Z brzydkiego kaczątka w naprawdę fajne auto – tak zmieniła się na przestrzeni lat (i generacji) klasa A. Dzisiaj to samochód, który w pewnych aspektach jest nieodróżnialny od droższych modeli niemieckiego producenta. No i można z nim pogadać – chociaż akurat tego, co w tytule, może nie zrozumieć.
– Hej Mercedes, opowiedz dowcip – te słowa w testowanej klasie A wypowiedziałem co najmniej kilkanaście razy ku uciesze osób, które przewoziłem tym samochodem.
– Przepraszam, ale zostałam stworzona przez niemieckich inżynierów – odpowiadała mi niestrudzenie Mercedes, co w sumie samo w sobie było niezwykle zabawne. Fakty są jednak takie, że klasa A rzeczywiście nie opowiada dowcipów. I że została stworzona przez wspomnianych inżynierów. Co ją więc wyróżnia?
Aż miło na nią popatrzeć
Naprawdę – klasa A to obecnie jeden z najładniejszych hatchbacków na rynku. A to wcale nie jest przecież oczywiste, bo wystarczy sobie przypomnieć pierwszą generację tego modelu. Z przodu samochód jest właściwie małym CLS-em – osoby niezaznajomione całkowicie z motoryzacją mogą się zwyczajnie pomylić z takiej perspektywy.
Klasa A oczywiście jest jednak mniejsza, a do tego jak to hatchback – ma ścięty bagażnik. Inna sprawa, że właśnie z tej strony wygląda zdecydowanie najlepiej. Niektóre auta są ładne, inne wyglądają nowocześnie. Klasa A z kolei według mnie jest po prostu seksowna. No spójrzcie na te zdjęcia.
I pomyśleć, że wersja AMG jest jeszcze lepsza.
We wnętrzu z kolei z jednej strony bardzo w stylu Mercedesa, a z drugiej czuć powiew świeżości. Odpowiada za to nowy system multimedialny o nazwie MBUX. Dzięki niemu interfejs wygląda trochę inaczej (i lepiej) niż w większości Mercedesów, a na dodatek można z nim pogadać. Ale o tym później.
No i oczywiście jak to w Mercedesach wszystko jest na naprawdę wysokim poziomie.Mięsista, gruba kierownica, wykończenie deski rozdzielczej – to naprawdę może się podobać. A czekoladowa skóra w testowanym egzemplarzu to klasa sama dla siebie.
Miejsca też jest całkiem dużo. W klasie A całkiem wygodnie pojadą cztery osoby, na kanapie z tyłu naprawdę da się komfortowo usiąść. Przez parę kilometrów jechałem nawet w piątkę i jakoś przetrwaliśmy.
Ale jest też duże nieporozumienie – w klasie A nie ma zwyczajnego portu USB. Są tylko USB-C. Innymi słowy nie miałem kabla, którym mogłem naładować telefon. Zauważyłem to oczywiście dopiero wtedy, kiedy musiałem się wpiąć. Naprawdę - ani jednego zwykłego USB.
Francuskie geny
Mercedes – tak jak wielu producentów – ma w zwyczaju udawanie, że silniki w ich autach są większe niż w rzeczywistości. Nie inaczej było tutaj. Testowany egzemplarz to Mercedes A200, więc zgodnie z nazwą pod maską był silnik o pojemności… 1.3 litra.
Dodajmy, że zrobili go Francuzi.
Żarty na bok – tak w zasadzie to ten silniczek, który będzie dostępny choćby także w… Dacii Duster, radzi sobie całkiem dobrze. Z niewielkiej pojemności mamy tutaj do dyspozycji aż 163 konie mechaniczne i dużo momentu obrotowego (250 Nm).
W efekcie A200 chętnie się zbiera (do setki jakieś osiem sekund) i jest całkiem elastyczna. Do jazdy w mieście w zupełności wystarczy, w trasie też można wyprzedzać ciężarówki bez duszy na ramieniu.
Co nie zagrało? Dźwięk silnika – zwłaszcza na wyższych obrotach jest niezwykle irytujący, więc wspomniane wyprzedzanie nie będzie należało do najprzyjemniejszych doznań. Z drugiej strony przy prędkościach autostradowych w środku jest nawet cicho i przyjemnie. O ile oczywiście nie jedziemy na czwartym biegu po tej autostradzie. Na siódmym będzie znacznie lepiej.
