Myślę, że właśnie dlatego mnie oszukał, bo jestem cudzoziemcem – powiedział Gerald Birgfellner. Austriacki biznesmen w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" po raz pierwszy publicznie zabrał głos ws. afery związanej z budową wieżowców na terenie spółki Srebrna.
Austriak na łamach dziennika przyznał, że w jego odczuciu prezes PiS Jarosław Kaczyński osobiście mu zaproponował prowadzenie tej inwestycji, ponieważ wierzył w jego kompetencje. – Wiedział, że jego ludzie nie są w stanie podołać takiemu zadaniu. Mówił mi, że to jego wielka idea. Że próbował próbował ruszyć tę inwestycję od 15 lat, ale nikt nie był w stanie jej zrealizować. Jego ludzie tylko o tym gadali – wyjaśnił.
Birgfellner podkreślił nawet, że na wyraźną prośbę Kaczyńskiego przeprowadził się do Polski, żeby w pełni skoncentrować się na projekcie. Jednocześnie rozmawiał o nim tylko i wyłącznie z szefem PiS. – Raporty zawsze składałem bezpośrednio Kaczyńskiemu, nie ludziom ze Srebrnej – tłumaczył.
– Ufałem Kaczyńskiemu, i to nie tylko dlatego, że był członkiem rodziny. To najważniejsza dziś postać w Polsce. Jeśli nie można było ufać jemu, to komu można? – podkreślił ponadto.
Birgfellner przyznał także w wywiadzie dla "GW", że Kaczyńskiego poznał w Boże Narodzenie 2011 roku na rodzinnym obiedzie u Jana Marii Tomaszewskiego, kuzyna prezesa PiS. – Miałem wrażenie, że Kaczyński to poważny człowiek. Biła od niego charyzma, był uprzejmy i bezpośredni. Na pewno nie wydawał się kimś, kto może później zachować się tak, jak się zachował – opowiadał.
Okazuje się też, że Kaczyński zadbał o to, żeby Birgfellner był postacią anonimową. – Kaczyński zabiegał o to, by nikt mnie nie znał. Nawet premier. Czasami musiałem czekać w kuchni, by ludzie w poczekalni mnie nie widzieli. Kaczyński mówił mi, że rozmawiał z Morawieckim o wieżowcu i usłyszał od niego, iż obawia się naszego projektu, bo może to kosztować PiS utratę głosów – relacjonował.
Biznesmen wyjaśnił także, że w projekt został wtajemniczony w 2017 roku. – Powiedziałem Kaczyńskiemu, że jeśli ma mi przekazać ten projekt, muszę mieć coś w ręku, bo na słowo nie możemy się umawiać. Chodziło o pełnomocnictwo, no i dostałem je od zarządu Srebrnej – wreszcie tak wyjaśnił, jak przebiegała jego współpraca.
Przypomnijmy, że "taśmy Kaczyńskiego" zostały ujawnione przez "Gazetę Wyborczą" pod koniec stycznia. Materiały, które zostały opublikowane, pokazały prezesa PiS jako osobę świetnie zorientowaną na rynku nieruchomości.