Kobieta w ciąży nie ma łatwo. A to pracodawca stwarza problemy, a to państwo nie pomaga w wystarczającym stopniu. Przyszłe matki, by zadośćuczynić sobie krzywdy wykorzystują urlopy, przerzucają swoją pracę na innych i w najlepsze odpoczywają, będąc dopiero w początkowej fazie ciąży.
Problem poruszyła Aleksandra Sobczak na łamach "Wysokich Obcasów". Przekonuje, że podczas prawidłowo rozwijającej się ciąży branie urlopów macierzyńskich jest "nielojalne".
Aleksandra Sobczak przyznaje, że być matką łatwo nie jest, państwo również nie pomaga w satysfakcjonującym stopniu. Jeśli ciąża jest zagrożona, kobieta pracuje fizycznie lub na nocnych zmianach to oczywiście urlop jak najbardziej powinna wziąć, bo zdrowie jest najważniejsze. Jednak przedstawicielki tzw. "siedzących" zawodów są nielojalne, bo oprócz wykorzystywania pracodawcy i współpracowników, pracują na zły wizerunek kobiet na rynku pracy.
O tym, jakie zagrożenia niesie za sobą praca w ciąży i o nadużywaniu przez kobiety urlopów rozmawiamy z dr Haliną Szymiec-Raczyńską, ginekologiem, przedsiębiorcą, posłanką Ruchu Palikota i wiceprzewodniczącą sejmowej Komisji Zdrowia.
Kobiety na potęgę biorą zwolnienia lekarskie? Mamy taki trend w Polsce?
Halina Szymiec-Raczyńska: Nie zgodzę się z tym. Faktem jest, że to sprawa bardzo delikatna. Kobieta musi zgłosić ginekologowi, co jej dolega, jak się czuje. Zdarza się, że lekarze podchodzą bardzo łagodnie do ewentualnych objawów i wypisują zwolnienia. Miałam przypadek, kiedy dość rygorystycznie potraktowałam pacjentkę i nie dałam jej zwolnienia. Okazało się, że nie miałam racji i trzeba było umożliwić jej odpoczynek. Pracuję w zawodzie od 37 lat, zarówno ja jak i inii ginekologowie mają sporo opowieści o tego typu sytuacjach. Ale miałam wiele pacjentek, które nie chciały tego zwolnienia, wolały pracować. Przekonywałam je, by już dały sobie spokój, ale one ciągle swoje. Jeśli kobieta jest z natury leniwa, to wtedy tego zwolnienia wymaga.
Do którego miesiąca kobieta może pracować umysłowo bez zagrożenia dla jej dziecka?
Do samego końca. Ciąża to nie choroba. Kobieta jest fizjologicznie przygotowana do rodzenia dzieci. Wiele moich pacjentek dosłownie z pracy jechało na porodówkę. Ja zwykle zalecam, by dwa tygodnie przed rozwiązaniem wzięły urlop macierzyński, bo jednak dyskomfort, jaki odczuwają, jest duży. Niech sobie chwilkę odpoczną.
Jest pani przeciwna braniu zwolnień od ginekologów, jeśli nic się kobiecie nie dzieje?
Oczywiście. Jeśli stwierdza się np. krwawienie macicy, trzymamy pacjentkę na lekach, musi wtedy leżeć, mięśnie nie są tak obciążone i są lepiej dokrwione. Dodatkowo zwolnienie zapewnia komfort psychiczny. Niektóre prace są stresujące, a kobieta podczas ciąży, zwłaszcza na jej początku, z powodu hormonów staje się nieznośna nawet sama dla siebie. Dlatego w takich przypadkach zwolnienie powinno się wystawić. Ale jeśli ciąża przebiega bez żadnych patologii, nic się nie dzieje, to oczywiste, że nie powinno dawać się im możliwości by odchodziły z pracy blokując jednocześnie swoje stanowisko.
Pracodawcy rzeczywiście negatywnie zapatrują się na młode kobiety? Jak pani podchodzi do tej kwestii?
Spotykamy się z takim zjawiskiem, to prawda. Duża firma braku pięciu kobiet, które wzięły urlop macierzyński, nie odczuje. Ale małe przedsiębiorstwo, które zatrudnia 10 osób, ucierpi na tym, że kilka z nich odeszło na urlop blokując jednocześnie swoje miejsca pracy. Bo na macierzyńskim kobieta jest objęta ochroną. Ja osobiście uważam, że najlepiej zatrudnić kobietę w wieku 50 lat lub więcej. To najlepsze pracowniczki. Najczęściej wychowały już swoje dzieci, mają czas tylko dla siebie, chcą rozwijać swoją karierę, starają się w pracy dobrze wyglądać. Ja postawiłam właśnie taką grupę wiekową i nie narzekam. Wszystkie pielęgniarki, jakie zatrudniam, mają przeszło 50 lat i jestem z nich bardzo zadowolona.
Państwo opiekuje się kobietami w ciąży w dostatecznym stopniu?
Nie. Między innymi dlatego kobiety nie chcą rodzić dzieci. Żłobek, przedszkole są bardzo drogie. Dodatkowo wcześnie zaczyna się wyścig, aby zapisać dziecko do jak najlepszego przedszkola czy szkoły. Dobrze, że mamy becikowe, ale powiedzmy sobie szczerze – to jednorazowa pomoc. A wychowanie dziecka kosztuje konkretne pieniądze. W rezultacie mamy niż demograficzny, zamykanie szkół, zwalnianie nauczycieli, którzy lądują na zasiłku i błędne koło się zamyka.
Co powinno iść na pierwszy ogień, jeśli chodzi o zmianę tej sytuacji.
Dostępność do przedszkoli i żłobków. Tam dziecko może przebywać z rówieśnikami, rodzice idą do pracy. Te placówki są za drogie. Trzeba je maksymalnie dofinansować. Gdy zaczynałam pracę, żłobki i przedszkola kosztowały symboliczne złotówki. To chyba jeden z niewielu plusów PRL-u. Rodziło się mnóstwo dzieci, zdarzało się, że brakowało łóżek, a na jednym dyżurze rodziło na raz 12-14 kobiet.
Czytaj również: Kobiety w ciąży oszukują pracodawców? Jan Kościuszko, właściciel "Polskiego Jadła": "Okazja czyni złodzieja"
W prywatnym gabinecie zwolnienie można dostać bez żadnego problemu już podczas pierwszej wizyty potwierdzającej ciążę, nawet gdy wszystko rozwija się prawidłowo. Irytuje mnie to, że wiele zdrowych młodych kobiet tak chętnie z tego korzysta. Tłumaczą, że je mdli, są senne i nie mogą zbyt długo wysiedzieć przed komputerem. Nie przeszkadza im to często spędzać większości dnia na Facebooku, spacerach i spotkaniach towarzyskich. Tłumaczą, że muszą wypocząć, bo kiedy urodzi się dziecko, będą miały mnóstwo roboty. Że w Polsce nie ma żadnego wsparcia dla matek, więc przynajmniej na zwolnieniu mogą się trochę odkuć, w tym jednym jedynym momencie skorzystać na tym, że są kobietami. CZYTAJ WIĘCEJ