Oficjalnie organizacja ma nosić nazwę "Stowarzyszenie art. 42". Ma, bo jeszcze nie jest zarejestrowana, ale to ma się wkrótce zmienić. Cztery dni temu pojawiła się jako strona na Facebooku - tam jest nazywana również Stowarzyszeniem Zlinczowanych. Współtworzą ją Katarzyna Izydorczyk i Mateusz Kijowski. Czym ta organizacja ma się zajmować?
"Mateusz Kijowski – wydaje się, że nie trzeba go przedstawiać – to człowiek-legenda, który porwał ludzi na ulice w obronie Konstytucji! A jednak nikt nie zaznał tak zmasowanego linczu, jak Mateusz, w wyniku swoich prywatnych błędów i błędów mu przypisanych" - można przeczytać na fanpejdżu Stowarzyszenia art. 42 o byłym liderze Komitetu Obrony Demokracji. Tak zaczyna się wpis Katarzyny Izydorczyk, byłej prezeski fundacji Moja Dominikana. Na towarzyszących mu zdjęciach widać dwie twarze: jej i Mateusza Kijowskiego.
"Odszedł z życia publicznego i KOD. Lincz trwa nadal – gdziekolwiek Mateusz się ruszy, znajdą się 'miłośnicy' gnębienia go, przez co i inni wolą stać z boku – aż to przycichnie. Pytanie: co Mateusz ma robić przez ten czas, aż przestanie się go publicznie linczować? Z czego ma żyć? Kto go zatrudni, skoro ciągnie za swoim nazwiskiem i wizerunkiem nie tylko media, ale i służby specjalne?" - pyta retorycznie Izydorczyk.
W rozmowie z naTemat podkreśla, że wie o czym mówi, bo sama również doświadczyła medialnego linczu po tym, jak na początku czerwca do jej mieszkania weszło CBA. – Złożyłam rezygnację. Fundacja właściwie już umarła – mówi kobieta. Prokuratura zarzuca jej m.in. pranie brudnych pieniędzy, wystawianie fikcyjnych faktur i płatną protekcję. Izydorczyk mówi nam, że jest niewinna, cała sprawa to polowanie na czarownice, a ona przypłaciła to ciężką depresją. Relacjonuje, że w szpitalu spędziła z przerwami pół roku. Teraz zaczyna się podnosić. – Żyję dzięki temu Stowarzyszeniu – mówi Izydorczyk.
Wyrok bez sądu
Teraz czeka na proces. Jej adwokat szacuje, że rozpocznie się prawdopodobnie za rok lub nawet dwa lata. Do momentu wydania prawomocnego wyroku skazującego Izydorczyk - tak jak każda inna osoba sądzona w Polsce - jest niewinna. Tak mówi art. 42 Konstytucji RP. Stąd nazwa powstającego stowarzyszenia.
Izydorczyk tłumaczy, że zanim sąd wyda wyrok, oskarżonego bierze w obroty opinia publiczna i często skazuje go na śmierć cywilną. Nawet jeśli potem - zwykle po latach - zapadnie wyrok uniewinniający, nie ma to dla społeczeństwa większego znaczenia, bo takie informacje nie są nagłaśniane tak bardzo, jak wiadomość o postawieniu komuś zarzutów.
Mateusz Kijowski w rozmowie z naTemat podkreśla, że dużą rolę w zjawisku linczu opinii publicznej odgrywają media społecznościowe. Podaje przykład: niemal za każdym razem, gdy coś napisze na Facebooku, znajdzie się osoba, lub grupa osób, które w komentarzach zarzucają mu popełnienie przestępstwa, choć jego proces ws. fałszowania faktur jeszcze się nie skończył. Zgodnie z Konstytucją RP Mateusz Kijowski jest więc niewinny, choć niektórzy już wydali na niego wyrok.
– Kiedyś osoba uznana za winną była publicznie karana, ale później wszyscy wiedzieli, że sprawa jest zamknięta. Można było żyć dalej. W internecie hejt się nie kończy i nawet prawomocne uniewinnienie nie zatrzymuje powtarzania i oskarżeń – mówi Mateusz Kijowski.
Pomoc dla oskarżonych i ich rodzin
Katarzyna Izydorczyk mówi, że na pomysł powołania stowarzyszenia wpadła kilka tygodni temu. I wtedy uświadomiła sobie, że w podobnej sytuacji jak ona jest Mateusz Kijowski. Byłego lidera KOD znała tylko z mediów. Napisała do niego wiadomość na Facebooku, a on odpowiedział. Spotkali się. I tak się zaczęło.
