Macierzyństwo jest dla kobiety wielkim obciążeniem. Czy jednak daje jej to przyzwolenie na wykorzystywanie pracodawców i współpracowników? Jeśli ciągle będzie brać urlopy, to koledzy z pracy pracują na jej pensję.
Tekst z "Wysokich Obcasów" autorstwa Aleksandry Sobczak zainspirował nas do dyskusji o kobietach nadużywających swoich urlopów macierzyńskich. W swoim artykule dziennikarka sugeruje, że pracodawcy niechętnie patrzą się na młode pracowniczki z winy samych kobiet.
Nie każdy przedsiębiorca jest krwiożerczym poganiaczem niewolników, często to kobiety przekraczają wszelkie granice. O tym, jak kobiety w ciąży zachowują się w pracy, rozmawiamy z Janem Kościuszko, byłym rajdowcem i prezesem sieci restauracji "Polskie Jadło".
Kobieta, która jest w ciąży, zaraz biegnie do ginekologa i bierze zwolnienie, mimo, że mogłaby jeszcze trochę popracować. Mamy taki trend w Polsce?
Jan Kościuszko: To już nie tyle trend, co świecka tradycja. Niektóre kobiety rzeczywiście tak robią, nie chcę tu generalizować. Nie jestem szowinistą. Rekordzistką świata albo co najmniej Polski w tej dziedzinie jest bez wątpienia żona jednego z polskich polityków. Najpierw wzięła urlop, bo była w ciąży, potem macierzyński, chorobowy i tak się to ciągnęło przez wiele miesięcy.
Kobiety pracujące umysłowo nie powinny od razu uciekać na urlop?
Powtarzam, nie chcę się im narazić i uogólniać. Nie bronię kobiecie urlopu, ale często przeginają. Moim zdaniem kobiety na stopniu managerskim dzielą się na dwa typy. Te ambitne, które wybrały ścieżkę kariery, późno decydują się na macierzyństwo lub nie decydują się wcale. Ten drugi rodzaj najpóźniej w 4 miesiącu ciąży ucieka na zwolnienie. Jedno, drugie i to się tak ciągnie. To dość nagminne zjawisko, dlatego pracodawcy tak niechętnie patrzą na pracowniczki w przedziale 20 - 35 lat.
To domena wyłącznie Polaków?
Głownie tak. W krajach zachodnich nie ma czegoś takiego. Moja matka pracowała w Niemczech. Była szefową jednej z monachijskim klinik. Nie miała takich problemów ze swoimi pracowniczkami. Potrafiły pracować nawet do 9. miesiąca ciąży. A u nas widzimy PRL-owską spuściznę, myślenie typu "czy się stoi, czy się leży".
Przez pierwsze trzy miesiące płacimy im pensje, potem ZUS przejmuje ten obowiązek. Najgorsze jest to, że kobieta wraca z urlopu do pracy na dwa tygodnie, po paru dniach znów bierze urlop i tak w kółko. Nie można zlecić jej żadnego projektu, obciąża współpracowników swoimi obowiązkami, zwłaszcza w małych, kilkuosobowych firmach. Wychodzi na to, że oni pracują na jej pensję.
To wina kobiet?
Nie do końca. To wina nieszczelnego systemu. Dopóki lekarze będą zarabiać tak, jak zarabiają, dopóty to będzie świat korupcji. Kobiety dostają zwolnienia bez problemu, chodzą na te urlopy tu miesiąc, tam dwa tygodnie i tak w kółko. Lekarze dają im zwolnienia bez żadnych zastrzeżeń. Jako, że "okazja czyni złodzieja" trudno się dziwić, że sytuacja tak wygląda. Potem panie wymieniają się wskazówkami, jak najlepiej zrobić w bambuko pracodawcę. Rodzą zdrowe, wesołe dzieci. Jeśli będzie to córka, niewykluczone, że podobnie jak mama będzie naciągała w ten sposób wszystkich.
Państwo nie oferuje wystarczającego wsparcia?
Państwo nikogo nie wspiera tak, jakby sobie tego życzył. Ale nie jest tak źle, można powiedzieć, że bywa nadopiekuńcze. To problem systemowy, za który odpowiedzialność ponoszą ludzie u szczytu władzy. Ryba zawsze psuje się od głowy.
Jak się pan zapatruje na pracowniczkę w ciąży?
Powiem tak: w swoim biznesie, jeśli patrzeć na grupę managerską, zarządzającą, zatrudniam w większości mężczyzn. W przypadku grupy "biznesowej", która odpowiada za pomnażanie zysków, zatrudniam wyłącznie mężczyzn. Co do księgowości, to w większości pracują w niej kobiety. To wynika z mojego negatywnego doświadczenia. Gdy zakładałem "Polskie Jadło", w pierwszej mojej restauracji zatrudniałem wyłącznie kobiety. Jedynym facetem był tam konserwator, "złota rączka". W to, co działo się wśród moich pracowniczek, aż trudno uwierzyć. Było tam tyle konfliktów, najpierw dwie panie się nienawidziły, potem przyjaźniły, wiecznie coś się działo.
Teraz bowiem, kiedy pracodawca ma do wyboru zatrudnienie młodej kobiety i mężczyzny - identycznie wykształconych i doświadczonych - rozsądek podpowiada mu wybranie mężczyzny. Tak samo myślą szefowie, wybierając pracowników do awansów i podwyżek. Możemy uznać, że są niesprawiedliwymi mizoginami, którzy nie chcą wspierać kobiet na rynku pracy. Ale popatrzmy też krytycznie na siebie. Ci ludzie muszą liczyć pieniądze, żeby ich firmy nie upadły. I nie mogą inwestować w pracowników, którzy zaraz znikną, porzucą niedokończone projekty i nie do końca obsłużonych klientów. Obecnie pracodawca, który zatrudni dużo młodych kobiet, musi się zatem liczyć z tym, że będzie co chwila gasił pożar. CZYTAJ WIĘCEJ