
Wczoraj opublikowaliśmy przygotowaną przez redakcję "Der Spiegel" przedstawiającą dziesięciu niebezpiecznych dla Unii Europejskiej polityków. Listę jednostronną i odrzucającą wszelaką krytykę pomysłów eurokratów. Dlatego też przedstawiamy listę ludzi, którzy w imię mitycznej integracji europejskiej starają się zdobyć jak najwięcej władzy.
REKLAMA
Artykuł jest odpowiedzią na tekst "Lista dziesięciu najgroźniejszych wg "Der Spiegla" polityków dla Europy".
Oczywistością jest stwierdzić, że od kilkudziesięciu już lat europejscy politycy odchodzą od ideałów, które przyświecały Jeanowi Monetowi czy Konradowi Adenauerowi oraz pozostałym "Ojcom integracji europejskiej". Niewiele pozostało z postulatów, by zjednoczona Europa była miejscem nieskrępowanej wymiany handlowej i współpracy gospodarczej między państwami ją tworzącymi. Z horyzontu zniknął cel, jakiemu miało to służyć - szybszy rozwój gospodarczy całej wspólnoty, a przez to podniesienie poziomu–życia Europejczyków i obniżenie cen towarów i usług.
Teraz pojawiają się takie pomysły jak ograniczenie importu samochodów z Korei Południowej. Przez to, że klienci wolą tańsze, mniej awaryjne i bardziej ekonomiczne samochody z Azji, spadają przychody PSA (producent marek Peugeot i Citroën) oraz Renault. Po tym jak w zeszłym roku zniesiono 99-procentowe (sic!) cło, prezydent Francji Francois Hollande chce nowych ograniczeń.
Potężną władzę ma szef Eurogrupy, czyli nieformalnego zebrania państw należących do wspólnej waluty. Premier Luksemburga, Jean-Claude Juncker, co zrozumiałe, jest zwolennikiem ratowania integralności tzw. siedemnastki "za pomocą wszystkich możliwych środków". Oznacza to zapewne pompowanie kolejnych miliardów w zadłużone gospodarki. Juncker jest też jednym z największych zwolenników Europejskiego Funduszu Stabilizacji Finansowej, która ma pomagać zadłużonym państwom. Jednak o ile obligacje Polski, Niemiec czy nawet Grecji mają oparcie w realnych gospodarkach, to EFSF bazuje tylko na zapewnieniu, że ktoś te pieniądze spłaci.
Wielu przeciwników wypomina szefowi Komisji Europejskiej, Portuglaczykowi José Manuelowi Durão Barroso przynależność do maoistowskiego Rewolucyjnego Ruchu Portugalskiego Proletariatu. Jednak patrząc na jego działalność polityczną trzeba przyznać, że silnie lewicowe poglądy nadal się w niej przebijają. Wiele jego działań skupia się wokół polityki klimatycznej. Choć koszty dla gospodarek państw UE będą ogromne (do 2030 Polska straci rocznie 22 mld zł), coraz więcej naukowców w ogóle podważa jej sens. Pomimo głośnej Climatgate przewodniczący Barroso nadal forsuje swój plan.
Pomaga mu w tym Connie Hedegaard, pochodząca z Danii "komisarz do spraw działań klimatu". Jest tak zaangażowana w swoją wizję, że nie straszne jej veto Polski. – Prezydencja duńska i pozostałe 26 państw członkowskich wyraźnie zwróciło się do Komisji, aby iść dalej, co też zrobimy – mówiła w marcu. Ignorując przy tym zasadę, że najważniejsze decyzje powinny być podejmowane jednomyślnie. Nawet jeśli nie jest to jasno określone w przepisach, stosuje się ją jako wyraz szacunku dla demokracji.
Martin Schulz, obecny przewodniczący Parlamentu Europejskiego to otwarty zwolennik europejskiego superpaństwa, które miałoby zastąpić państwa narodowe. "Stoimy w obliczu decyzji wytyczającej dalszy kierunek: czy cofniemy się do poziomu państw narodowych? Czy też powstanie europejski rząd? O to właśnie toczy się dziś bój" - mówił na początku tego roku. Znany jest z ostrego traktowania Grecji. "Nowy grecki rząd może liczyć na naszą współpracę w możliwym lekkim dostosowaniu strategii reform i gospodarczych celów" – zapewniał wielkodusznie.
Choć Mario Draghi w czołówce europejskich przywódców jest od niedawna (przez ostatnie 5 lat był szefem banku centralnego Włoch, którego rola po wprowadzeniu euro jest znacznie mniejsze niż np. NBP), już ma na swoim koncie spore "osiągnięcia". Zakrojona na szeroką skalę akcja skupu obligacji za pośrednictwem banków komercyjnych łamie zapisy unijnych traktatów.
Niemal to samo, tyle że z Waszyngtonu, robi od niedawna Christine Lagarde, która od ponad roku zarządza Międzynarodowym Funduszem Walutowym, instytucją stworzoną przez kontrowersyjnego ekonomistę Johna Maynarda Keynesa. Kilka miesięcy po rozpoczęciu urzędowania zaczęła zabiegać o powiększenie swoich zasobów. My, polscy podatnicy, przekazaliśmy MFW 6,27 mld euro, a z całej UE zebrał 200 mld euro.
Gorąco kibicuje jej Mario Monti, premier Włoch z nadania europejskich polityków. Były pracownik Goldman Sachs opowiedział się ostatnio za "uwspólnotowieniem" długów. – Potrzebujemy częściowego uwspólnotowienia długów, ale jednocześnie też więcej centralnej kontroli nad narodowymi budżetami. Bez poważnej kontroli znajdą się nieodpowiedzialni, którzy obciążą innych częścią swoich długów – mówił w wywiadzie. Ale jako, że w UE króluje zasada "coś za coś", w zamian za pieniądze europejskich podatników, Grecja czy Hiszpania musiałyby się wyzbyć części suwerenności.
Cena władzy dla Fica była ogromna. Proeuropejski SMER musiał znaleźć swoje miejsce w jednej koalicji z radykalnie antywęgierskim SNS i kontrowersyjnym programem Mecziara, który przecież jeszcze kilka lat wcześniej był głównym powodem, dla którego Unia Europejska miała wątpliwości dot. Słowacji. CZYTAJ WIĘCEJ
Wizję jednego państwa europejskiego lansuje od lat Daniel Cohn-Bendit. – Przyniosłem panu flagę, którą tu najwyraźniej wszędzie macie na zamku praskim. To jest flaga Unii Europejskiej, tak ją postawię tutaj przed panem. To będzie trudne przewodniczenie – mówił do eurosceptycznego Vaclava Klausa w 2008 roku. W czasach kryzysu ostro krytykuje plany oszczędnościowe, jakby nie zdawał sobie sprawy, że życie ponad stan jest niemożliwe.
Po dwuletniej przerwie na fotel premiera wrócił Robert Fico, który od kwietnia rządzi Słowacją. Kiedy poprzednio był szefem rządu wsławił się między innymi nacjonalizacją emerytur oraz likwidacją podatku liniowego. Teraz już nie musi oglądać się na koalicjantów. Ciekawe więc, co tym razem zaordynuje Słowakom.

