
Jak mówi, wszystkie tego typu wystąpienia sprawiają, że coraz więcej pedagogów zgłasza gotowość do strajku w kwietniu i coraz częściej deklarują, że strajkować będą dłużej.
Nauczyciele się denerwują, bo nigdy nie widzieli na oczy tych pieniędzy, które pokazywane są na słupkach w telewizji. Bo ta średnia to nie jest konstrukcja znana z lekcji matematyki, tylko konstrukcja prawna. Oni dostają na swoje konta wynagrodzenia o połowę niższe.
– Wynagrodzenia nauczycieli są niewystarczające. Mogę obiecać, że tak długo jak będziemy (rządzić – przyp. red.), chcemy rok po roku je zwiększać. Chciałbym, żeby już w przyszłym roku wynagrodzenie brutto nauczyciela dyplomowanego, ze wszystkimi dodatkami, wyniosło 6 tysięcy złotych – obiecywał premier w "Faktach po Faktach" w TVN24 w rozmowie z Anitą Werner (na którą po tym wywiadzie spadła lawina krytyki).
– Mam 20 lat pracy i skończone dwa kierunki studiów. Jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło, by na konto wpłynęło choć 3 tys. zł – mówi mi nauczycielka dyplomowana z jednego z miast wojewódzkich. Podkreśla, że suma, o której mówi, to jest już wszystko, z dodatkami – motywacyjnym i za wychowawstwo. – Premier Morawiecki i minister Zalewska kłamią – oświadcza bez ogródek.
U niego niemałą część dochodu stanowi tzw. dodatek wiejski, przyznawany przez samorząd tam, gdzie brakuje wykwalifikowanych kadr. Dodatek ten przysługuje jedynie w miejscowościach do 5 tys. mieszkańców. W przypadku mojego rozmówcy wynosi on 10 proc., co w sumie ze wszystkimi innymi dodatkami do pensji zasadniczej (stażowy, motywacyjny, za wychowawstwo) daje nieco ponad 5 tys. zł brutto. czyli ok. 3,6 tys. na rękę.
– Minister Zalewska od ubiegłego roku wydłużyła nauczycielom staż o połowę. Do tej pory, jeśli ktoś podchodził do tego niezwykle ambitnie i miał na to czas, mógł tego dokonać w ciągu 10 lat. Dziś ten okres wynosi lat 15 – to jest czas na dokształcanie i rozwój. Dodatkowo minister powiązała to z oceną pracy nauczyciela. To oznacza, że nauczyciele są permanentnie oceniani według wyśrubowanych kryteriów – przypomina w rozmowie z naTemat rzeczniczka Związku Nauczycielstwa Polskiego Magdalena Kaszulanis.
Nauczyciel z południowej Polski mówi mi, że rząd i podległe mu media celowo manipulują danymi.
Machina propagandowa już ruszyła, chcą napuścić społeczeństwo na nas, dowodząc, jak to nam dobrze. Z drugiej strony próbuje się w nas wzbudzić poczucie winy, że krzywdzimy biedne dzieci. Niestety jesteśmy już zbyt zdesperowani, aby oblizać się po ochłapach rzucanych przez Zalewską. Rozdaje się pieniądze na prawo i lewo a nam się tłumaczy, że państwa nie stać. Kpina.
Skąd w takim razie biorą się te kwoty, jakie prezentuje rząd? – Niektórzy, owszem, takie pieniądze zarabiają. Ale to naprawdę nieliczni – mówi mi dyplomowana nauczycielka.