Synku, kim chciałbyś być jak dorośniesz? Keanu Reevesem! Taka odpowiedź nie powinna zaskoczyć żadnego rodzica, bo znany aktor nie ma w sobie nic z hollywoodzkiego gwiazdora. Nie dość, że sodówka nie uderzyła mu do głowy, to pomaga zwykłym ludziom - i to nie na pokaz.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
"Kanadyjski aktor, reżyser, filantrop, producent filmowy i muzyk urodzony w Libanie. Uważany za jednego z najlepszych producentów filmowych na świecie i jednego z najlepiej opłacanych aktorów swojej generacji" – tak mówi o nim Wikipedia. Suchy wpis encyklopedyczny nie oddaje jednak tego, jakim naprawdę jest człowiekiem. 54-letni aktor ma na koncie wiele sympatycznych akcji. Oto jedne z najciekawszych dokonań gwiazdy "Matrixa" i "Johna Wicka".
Pomoże w każdej sytuacji
Ta najświeższa historia doskonale obrazuje, jak życzliwym facetem jest Reeves. Udowodnił to współpasażerom samolotu z San Francisco do Burbank, który musiał awaryjnie lądować w w Bakersfield. Nie zamówił sobie prywatnej podwózki, tylko czekał z innymi na przyjazd zastępczego busa.
"To uczucie, kiedy twój samolot się niemal rozbija i trzeba awaryjnie lądować na odległym lotnisku, ale przynajmniej Keanu Reeves też ma kiepski dzień" – napisał jeden z pasażerów i wrzucił zdjęcie z aktorem do sieci.
Keanu nie tylko poczekał z pozostałymi na transport, ale też ich uspokajał i informował o obecnej sytuacji. Potem wpakował się do autobusu i pojechał razem z resztą. W środku dzielił się ciekawostkami o Bakersfield i puszczał muzykę country. Wszystko jest udokumentowane na Twitterze.
Charytatywność to jego drugie imie
Ogromny wpływ na jego dobroduszną osobowość miała jego trudna przeszłość. Jeśli kiedyś powstanie o nim film o jego młodości, to będzie bardzo dołujący, ale chociaż zakończony happy endem. Nie miał w życiu lekko, dlatego teraz sam dzieli się z potrzebującymi.
Kiedy miał trzy lata, zmarł mu ojciec, dysleksja utrudniała mu naukę, ukończył szkołę bez dyplomu, przeżył śmierć najbliższego przyjaciela, a później córki, która przyszła na świat martwa. Potem rozstał się z Jennifer Syme. "18 miesięcy później zginęła w wypadku samochodowym. Od tego czasu unikam poważniejszych związków i posiadania dzieci" – brzmiał fragment jego "spowiedzi".
"Moja młodsza siostra miała białaczkę. Dziś jest już wyleczona. 70 proc. zysków z 'Matrixa'" przeznaczyłem na szpitale, w których leczona jest ta choroba" – zdradził Keanu Reeves.
Niedawno okazało się też, że w sekrecie prowadzi organizację charytatywną. Pomaga dzieciom z białaczką, na którą chorowała jego siostra. Media dowiedziały się o tym dopiero w zeszłym roku.
– Nie lubię łączyć jej z moim nazwiskiem, niech po prostu robi, co do niej należy – wyjaśnił aktor. Ukrywał organizację z dala od blasku fleszy przez sześć lat. Nie można więc powiedzieć, że robił to pod publiczkę.
Praca z nim to czysta przyjemność
Jak łatwo się domyślić, Keanu nie jest gburem-samolubem. Okazuje to nawet na planie. To jeden z najlepiej opłacanych aktorów, ale nie jest pazerny. W innym wypadku nie zobaczylibyśmy go u boku Ala Pacino w "Adwokacie diabła" oraz Gene'a Hackmana w "Sezonie rezerwowych". Powód? Reeves obciął swoją normalną gażę (przy pierwszym filmie o 2 mln dolarów, przy drugim 0 90 proc.!. Dzięki temu producencie mogli zatrudnić zarówno jego, jak i pozostałych aktorów. Opłaciło się.
Jest też znany z robienia przyjemnych niespodzianek. Osoby z ekipy technicznej pracujące przy "Reakcji łańcuchowej" zabierał na śniadania i obiady. I tak przez kilka tygodni. Rzecz jasna za wszystko płacił z własnej kieszeni.
Lubi też wręczać prezenty. Zrzekł się 80 milionów dolarów z zarobków z sequeli "Matrixa" na rzecz cichych bohaterów filmu: osób odpowiedzialnych za kostiumy i efekty specjalne. Bez jego wsparcia filmy mogły nie być dokończone. A każdemu z kaskaderów kupił po wartym 6 tysięcy funtów Harleyu Davidsonie. Zrobił to w ramach podziękowań za świetną pracę.
– Pieniądze są ostatnią rzeczą, o której myślę. Mógłby przeżyć za to co już zarobiłem przez kilka kolejnych stuleci – odpowiedział spytany o powody swojej hojności.
Żyje nie tylko aktorstwem
Poza planem jest pasjonatem motoryzacji. Założył nawet firmę Arch Motorcycle Company. Razem z kolegą oraz współzałożycielem zaprojektowali supermotocykl wart 79 tys. dolarów.
Oczywiście ściga się również charytatywnie. W 2009 roku wziął udział w Toyota Celebrity Race. I wygrał.
Muzyka to również jego pasja - całkiem nieźle sobie radzi na gitarze basowej. Po filmie "Wspaniała przygoda Billa i Teda" z 1989 roku założył garażową kapelę Dogstar - dosłownie w swoim garażu. Zespół supportował takie gwiazdy alternatywnego rocka jak Weezer czy Rancid.
Mistrz dobrych uczynków
Na koniec zostawiłem najmniejsze rzeczy, które ogromnie poprawiają humor i podnosi na duchu. "Nie mam ochroniarzy i nie noszę modnych ubrań. Pomimo że jestem warty 100 mln dolarów, nadal korzystam z metra i kocham to!" – stwierdził swego czasu na Facebooku.
Wyobraźcie sobie, że jesteście jednymi z najbardziej rozpoznawalnymi ludźmi na Ziemi, za jeden film inkasujecie miliony dolarów, ale dalej podróżujecie metrem, a nie limuzyną. Mało tego - pytacie innych, czy nie chcą usiąść na waszym miejscu. Nawet "zwykli" ludzie nie za często robią.
Reeves, to kawał gentlemana. Po sieci krąży też historyjka mówiąca o tym, że podwiózł przypadkową kobietę do domu. Popsuło jej się auto, a on nadrobił 50 mil drogi. Mało wam? W 1997 roku został przyłapany na posiadówce... z bezdomnym. Wysłuchał jego historii, napił się z nim i zjadł. Tak po prostu.