Prowadzi badania nad wrażliwością i wstydem i jest... gwiazdą. Jak to możliwe? Potrafi to tylko Brené Brown. Nie jest coachem, ale naukowczynią, ale jej książki i wykłady zmieniają życie. Przypomina bowiem, że w sposób szczęśliwy i pełny można żyć tylko w jeden sposób: będąc odważnym i nie bojąc się porażki. Jeśli ją poniesiesz, i tak wygrywasz. Dlaczego? Bo nie trząsłeś portkami w kącie, ale wyszedłeś na arenę. Podjąłeś ryzyko.
Jeśli większość Amerykanów miałaby wybrać jedną osobę, który miałaby uczyć ich życia, byłaby to Brené Brown. No i może jeszcze Oprah Winfrey. I Barack Michelle Obamowie.
Ale Brown nie jest w tej Złotej Trójce Amerykańskich Guru ani prezenterką i aktorką, ani byłą parą prezydencką. Jest naukowczynią. Serio, jest akademicką profesorką, która zbudowała imperium oparte na dwóch rzeczach, które są stosunkowo mało sexy: wstydzie i wrażliwości.
Zbudowała je w dośc spektakularny sposób.
Jej wykład TED "The power of vulnerability" z 2011 r. jest jednym z najpopularniejszych wśród wszystkich TED Talks – ma ponad 35 milionów wyświetleń (drugi, "Listening Shame", ma 11 ich milionów). Jej pięć książek ("Z odwagą w nieznane", "Rosnąc w siłę", "Dary niedoskonałości", Dare to Lead" i przede wszystkim "Z wielką odwagą") znalazło się na pierwszym miejscu listy prestiżowej bestsellerów "New York Timesa".
Jest idolką, guru, ulubienicą wszystkich, wyrocznią. Widownia na jej wykładach pęka w szwach i wita ją owacjami na stojąco, uwielbiają ją gwiazdy, jej książki poleca Oprah. Co miesiąc blisko dwa tysiące firm i organizacji prosi ją, by przeprowadziła u nich warsztaty (wybiera zwykle jedno, dwa miejsca).
Wystąpiła nawet w filmie Netflixa "Gorzkie wino" jako ona sama. Kiedy jego bohaterki spotykają Brown na wakacjach, wpadają w szał – podekscytowane otaczają jąi zadają jej pytania, które w skrócie można zadrzeć w swojskim "jak żyć".
Teraz, również na Netflixie, można oglądać ponad godzinne wystąpienie Brown "Brené Brown: Odwagi". Film obejrzałam, TED Talki wysłuchałam, przeczytałam jedną z książek i mogę powiedzieć jedno: jeśli ktoś z samozwańczych coachów może zmienić twoje życie to będzie to Brown. Zwłaszcza, że... nie jest coachem.
O co więc chodzi z Brené Brown?
"F...k it"
53-letnia Brené Brown to prawdziwa córa Teksasu. – Dorastając na teksańskich przedmieściach, miałam dwa wymarzone zawody: przewodnik rejsów z powodu fascynacji serialem "Statek miłości" albo czirliderka drużyny Dallas Cowboy – śmiała sie w jednym z wywiadów. Do listy ambicji dorzuciła również małżenstwo z przystojnym futbolistą.
Jednak Brown szybko zorientowała się, że to, co w Teksasie było dla większości normą, jej – outsiderce, która czuła, że nie pasuje do reszty i która wychowała się w domu, w którym "jeśli wszystko było dobrze, rodzice byli wspaniali, a jeśli źle, trzeba była uciekać przed uderzeniem" – nie do końca pasuje. Postanowiła więc poeksperymentować.
Rzuciła koledż, podróżowała po Europie, była kelnerką. W końcu zaczęła pracę w amerykańskiej firmie telekomunikacyjnej, w której najpierw obsługiwała klientów (po hiszpańsku), a później reprezentowała pracowników przed kierownictwem. I to właśnie tam zakochała sie w pracy z ludźmi.
Brown postanowiła poświęcić się więc pracy socjalnej. Zrobiła licencjat, zdobyła tytuł magistra, w 2002 r. została profesorką na uniwersytecie w Houston. Uwielbiała się uczyć i wykładać, a przede wszystkim kochała rozmowy z ludźmi i pracę z danymi (w ciągu 20 lat pracy zgromadziła ich ponad 4 tysiące).
