
"Plastikowa" dyrektywa to cios w samo serce producentów plastikowych naczyń. Ci prędko muszą się przebranżowić i zacząć biznes właściwie od nowa. – W ciągu roku mogę stracić cały dorobek życia – przyznaje Andrzej Bittner, właściciel Bittner Packaging.
Plastikowa rewolucja
Parlament Europejski zdecydował, że od 2021 roku nie będzie można używać dziesięciu produktów jednorazowego użytku. Obok popularnych jednorazówek, zakaz obejmie także m.in. słomki, patyczki do uszu, talerze, sztućce, rączki do balonów, styropianowe kubki i pojemniki do żywności. Za projektem dyrektywy głosowało 560 europosłów, 35 było przeciw, a 28 wstrzymało się od głosu.
Zmiana albo bankructwo
Bittner trzy lata temu sporo zainwestował w rozwój firmy. Nie przypuszczał nawet, że za kilka lat sytuacja na rynku tak bardzo się zmieni. – Nagonka na słomki trwa od dwóch lat. Tak więc ich producenci się przygotowali, kupili maszyny, a ja zainwestowałem w maszynę do plastiku. Teraz ich nie sprzedam. Po prostu nie mam, jak się wycofać. Jestem w sytuacji naprawdę krytycznej – powtarza.
Wiele sieci nie chce kupować naszych produktów. Do tej pory my je sprzedajemy, ale wytwarza się atmosfera niepewności: czy klienci będą to kupować, czy ja to sprzedam, co zrobię z towarem. Efekt będzie taki, że będziemy musieli zwolnić pracowników z produkcji. A samo wypłacenie odpraw i jednocześnie brak stałego dopływu gotówki, to może mnie totalnie zniszczyć. W ciągu roku mogę stracić cały dorobek życia.
Rynek jest już pełen
Jaką alternatywę mają producenci plastikowych naczyń? – Naczynia, sztućce z polietylenu to 90 proc. naszej produkcji. W tej chwili próbujemy przestawić się na produkcję pojemników z polipropylenu. Produkujemy też pojemniki do pieczarek. No, ale wiadomo, że ten rynek jest juz zajęty przez innych, czasami bardzo dużych producentów. Na rynku będzie rzeźnia. – odpowiada Bittner.
