Monika Borzym jest ceniona za swój talent wokalny i świetne płyty. Teraz będzie również ceniona za odwagę i akceptację samej siebie. Polka, która nosi rozmiar 40-42, pojawiła się na okładce "Playboya". I wygląda zachwycająco. Czy to znak, że magazyn otworzy swoje podwoje dla wszystkich rozmiarów?
"Playboy" przyzwyczaił nas do konkretnego typu kobiety. Smukła, szczupła, rozmiar 34-36. Jeśli ktoś od urodzenia żyłby w izolacji, a świat oceniałby tylko po przysyłanych mu numerach "Playboya" (a szczególnie po jego okładkach), to byłby przekonany, że tak wyglądają kobiety.
Właśnie tak, jak na poniższym zestawieniu ostatnich okładek polskiej edycji magazynu:
Jeśli jednak nie jesteśmy zamknięci w czterech ścianach, niczym bohaterowie filmu "Pokój", powiemy: "Ej, zaraz, tak wszystkie kobiety wcale nie wyglądają". Bo prawda jest taka, że kobiety wyglądają różnie – noszą ubrania i w rozmiarze 34-36, i w innych: 38, 40, 42, 44, 46 oraz większych.
Utarło się jednak, że piękno nosi te rozmiary najmniejsze. To już się zmienia – standardowe rozmiary oraz te plus size coraz częściej pojawiają się "publicznie". Powoli zmieniamy swoją wizję piękna. Rozszerzamy ją o rozmiary, kolory, detale. "Playboy" był najbardziej oporny.
Teraz nagle coś drgnęło, "Playboy" nagle zmądrzał. W majowej sesji wystąpiła bowiem ceniona polska piosenkarka jazzowo-soulowa Monika Borzym, która nie nosi rozmiaru 34.
"Są takie czasy, że niejako trzeba się tłumaczyć z rozmiarów"
"Hej. Mam na imię Monika. Mam rozmiar 40, a czasem nawet 42. Jestem na okładce Playboya i jestem z tego dumna. Poza okładką jestem na 10 zdjęciach wewnątrz, z czego 8 uważam za naprawdę piękne" – napisała na Instagramie artystka, która na koncie ma cztery świetnie przyjęte płyty, na co dzień mieszka w Los Angeles, a którą szersza publiczność może znać z programu "Twoja twarz brzmi znajomo"
Borzym wrzuciła na razie jedno zdjęcie z sesji "Bez kompleksów – Monika Borzym – akty i jazz", magazyn ujawnił z kolei okładkę. Na tym pierwszym, czarno-białym Borzym siedzi na krześle i trzyma w ustach papierosa. W ręku ma zakrywającą pierś filiżankę, drugą zakrywa pierś. Na zdjęciu okładkowym (na Instagramie "Playboy" nie wiadomo czemu je ocenzurował, mimo że zakazanych przez serwis sutków na nim nie widać) Borzym – również zasłaniając piersi – patrzy prosto w obiektyw. Jej usta są lekko rozchylone, a włosy powiewają "na wietrze".
Zdjęcia fotografki Izy Grzybowskiej są naprawdę piękne – sensualne i seksowne, maksymalnie kobiece. Nie ma w nich gorszącego czy wulgarnego, to akty najwyższej próby. Do oprawienia w ramkę i powieszenia na ścianę.
A sama Borzym? Wygląda przepięknie, zresztą to piękna kobieta, więc to żadne zdziwienie. Zachwyceni są również internauci.
Jedna z internautek napisała na Instagramie: "(...) jesteś po prostu piękną naturalną kobietą. Są takie czasy, że niejako trzeba się "tłumaczyć" z rozmiarów. Bo sztuczny świat krzyczy o rozmiar 34!!!! Wielki szacunek".
Narzuca się więc pytanie: kiedy świat zrozumie, że piękno jest różnorodne?
Bez kompleksów
Sesja Borzym w "Playboyu" nosi nazwę "Bez kompleksów". Faktycznie to odwaga wystąpić w nagiej sesji, zwłaszcza, jeśli wygląda się inaczej od większości okładkowych bohaterek (patrz pierwsze zdjęcie). Piosenkarka pokazała odwagę olbrzymią, a przy okazji dała wszystkim lekcję akceptacji.
Podobnie zresztą zrobiła to Joanna Przetakiewicz, kiedy nie tak dawno wstawiła na Instagram swoje półnagie zdjęcie. Projektantka mody figurę ma szczupłą i smukła, jednak polał się na nią hejt za jej wiek (51 lat). "W pewnym wieku świecenie gołym tyłkiem nie wypada" – pisali niektórzy.
Co więc nas tak naprawdę gorszy? Fakt, że Przetakiewicz – albo Kardashian czy Gessler – mają czelność siebie lubić i czuć się w swoich ciałach komfortowo. To nas boli i uwiera. Wciąż dziwi nas, że ktoś może z własnej woli pokazać swoje nagie ciało – to idealne jeszcze pół biedy, ale to niedoskonałe? Mimo ruchu body positive (ciałopozytywności), wciąż nas to dziwi i oburza.
Fakt, że kobieta dzieli się swoim nagim zdjęciem z własnym woli, pokazuje bowiem, że jest świadoma swojego piękna i wartości. Że lubi i akceptuje swoje ciało, niezależnie od jego rozmiaru i wieku. A jeśli komuś się to nie podoba? Jego problem.
Więcej piękna!
Zawsze znajdzie się bowiem jakiś hejter. Znalazł się on również u Borzym. "Jeden z gorszych numerów. Ta laska jest najzwyczajniej w świecie gruba. I tu nawet photoshop nie pomógł" – napisał internauta (płci męskiej) na Instagramie "Playboya".
Nie musimy go słuchać, nie musimy słuchać tych, którzy twierdzą, że piękno nosi rozmiar 34 i już.
Zresztą piękne zdjęcia Borzym (chociaż, znając "Playboya" i inne kolorowe magazynu, są one wyretuszowane, a szkoda, bo w końcu przydałoby nam się trochę naturalizmu) pokazują, że taktyka, aby nie pokazywać zdjęć kobiet w większym rozmiarze, po prostu nie ma sensu. Sam magazyn na tym traci. Dlaczego? Bo sporo piękna mu umyka.
A odpowiadając na głosy (które pojawiają się zawsze) w stylu "baba, która się rozbiera i świeci cycem, jest głupia i pusta": nagość jest wyrazem siły. Ciało to bowiem własność indywidualna i każdy może zrobić z nim, co chce.
Kiedy kobieta eksponuje ciało z własnej woli, ma nad nim kontrolę i sama prowadzi swoją "cielesną" narrację, nie jest to akt uprzedmiotowienia, ale wręcz przeciwnie – upodmiotowienia. Inaczej, niż kiedy ktoś wykorzystuje kobiece ciało wbrew jej woli do celów chociażby reklamowych.
Chwała więc Borzym za pewność siebie, świadomość własnej wartości i nauczenie Polaków, że można nosić rozmiar 42 i być piękną i seksowną. A "Playboyowi" chwała za poszerzanie horyzontów i otwartość.
Chociaż pewnie sesji z kobietami w rozmiarze 44 i wyżej szybko się nie doczekamy. Ale może?