W końcu uznała jednak, że nie chce pisać książek, które "przeczyta osiem osób". – Powiedziałam sobie "pie...ć to". Nie chciałam spędzić mojego życia na pisaniu czegoś, czego moje siostry i moja mama nie będą potrafiły lub nie będą chciały przeczytać – powiedziała w wywiadzie dla "Vanity Fair". Przekaz na – zdominowanym przez mężczyzn – uniwersytecie był bowiem prosty: "jeśli coś podasz w przyswajalny, łatwy i emocjonalny sposób, oznacza to, że nie jesteś bystra".
Brown postanowiła przekonać kolegów, że się mylą – postanowiła docierać do większej ilości ludzi, także tej, która z akademickim środowiskiem nie ma nic wspólnego. Odeszła więc z uniwersytetu, ale na swoich warunkach – mogła wciąż pracować w laboratorium i prowadzić badania, ale przy okazji robić, co jej się tylko żywnie podoba.
I to doprowadziło ją do słynnego wykładu TED, który wywindował ją na wyżyny popularności.
"Oby ktoś ją zabił"
Brown – inteligentnie, zabawnie, sympatycznie i prosto – mówiła w nim o wrażliwości i wstydzie. Przekonywała, że emocji nie można zagłuszać, bo kiedy zagłuszymy te , których nie chcemy dopuścić do głosu, jak strach czy gniew, uciszymy również te na drugim inne: radość i eskcytację. Podkreślała, że trzeba zaakceptować własną niedoskonałość i kochać siebie.
Odzew na jej prezentację był olbrzymi. W filmie Netflixa Brown wyznaje, że była sparaliżowana strachem, kiedy wykład pojawił się na You Tube. – Chciałam się włamać i wykraść taśmę – mówiła. Jej mąż ją uspokajał: "Spokojnie, nie znajdą cię, przecież nie będą wpisywać w Google haseł »Brené Brown« i »wrażliwość«". Jednak nie musieli nic wyszukiwać, platforma TED Talks zrobiła swoje – liczba wyświetleń rosła w górę.
Brown – introwertyczka, która panicznie obawiała się krytyki i wszystko w życiu robiła ostrożnie – była przerażona. Pewnego dnia – wbrew przestrogom męża – przeczytała komentarze w internecie. I załamała się.
– Było tam wszystko, czego bałam się przez całe moje życie. Pierwszy komentarz: "Mniej badań, więcej botoksu". Kolejny: "No tak, nic dziwnego, że przyjmuje niedoskonałość. Jaki ma wybór z takim wyglądem?". "Może mówić o tym, co wartościowe, gdy zrzuci siedem kilo", "Żal mi jej męża i dzieci", "Oby ktoś ją zabił", "To problem tego świata" – wspominała w swoim typowo szczerym stylu Brown.
Chciała się zapaść pod ziemię. Wyznaje, że wzięła masło orzechowe, włączyła serial "Downton Abbey" i spędziła tak kilka godzin. Kiedy obejrzała wszystkie dostepne odcinki, tak bardzo nie chciała wrócić do rzeczywistości, że robiła to, co robimy wszyscy w serialowej fazie – włączyła komputer i googlowała wszystko, co mogła znaleźć o hitowym brytyjskim show.
I kiedy postanowiła sprawdzić, kto był prezydentem USA w czasie trwania akcji serialu –okazał się nim Theodore Roosevelt – natknęła się pewien cytat Theodore'a Roosevelt'a.
Nie krytyk się liczy, nie człowiek, który wskazuje, jak potykają się silni albo co inni mogliby zrobić lepiej. Chwała należy się mężczyźnie na arenie, którego twarz jest umazana błotem, potem i krwią, który dzielnie walczy, który wie, co to jest wielki entuzjazm, wielkie poświęcenie, który ściera się w słusznych sprawach, który w swych najlepszych chwilach poznał tryumf wielkego wyczynu, a w najgorszych, gdy przegrywa, to przynajmniej przegrywa z odwagą, nie chcąc, aby jego miejsce było wśród chłodnych i nieśmiałych dusz, które nigdy nie poznały ani smaku zwycięstwa, ani smaku porażki.
