
O tym, że w środowiskach kościelnych panowała zmowa milczenia, jeśli chodzi o temat pedofilii wśród duchownych, wiadomo od dawna. Nowe światło na sprawę rzuca post prawicowego dziennikarza, który publikował m.in. na łamach "Do Rzeczy".
REKLAMA
Historię opisał na swoim profilu na Facebooku dziennikarz Stefan Sękowski. Wyjaśniał, dlaczego film o pedofilii w Kościele "muszą robić bracia Sekielscy i dlaczego demaskatorskich materiałów na ten temat nie piszą na przykład dziennikarze 'Gościa Niedzielnego' lub 'Niedzieli'".
W tym celu opowiedział historię księdza Jacka Stępczaka. "W 2001 roku napisał z kilkoma innymi księżmi i jednym świeckim list do delegatów episkopatu na Synod w Rzymie o tym, że abp Juliusz Paetz molestuje kleryków"– czytamy w poście na Facebooku Sękowskiego.
"Biskupi sprawę olali a informację o aferze musiała do Jana Pawła II przemycić Wanda Półtawska. Gdy mleko się rozlało i o sprawie napisała "Wyborcza", ks. Stępczak odmówił publikacji na łamach 'PK' listu w obronie abp Paetza (sic!)" – pisze dalej dziennikarz.
Jak podaje Sękowski, wtedy ksiądz Stępczak został przez abpa Paetza zwolniony ze stanowiska, zakazano mu posługi na terenie diecezji i wysłano na misję do Zambii, gdzie zaraził się malarią.
Wyjeżdżając do Afryki "skruszony" ks. Stępczak opublikował samokrytykę, w której pisał: "popełniłem bardo poważny błąd działając na szkodę Kościoła, a zwłaszcza burząc dobre imię ks. abpa Juliusza Paetza, ówczesnego Metropolity Poznańskiego". "Diabli wiedzą, jak go do tego nakłoniono" – puentuje Sękowski.
O ukrywaniu pedofilii w Kościele opowiedział ksiądz Andrzej Kobyliński w rozmowie z portalem gazeta.pl. – Niestety do roku 2001 tuszowanie pedofilii w Kościele katolickim miało charakter systemowy – powiedział ksiądz w rozmowie z portalem Gazeta.pl.
Zdaniem duchownego, od tamtych czasów niewiele się zmieniło i powszechne jest ukrywanie przez Kościół przypadków pedofilii, a Episkopat rozciągnął nad przestępcami parasol ochronny.
