Szkolenia BHP przed rozpoczęciem pracy. Niepotrzebna strata czasu czy uświadomienie zagrożeń?
Bartłomiej Kałucki
11 sierpnia 2012, 18:43·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 11 sierpnia 2012, 18:43
Konieczność, przeradzająca się w nużące spotkanie zarówno dla prowadzącego jak i szkolonych osób, którymi są najczęściej nowi pracownicy danego przedsiębiorstwa, urzędu, czy instytucji. Czy rzeczywiście szkolenie z zasad bezpieczeństwa i higieny pracy jest dla nas jedynie nudnym, bo nudnym, ale jednak kilkugodzinnym przerywnikiem w nowej pracy, czy coś z niego wynosimy?
Reklama.
Dorośli jak dzieci, a poza tym nuda
Formalnie, zgodnie z przepisami kodeksu pracy, pracodawca jest obowiązany zapewnić przeszkolenie pracownika w zakresie bhp przede wszystkim przed dopuszczeniem go do pracy, ale także prowadzić okresowe szkolenia w tym zakresie. Pomijając fakt, że często szkolenia są przeprowadzane już po rozpoczęciu wykonywania danej pracy, to głównym zarzutem stawianym szkolącym jest nuda i niepraktyczność.
Ania, która jest pracownikiem biurowym w biurze projektowym, wspomina: – Prowadzący szkolenie zadawał dziecinnie proste i banalne pytania, czułam się nie jak pracownik, dorosła osoba, a pierwszoklasistka. Pytał między innymi, czy wiemy, że nawet w biurze może nam się coś stać? Pomyślałam – wow, naprawdę.
Szkolący, wychodzą pewnie z założenia, że „Polak mądry po szkodzie”, także wszystko trzeba mu wytłumaczyć i zobrazować niczym „krowie na rowie”, bo zapewne nie ma za grosz świadomości i zdrowego rozsądku. Takie traktowanie przez przeprowadzających szkolenia może wywołać irytację, śmieszność, a w konsekwencji zamknięcie się nawet na w miarę racjonalne uwagi.
Wina nie tylko szkolących
Aspekt nudy będący nieodłącznym członkiem niepraktyczności i co za tym idzie kompletnej nieprzydatności ustawowego obowiązku przeszkolenia BHP, to chyba jednak najczęściej pojawiający się zarzut. Dokładnie jak każda inna nudna, przeteoretyzowana lekcja, czy wykład staje się nieprzydatna, tak samo dzieje się ze szkoleniami. To jednak oczywiste. Pytanie, czy coś zmieniać, jeśli tak, to jak to zmieniać, ale także czy zmieniać, czy może lepiej usunąć przepis o obowiązkowym szkoleniu.
Za usunięciem przemawia cały szereg wyartykułowanych wyżej przyczyn. Zmienić można, ale jak i w którą stronę. Szkolący z powołaniem – to marzenie trudne do ziszczenia. Tak samo jak trudno, choć to sytuacja optymalna i pożądana, by każdy nauczyciel, lekarz, inżynier to była osoba tylko z powołaniem i pasją.
Ale, czy z drugiej strony wina nie leży po drugiej stronie, a może co najmniej pośrodku. Nowi pracownicy, z reguły, podchodzą do samego faktu szkolenia sceptycznie, traktując je głównie jako miłą, niemiłą, ale jednak dość długą przerwę, co istotne, wliczaną do czasu pracy. Trochę posiedzę, posłucham, albo i nie, a czas przynajmniej zleci. Porównań do szkoły, czy studiów nasuwa tu się cała masa. Do tanga trzeba dwojga, a w przypadku szkoleń z zakresu bezpieczeństwa i higieny pracy często do tego tanga nie ma nikogo, ani szkolącego, ani też szkolonego. Są tylko postronni obserwatorzy w postaci ustawodawcy nakazującego odbycie szkolenia i pracodawcy mającego je zapewnić. Tyle, że to stanowczo za mało.