I doznała olśnienia, które nazywa ze śmiechem "duchowym przebudzeniem".
Zdała sobie sprawę, że bez odwagi w życiu daleko nie zajedzie i musi przestać chować się po kątach. Kazała hejterom spadać na drzewo. Uznała, że nie potrzebuje ich opinii, a ważne są dla niej tylo komentarze tych osób, na których jej zależy.
I przestała unikać życia – zaczęła pisać książki, wykładać na całym świecie, spotykać się z celebrytami. Założyła własną firmę, zbudowała imperium oparte na... wstydzie i wrażliwości.
Zeskoczysz ze słupka?
Wystąpienie Brown na Netflixie naprawdę otwiera oczy. Bo niby wiesz, że w życiu chodzi o odwagę, ale jednak "nie chcesz rozpychać się łokciami". Zadowolasz się byle jaką pracą, bo boisz się, że ci się nie uda. Nie mówisz "kocham cię", bo boisz się odrzucenia. Siedzisz potulnie jak myszka w kącie, w swojej strefie komfortu i czujesz się bezpiecznie – nikt cię tu nie skrytykuje, nie poniesiesz żadnej porażki.
Milczysz, wtapiasz się w tłum, aż w końcu znikasz, a resztę życia spędzasz na żałowaniu i gdybaniu. "Co by było, gdybym to zrobiła?", "Co by było, gdybym to powiedział?".
Brown mówi wprost – wyjdź na arenę.
I przytacza historię swojej córki, która w dzieciństwie została wytypowana przez trenera do szkolnych zawodów pływackich. Musiała jednak płynąć żabką, a tego stylu nie umiała ni w ząb. Dziewczynka płakała i płakała. Rodzice podsunęli jej więc dwie opcje: albo uda, że nie słyszy gwizdka i nie pojawi się na basenie na początku zawodów, albo mimo wszystko spróbuje.
– Nie wygrasz tego. To na pewno. Ale czasami wygrana to nie pierwsze miejsce, ale robienie dzielnych rzeczy. Może ty wygrasz przez stanięcie na starcie i wskoczenie do wody. Może to twoja wygrana. Może to twoje zwycięstwo – powiedziała do niej Brown (chociaż mała bardziej niż przemową motywacyjną matki była zainteresowana informacją, że kiedy wybierze pierwszą opcję, nie dostanie szlabanu).
W dniu wyścigu dziewczynka stanęła jednak na słupku. Pływała tak wolno i nieudolnie, że wszyscy inni zawodnicy ukończyli już wyścig, a cała widownia niecierpliwie czekała, aż skończy. Ale ona płynęła do końca. I dopłynęła. Kiedy wyszła z wody była czerwona ze wstydu i zażenowania, z jej oczu płynęły łzy. Stwierdziła, że to było najgorsze, co mogło się zdarzyć. Ale po chwili dodała: "Ale byłam dzielna i wygrałam".
Odwagi!
Brown nie udaje, że bycie dzielnym będzie trudne. Wymaga to bowiem – jak w przypadku jej córki, a także jej samej po prezentacji TED – zdjęcia z siebie ochronnego pancerza, wydostania na wierzch wrażliwości i zaakceptowania tego, że jeśli się nie uda, będziesz czuć się koszmarnie. Ale jeśli się nie spróbuje, to co – nam, ludziom – zostaje?
Niewidzialność.
Brown mówi więc: "odwagi". Nie bój się pokazać tego, kim jesteś. Nie bój się wyjść na scenę. Nie bój się trudnych rozmów. Nie bój się szczerości. Nie bój się krytyki. Nie bój się tego, że będzie niezręcznie. Nie bój się również tego, że szczęście i powodzenie w twoim życiu w końcu się skończy – nie przepowiadaj tragedii. Zamiast tego bądź wdzięczny za to, co masz. I żyj.
Brzmi banalnie. Może, ale ktoś z nas tak żyje? Właśnie, niewielu z nas. A przecież Brown tego nie wymyśliła – to wszystko wynika z jej badań opartych na tysiącach danych. Czysta nauka.
Ale nawet jeśli to wydaje banalne i powiesz "eee tam", to w wykonaniu tryskającej humorem Brown, która nie boi się szczerze mówić o swoim niedoskonałym życiu, urasta to do ragi Prawdy Absolutnej.