Kontrowersyjny program znanej restauratorki wrócił do telewizji. W pierwszym po przerwie odcinku Magda Gessler odwiedziła restaurację "Hacjenda" w Słupi, gdzie zrobiła kolejną kuchenną rewolucję. Zaczęła jednak nawet ostrzej niż zwykle, bo od… demolowania lokalu.
"Hacjenda" to restauracja, której właścicielami są małżonkowie Kalina i Mirosław. W przeszłości interes kręcił się świetnie, ale z czasem lokal podupadł. Mirosłąw dopatrywał się problemu w budowie obwodnicy. Przez to ludzie, którzy kiedyś tłumnie zajeżdżali do "Hacjendy", po prostu przestali tędy jeździć.
Gessler tradycyjnie zaczęła od degustacji dań. Niektóre rzeczy – jak choćby pierś z kaczki – smakowały jej bardzo. Generalnie jednak było źle, a choćby buraczki po prostu wypluła.
– Tak cudownego, zatęchłego smaku piwnicy jeszcze w życiu nie pamiętam. Taka z grzybkiem, taka z pleśnią – opisywała.
To był jednak tylko początek. Kiedy drugiego dnia Gessler przyszła rozmówić się z pracownikami restauracji, zaczęła od… wybicia młotem szyb. Już pierwszego dnia narzekała bowiem, że nie może tam oddychać. Mirek jej zachowanie przyjął z lekkim uśmieszkiem. Co innego Kalina, która nie była w stanie powstrzymać łez.
Jak to w "Kuchennych Rewolucjach" znalazł się też czas na wątek psychologiczny. Okazało się, że Mirek źle traktuje swoją żonę.
Ostatecznie knajpa zmieniła nazwę na "Żółtodzioby". Zmienił się wystrój, a w menu zaczęła królować kaczka. Rewolucja powiodła się – a Gessler była też zadowolona z menu po kilka tygodniach, kiedy wróciła na do restauracji.