Spalanie też jest bardziej niż przyzwoite. Wybrałem się tym autem w trasę do Suwałk i z Warszawy wyszło mi… 6,7 litra na sto kilometrów. Ale tak musi być, bo przy prędkościach autostradowych A200 pali trochę ponad osiem litrów benzyny. Na ekspresówce to będzie około siedmiu litrów, a na drodze krajowej jakieś… wielkie nic.
Trochę gorzej jest w mieście – tam już trzeba się naprawdę namęczyć, żeby zejść poniżej 10 litrów. Gra niewarta świeczki, lepiej po prostu jeździć jak człowiek.
Sama klasa A jest – jak na Mercedesa – zaskakująco twarda i zwarta w prowadzeniu. Oczywiście to wciąż komfortowe auto, ale Niemcy wybitnie postarali się o to, żeby ten samochód jakoś jeździł. Układ kierowniczy jest przyjemnie responsywny i chętnie współpracuje z kierowcą.
W internecie wyczytałem już sporo pozytywnych informacji o właśnie pojawiającej się w salonach wersji AMG tego autka i… zaczynam je rozumieć. Zwykła klasa A to naprawdę dobra baza pod rasowego hothatcha.
No to porozmawiajmy
Przy tym wszystkim, o czym wspominam, klasa A sprawia wrażenie trochę takiego smartfona. Jest wręcz skrajnie nowoczesna. Środek to jedna wielka LED-wa dyskoteka, kierowca ma do dyspozycji dwa przepiękne ekrany ukryte za jedną taflą szkła.
Nie ma tu nawet wspomnianego zwykłego gniazda USB, a w aucie wręcz roi się od asystentów i systemów bezpieczeństwa. Co mnie zaskoczyło? Podczas mijania się z tirem w trasie podmuch wiatru trochę "zdestabilizował" mój tor jazdy. Co zrobiła A-klasa? Błyskawicznie zacisnęła pasy bezpieczeństwa spodziewając się najgorszego. Nie byłem chyba w drugim aucie, które tak ochoczo to robi, bo w sumie samochód zacisnął je aż kilka razy. Przez weekend.
Równie nadaktywny (choć tym razem irytujący, a nie imponujący) jest asystent odpowiedzialny za utrzymanie auta na swoim pasie. Klasa A reaguje wręcz histerycznie na najeżdżanie na linię. Spróbujcie się wychylić ze swojego pasa (bez kierunkowskazu) w trasie celem sprawdzenia, czy możecie wyprzedzić ciężarówkę przed wami. Zgroza.
No i wreszcie jest ona – Mercedes. Porozmawiać z nią możemy wywołując ją hasłem "Hej Mercedes". Choć w praktyce reaguje na prawie każdego "Mercedesa", więc ciężko w tym aucie porozmawiać o nim tak, żeby się… nie wtrącało. :)
I działa to całkiem sprawnie. Oczywiście po premierze Google Asystenta w polskiej wersji możliwości językowe klasy A nie są już tak imponujące, ale wciąż są bardzo przyjemne. Autom innych producentów nie bardzo można jednak powiedzieć, że chcę jechać "do Tesco w Suwałkach". A tu się udało.
Oczywiście problemy się zdarzają. Na hasło "chcę zjeść pizzę w Suwałkach" klasa A odpowiadała mi beztroskim "jak mogę ci pomóc", ale już "gdzie jest pizza w Suwałkach" działało. Ogółem jest nieźle, warto z tego korzystać dla samej nawigacji, bo przecież ręczne wpisywanie adresu to udręka w każdym aucie.
Dla amatorów mocnych wrażeń pozostaje A250 z silnikiem 2.0 i 224 KM. Taka przyjemność startuje od ponad 140 tysięcy złotych. No i AMG.
Mercedes A200 na plus i minus:
+ Dobre osiągi + Niskie spalanie paliwa + Precyzyjny układ kierowniczy + Wygląd + Z tym autem naprawdę można porozmawiać - Irytujący dźwięk silnika na wysokich obrotach - Gdzie jest zwykły port USB? - Przewrażliwione systemy bezpieczeństwa