6 faktów o nowej Corolli, które przydadzą ci się, jeśli planujesz kupić sobie właśnie taką Toyotę
Michał Mańkowski
11 marca 2019, 16:36·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 11 marca 2019, 16:36
O Toyocie Corolli myślę ciepło, bo była pierwszym samochodem, który testowałem w dziale Moto naTemat.pl. Ciepło o niej myślą także miliony kierowców na świecie – w końcu to najpopularniejszy samochód w historii motoryzacji! Teraz po latach uśpienia powraca w najnowszej i niewidzianej dawno odsłonie. Oto kilka faktów, które mogą się Wam przydać, jeśli rozważacie jej zakup.
Reklama.
1. Dlaczego ta premiera jest wyjątkowa?
To 12-sta już generacja tego samego modelu, który jest produkowany od 1966 roku. Mało który samochód może pochwalić się takim osiągnięciem. Corolla to przecież oficjalnie najpopularniejsze auto w historii.
Ta premiera ma jednak także wymiar symboliczny i... kanibalski. Mianowicie wraz z wejściem najnowszej generacji modelu Corolla "zabiła"swojego popularnego hatchback'owego brata o nazwie Auris, który podbijał polskie drogi przez kilkanaście lat.
Teraz to właśnie nowa Corolla będzie oferowana w trzech wariantach nadwozia: sedan, kombi (TS), hatchback. Tym samym niejako zastępuje też (razem z Camry) wycofanego niedawno z produkcji nieco większego sedana Avensis. Szybki rzut oka wystarczy, by zobaczyć, że auta są co najmniej podobne.
2. Ile kosztuje?
Przeważnie pisze się o tym na końcu, ale tu zrobimy odwrotnie. Bo można marzyć, ale polska rzeczywistość jest taka, że to cena jest zazwyczaj kluczowa. I tak będzie w przypadku nowej Corolli, bo w końcu Toyoty kupuje się po to, żeby było: praktycznie, niezawodnie, względnie tanio, jeśli chodzi o zakup i eksploatację.
Wybór jest spory i zależny od portfela. Minimalna suma, którą musicie mieć, by dziś jeździć nową Corollą to 75 900 złotych brutto za podstawową wersję Active w hatchbacku. Sedan jest droższy o dwa, a kombi o trzy tysiące złotych. To naturalnie cena za najbardziej podstawowy pakiet. Przedsiębiorcy mogą być zainteresowani korzystaniem z auta w ramach comiesięcznych rat, które netto wahają się pomiędzy 800 a 1300 złotych.
Cenę można opcjonalnie zwiększać i dokładając kolejne tysiące mieć samochód nie tylko bardziej dynamiczny (mocniejszy silnik), ale i lepiej wyposażony (automat, asystenci jazdy wspierający kierowcę) czy ładniejszy (większe felgi, inne tapicerki).
Najdroższa wersja, jaką znalazłem to kombi kryjące się pod nazwą 2-litrowa hybryda Dynamic Force o mocy 180 KM i bezstopniowej skrzyni biegów za 132 400 złotych w wersji Executive. Generalnie, jeśli rozważacie kupno Corolli, znajdziecie model w każdej cenie w przedziale 75-132 tysiące złotych (chyba że dorzucicie jeszcze parę dodatków czy szalony lakier). Tutaj znajdziecie przykładowy cennik dla wariantu kombi (TS), który widzicie na zdjęciach w tym tekście.
3. Hybrydy dwie
Standardowe postrzeganie hybrydy wśród polskich kierowców to dziś ekologiczne auto. I bardzo często tożsame właśnie z Toyotą, która w ogólnym postrzeganiu hybrydowych aut do codziennej jazdy zawładnęła umysłami Polaków. Tutaj producent konsekwentnie idzie w tę stronę oferując ekonomiczny, typowo miejski silnik hybrydowy 1,8 o mocy 122 KM i bezstopniową skrzynię biegów e-CVT.
Ciekawostką jest jednak ukłon w stronę tych, którzy chcieliby mieć hybrydę, ale niekoniecznie chcą, by było to kompromisem jeśli chodzi o dynamiczniejszą jazdę. Nie liczcie jednak, że znajdziecie tam diesla. Albo benzyna, albo hybryda (na olej napędowy decydowało się zaledwie 5 proc. klientów).
