zespołem Downa". Jej zdaniem za przeprowadzenie aborcji powinny grozić konsekwencje karne. – Nie wolno zabijać ludzi. To jest takie proste – powiedziała.
Jednak prawdziwy "odlot" Godek zaliczyła przy tłumaczeniu zasadności zakazu aborcji w przypadku gwałtu. Kandydatka do PE wyraziła wątpliwość, czy w ciągu kilku tygodni można stwierdzić, że dziecko zostało poczęte w taki właśnie sposób.
Kaja Godek utrzymuje, że o tym, że kobieta jest w ciąży, dowiaduje się zazwyczaj w 5-6 tygodniu, a tymczasem do 12 tygodnia można – jak powiedziała –"zabić dziecko". Jej zdaniem, w tak krótkim czasie nie można ustalić, czy dziecko rzeczywiście zostało poczęte w wyniku gwałtu. – W wielu przypadkach może to być fikcja – dodała.