W ich szkole strajku nie było. Ale nie dlatego, że nie chcieli. Bardzo chcieli, ponad 90 procent nauczycieli poparło akcję. Gdy okazało się, że Solidarność podpisała porozumienie z rządem, dla nich oznaczało to jedno – żadnego strajku u nich nie będzie. – Byliśmy wściekli, rozczarowani, rozgoryczeni, popieraliśmy strajk – mówi naTemat jedna z nauczycielek SP nr 8 w Świeciu. Dlatego potem nawet się nie wahali. Część zarobionych w tym czasie pieniędzy przekazali na Fundusz Strajkujących.
Szkoła Podstawowa nr 8 im. Kazimierza Ecksteina w Świeciu nie mogła strajkować, ponieważ referendum organizowała w niej nauczycielska Solidarność, a nie ZNP. I choć ponad 90 procent z prawie 70 nauczycieli opowiedziało się za strajkiem, nic z akcji protestacyjnej nie wyszło.
Warto o tym pamiętać zanim ktoś kogoś okrzyknie łamistrajkiem, bo pewnie niejedna szkoła była w podobnej sytuacji. Dzień, w którym Solidarność podpisała porozumienie z rządem, dla wielu nauczycieli tej podstawówki w Świeciu był straszny. Dlatego tak bardzo chcieli pokazać, że popierają strajkujących.
"Kolegom z innych szkół puszczały nerwy"
– W ogóle nie dopuszczaliśmy do siebie myśli, że Solidarność się wycofa. Wielu nauczycieli było rozczarowanych, część poszła na zwolnienia lekarskie. Czuliśmy rozgoryczenie i wściekłość, bo nie mogliśmy pokazać, że też jesteśmy za strajkiem. Patrzyliśmy jak inni na nas patrzą z wyrzutem, że my nie strajkujemy. Niektórzy nie rozumieli dlaczego. Ale nic nie mogliśmy już zrobić – opowiada naTemat Iwona Haber, nauczycielka matematyki.
Mówi, że w pierwszych dwóch dniach strajku atmosfera była straszna. Walczyli o strajk do końca. Próbowali dołączyć do ZNP, ale było już za późno.
Dyrektor szkoły przedstawia sytuację obrazowo. – Decyzja Solidarności podziałała tak, jakbym śmignął batem narowistego konika. Zdenerwowało to mnóstwo nauczycieli, było niesamowite wzburzenie. Część poszła na L4. W pewnym momencie w szkole było 40 kilku nauczycieli – mówi nam Sylwester Gmys.
Opowiada też o tym, co spotykało jego nauczycieli: – Wyzywano ich od łamistrajków, od sługusów, padały nieprzyjemne słowa. A to przecież nie ich wina. Kolegom z sąsiednich szkół puszczały nerwy.
Wpłacili 6900 zł
Dlatego, gdy pojawiła się taka możliwość, postanowili pokazać, jak bardzo solidaryzują się ze strajkującymi nauczycielami. Na stronie szkoły, oraz na jej profilu na FB, pojawił się komunikat.
"My nauczyciele ze Szkoły Podstawowej nr 8 w Świeciu, solidaryzując się ze strajkującymi nauczycielami, postanowiliśmy część w tym czasie zarobionych pieniędzy , przekazać na
FUNDUSZ STRAJKUJĄCYCH. Niestety w tak ważnej dla nas sprawie nie mogliśmy być z Wami. WYCIĄGAMY WNIOSKI NA PRZYSZŁOŚĆ !!!".
Zamieścili screen potwierdzenia wpłaty 6 900 zł. – Pomyśleliśmy, że gdybyśmy strajkowali, na pewno nie dostalibyśmy pieniędzy za czas strajku. To może chociaż częściowo podzielimy się ze strajkującymi naszymi wypłatami? Pomysł chwycił. Choć tyle mogliśmy zrobić – mówi Iwona Haber.
Na stronie szkoły znajdziemy jeszcze jeden komunikat:
My nauczyciele ze Szkoły Podstawowej nr 8 im. Kazimierza Ecksteina w Świeciu informujemy, iż większość z nas solidaryzuje się ze strajkującymi Kolegami i Koleżankami. Niestety z przyczyn formalnych nie możemy przyłączyć się do strajku. Czytaj więcej
Chcą zapisać się do ZNP
W zbiórce wzięła udział większość nauczycieli. Wpłacali po 250 zł, 100 zł. Komentujący w internecie zareagowali z uznaniem. "Brawo Wy. Niesamowity gest", "Wspaniała inicjatywa" – oceniają.
– Nauczyciele chcieli pokazać, że nie jesteśmy łamistrajkami, jak niektórzy nas nazwali. Że sercem i duszą jesteśmy ze strajkującymi. I to nie jest tak, że nie strajkowaliśmy, bo baliśmy się o utratę wynagrodzeń – mówi dyrektor.
Jak strajk wpłynął na tę szkołę? – Dziś część osób jest zdecydowana zapisać się do ZNP. Czekamy na spotkanie z przewodniczącą w naszym regionie. Jeśli rząd nie zmieni postępowania, akcja protestacyjna będzie dalej trwała a w szkole będziemy mieli drugi związek i będziemy działać – odpowiada nauczycielka.
[/embed] "Podział nie do odrobienia"
Słowa, które nauczyciele ze Świecia napisali na końcu: "Wyciągamy wnioski na przyszłość" można odebrać jako deklarację udziału w strajku w przyszłości. Ale okazuje się, że nie tylko. – Chodzi o wybory, to po pierwsze. Po drugie, o organizację związkową Solidarność, bo część jej członków już rzuciła legitymacją. Straciła swój autorytet – mówi Sylwester Gmys.
Sam wpłacił część swojego wynagrodzenia na Fundusz Strajkujących. I z obawą myśli, co będzie dalej. Przypomina, że padło wiele słów, władze w Warszawie też nie szczędziła szkołom komentarzy. Było straszenie dyrektorów Państwową Inspekcją Pracy i innymi konsekwencjami.
– Niektóre okoliczne szkoły przeżywają naprawdę ciężkie chwile. Podział, jaki się zarysował między ludźmi jest nie do odrobienia. To tak, jakbym zalał pół Polski wodą, a następnie szybko osuszył i powiedział, że nic się nie stało. Jak nic się nie stało? Wszystko, co zamokło, nadaje się do wyrzucenia, a nie do użytku. I tak stało się z polską szkołą. To jest nie do odrobienia – mówi dyrektor, z 30-letnim doświadczeniem w szkole.