– Myślałam o pomocy psychologicznej i prawnej dla bliskich oskarżonych osób, bo widziałam, jak bardzo moją sytuację przeżywa 19-letnia córka. Mateusz uświadomił mi jednak, że osoby, którym stawia się zarzuty, też jej potrzebują. Wokół człowieka robi się wtedy próżnia. Znajomi nagle przestają się odzywać. Niektórzy sąsiedzi przestają się kłaniać. To naprawdę trudny czas – mówi Izydorczyk. Dlatego chciałaby razem z Kijowskim uruchomić infolinię, pod którą 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu można byłoby uzyskać pomoc.
Mateusz Kijowski przypomina, że Magdalena Adamowicz w jednym z wywiadów po tragicznej śmierci męża wspominała, że przygotowywał ją i córki na ewentualność, że pewnego dnia o 6 rano do drzwi zapukają agenci CBA. - Nie wszyscy wiedzą, jak się w takiej sytuacji zachować, jakie mają prawa. Chodzi o to, by było miejsce, gdzie mogą zadzwonić, dowiedzieć się, uzyskać wsparcie - mówi Kijowski. Zapowiada, że Stowarzyszenie art. 42 będzie pokazywać powszechnie znane przypadki linczu na osobach publicznych, ale problem dotyczy znacznie większej liczby ludzi. Ich historie są po prostu mniej nagłośnione.
Zdaniem Kijowskiego kluczową rolę w społecznym linczu odgrywają dziennikarze. – Niektórzy dziennikarze nie odróżniają zatrzymania od aresztowania, czy odbywania kary więzienia. A to zasadnicza różnica, czy osoba jest podejrzewana, oskarżona czy uznana za winną. Bywają też dziennikarze nierzetelni, którzy nawet nie starają się poznać stanowiska osoby będącej obiektem zainteresowania wymiaru sprawiedliwości. Nie chcą ich nawet usłyszeć – mówi.
Izydorczyk podaje konkretny przykład. - Jakiś czas temu TVP donosiła o zatrzymaniu "dwóch szpiegów". A przecież wyrok jeszcze nie zapadł, więc powinno się mówić o osobach podejrzanych o szpiegostwo - tłumaczy Izydorczyk.
Odzew
Na Facebooku grafika o 9 latach linczu na Krzysztofie Piesiewiczu została udostępniona ponad 1,1 tys. razy. – Zaskoczyła nas skala reakcji internautów. Dostajemy setki wiadomości od ludzi, którzy nam gratulują pomysłu, pytają jak mogą pomóc, lub opisują swoje historie. Od tych kilku dni, gdy jesteśmy na Facebooku, praktycznie cały czas odpowiadam na wiadomości. Wczoraj poszłam spać o 5 rano – mówi Izydorczyk.
Kijowski dodaje, że w ciągu kilku tygodni chcą dopełnić formalności związanych z rejestracją stowarzyszenia. – Planujemy działania, piszemy statut, rozmawiamy z ludźmi, z którymi chcielibyśmy współpracować przy tym projekcie, chociaż zdecydowanie najważniejszy jest temat, którym się zajmujemy, a strona formalna jest na drugim planie – mówi były lider KOD.
– Mamy już po swojej stronie kilka znanych nazwisk, ale na razie nie mogę powiedzieć, o kogo chodzi – dodaje była prezeska fundacji Moja Dominikana.
Oboje podkreślają, że chcą pomagać także tym osobom, które są winne, oraz ich rodzinom.
– Jeśli ktoś złamie prawo, powinien zostać ukarany. Jednak nadal pozostaje człowiekiem. Jeden błąd nie może zasłaniać jego całego życia – przekonuje Kijowski. Izydorczyk mówi, że ważna jest reakcja otoczenia. – Nie chodzi o to, by powiedzieć "jesteś niewinny", tylko "trzymaj się" – tłumaczy Izydorczyk.
– Lincz opinii publicznej może wywołać efekt podobny na przykład do wiadomości, że ktoś zachorował na raka. Nagle wielu znajomych przestaje się do ciebie odzywać, bo nie wiedzą, co powiedzieć, jak się zachować. Ważne jest wtedy, by pamiętać, że najważniejsza jest życzliwość. Wystarczy napisać, zadzwonić, pokazać - tu jestem. Chcemy dotrzeć z tym przekazem do ludzi – podsumowuje Kijowski.