Słynna "pani Basia", czyli Barbara Skrzypek, obecnie m.in. asystentka prezesa PiS, zaczynała swoją karierę zawodową w PRL. Według ustaleń posła Krzysztofa Brejzy pracowała przez dziewięć lat w Urzędzie Rady Ministrów, którym zarządzał bliski współpracownik Jaruzelskiego. Skrzypek miała tam dostęp to tajnych akt państwowych.
Barbara Skrzypek jest od prawie 30 lat jest najbliższą współpracowniczką prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Oprócz szefowania jego kancelarii to także pełnomocniczka Instytutu Lecha Kaczyńskiego. Początki jej kariery zawodowej, które zaczynały się w PRL, opisywał już Michał Krzymowski w książce "Jarosław".
Ale dopiero Krzysztof Brejza ustalił gdzie po kolei pracowała i co dokładnie robiła. W końcu jej nazwisko także pojawia się na tzw. "taśmach Kaczyńskiego" dotyczących spółki Srebrna. Dlatego poseł PO skierował do Kancelarii Premiera pismo, w którym poprosił o odpowiedzi na kierowane przez niego pytania.
W odpowiedzi przesłanej przez Centrum Informacyjne Rządu przeczytać można, że Skrzypek pracowała w URM od 16 września 1980 roku do 10 września 1989 r.
"W okresie zatrudnienia wykonywała pracę: stażysty w Wydziale Ogólnym – Archiwum, referenta w Wydziale Ogólnym, starszego referenta w Kancelarii Tajnej, starszego referenta w Gabinecie Prezesa Rady Ministrów, starszego statystyka w Gabinecie Prezesa Rady Ministrów, starszego statystyka w Gabinecie Ministra – Szefa Urzędu Rady Ministrów" – czytamy w przesłanym Brejzie dokumencie.
Chociaż poseł PO nie pytał o przynależność partyjną ani o działalność polityczną Skrzypek, to CIR poszedł dalej i dodał stosowną adnotację.
"Barbara Skrzypek nie była zatrudniona w Komitecie Obrony Kraju ani w jednostkach obsługujących Radę Państwa bądź Przewodniczącego Radę Państwa. Nie była członkiem PZPR ani ZSMP" – pisze w dokumencie Marta Radosz z KPRM.
Jak ustaliła Wirtualna Polska Barbara Skrzypek pracując w Kancelarii Tajnej w URM miała dostęp do tajnych i poufnych pism rządowych oraz najważniejszych tajemnic państwowych. Zarówno tych dotyczących obronności kraju, jak i bezpieczeństwa. Dokumenty zawierające tajemnicę służbową sygnowane były klauzulą TSZ i przechowywane w Kancelarii Tajnej.
Krzysztof Brejza w rozmowie z portalem podkreślił, że informacje, które uzyskał od KPRM są dla niego wstrząsające.
"Do kancelarii tajnej trafiały najbardziej zaufane, najpewniejsze i sprawdzone osoby. A więc pani Barbara musiała mieć certyfikację i dostęp do najwyższych tajemnic ówczesnej władzy komunistycznej. To był najwyższy szczebel zaufania, dowodem jest przejście z Kancelarii Tajnej już do gabinetu samego prezesa Rady Ministrów PRL" – powiedział Brejza.