To dla nich stworzony hybrydowy silnik 2,0 Dynamic Force o mocy 180 koni mechanicznych i z tą samą skrzynią biegów. O tym, jak jeździ się tym autem przeczytacie tutaj, gdzie znajdują się nasze wrażenia po pierwszych jazdach nowymi Corollami.
4. Jak wygląda?
I tu zaskoczenie, bo choć nie jest to auto, na widok którego ludzie stają wryci w ziemię, to nowa Corolla na pewno nie jest nudna czy nijaka i może się podobać. Jest nowocześnie i atrakcyjnie (LED-owe światła robią robotę). Nie ma tu pikanterii, ale jest zdrowy rozsądek. Jest też konsekwencja, zarówno wnętrze i zewnętrze auta idą w parze, co nie jest oczywistością.
Często jest tak, że w środku fajnie wyglądającego auta, czeka nas powrót do przeszłości. Tutaj jest wręcz odwrotnie, a ze względu na masę wskaźników, często podświetlanych na niebiesko, można się poczuć jak z "Powrotu", ale raczej do przyszłości.
Każdy, zależnie od potrzeb, znajdzie coś dla siebie. Wiadomo, kombi (TS) jest najpraktyczniejszym z wariantów i pozwoli przewieźć naprawdę dużo (rezygnując z koła zapasowego zyskujemy kolejną dodatkową przestrzeń pod bagażnikiem), ale młodsza klientela odnajdzie się w hatchbacku.
5. A jak z tym spalaniem?
Wiadomo, że jak hybryda – to powinno być oszczędnie. Podobnie jak wiadomo, że deklaracje wszystkich producentów nijak się mają do rzeczywistego spalania w normalnym, codziennym użytkowaniu. A jak jest w tym przypadku? W końcu oszczędność w eksploatacji to jeden z najważniejszych argumentów podczas kupowania Toyoty. Do tej pory pamiętam widok taksówkarza, któremu nie wystarczył sam fakt posiadania hybrydy, dorzucił tam jeszcze LPG, żeby było taniej.
Oficjalnie spalanie w wariancie tej mniejszej hybrydy powinno wynosić 3,3-3,6l na każde 100 przejechanych kilometrów. W praktyce było to co prawda 5,1l, co sprawdził nasz redakcyjny kolega, ale to wciąż wynik bardzo atrakcyjny. Natomiast w tej mocniejszej, 180-konnej hybrydzie, spalanie było nieco wyższe, bo 5,8l/100km. Generalnie – można jeździć i nie zbankrutować.
6. Jakie systemy wspierają kierowcę?
Co ważne, nowe Corolle już w wersji podstawowej są przyzwoicie wyposażone. Czekają tam nie tylko LED-owe światła do jazdy dziennej, ale także system automatycznego powiadamiania ratunkowego eCall i pakiet Toyota Safety Sense drugiej generacji (posiada inteligentny tempomat adaptacyjny i system zapobiegający kolizjom z innym pojazdami, pieszymi oraz rowerzystami).
A im dalej w las (cennik), tym więcej. Jest inteligentny tempomat adaptacyjny, który zachowuje stałą prędkość bez konieczności naciskania gazu. Przetestowane na bardzo rygorystycznych szwajcarskich drogach i przyznaję, że tam to rozwiązanie wręcz idealne.
Zwłaszcza w połączeniu z asystentem utrzymania pasa ruchu, który pilnuje nie tylko, żebyśmy kogoś nie walnęli przed nami, ale i nie wyjechali ze swojego pasa. Są też automatyczne światła drogowe, które wykrywają zbliżające się pojazdy czy poziom jasności świateł ulicznych i dostosowują do sytuacji nasze światła.
Jest też – także sprawdzony w Szwajcarii – układ rozpoznawania znaków drogowych. Przyznaję, że system docenia się dopiero, gdy go… zabraknie. Układ wykrywa znaki na drodze i wyświetla je kierowcy pomiędzy zegarami. Przydatne zwłaszcza gdy na chwilę się zagapisz i nie zanotujesz, jakie jest ograniczenie na danej trasie.