Sprawdza się w terenie, sprawia wrażenie niezawodnego. Ssangyong Musso to pickup, którego na ulicach raczej nie widujecie, ale on naprawdę w niczym nie jest gorszy od japońskiej czy niemieckiej konkurencji. Nie jest też jednak tańszy, co w sumie jest odpowiedzią na pytanie, dlaczego go nie widać na ulicach. A szkoda.
Patrzysz na niego i… no w sumie wiesz czego się spodziewać. Musso to nowa propozycja koreańskiego producenta, który de facto jest po prostu Rextorem (o którym niedługo więcej w naTemat) z paką. Jeśli ktoś nie wie o co chodzi, to już spieszę z tłumaczeniem – Rexton to bardzo, ale to bardzo duży i komfortowy SUV tego producenta z napędem na cztery koła.
Ponieważ Rexton jako auto jest naprawdę udany, Koreańczycy zrobili to, co w zasadzie jest najbardziej logiczne. Przebudowali nadwozie i voila – oto jest Musso.
SUV w nowej skórze
Podobieństwa do Rextona są tutaj widoczne aż nadto. Kształt grilla czy reflektory są łudząco podobne do tych z nieco starszego SUV-a. Musso zaadaptowało też środek po Rextonie. Oczywiście nabrał on trochę bardziej roboczego charakteru, ale z drugiej strony uchowało się tutaj w ten sposób dużo miękkich materiałów, których ze świecą szukać u konkurencji. Ito nawet tej niemieckiej. Naprawdę. Środek jak na pickupa po prostu robi bardzo, bardzo dobre wrażenie.
Jeśli mam się do czegoś przyczepić, to tylko do tylnych świateł. Producentowi ewidentnie zabrakło tutaj pomysłu. No ale to pickup, on ma pracować, a nie wyglądać. No i z drugiej strony nie wygląda wcale tak źle. Z przodu jest nawet atrakcyjny.
Co nie zagrało? O ile wnętrze jest naprawdę, ale to naprawdę obszerne, o tyle rozmiary paki mogą być dla wielu rozczarowujące. Ładowność na poziomie 790 kilogramów to żaden wyczyn – konkurencja jest po prostu lepsza. Na dodatek skrzynia załadunkowa może i jest szeroka (1570 mm), ale jest krótka – ma tylko 1300 mm. A na dodatek trzeba jeszcze odliczyć miejsce, które "od dna" zajmują nadkola. Europaleta w poprzek nie wejdzie.
Z drugiej strony trzeba też pamiętać, że największe pickupy na rynku często bywają po prostu… za duże. I wtedy wchodzi cały na biało Musso.
Uwaga na tylną oś
Odpalam silnik. Pierwsze zaskoczenie? Cisza. Koreańczycy chwalili się, że przy Musso nie szczędzili materiałów wygłuszających i to naprawdę słychać. A właściwie nie słychać. Nawet przy prędkości autostradowej do środka dociera głównie opór powietrza. Silnik przy tej prędkości ma około 2 tysiące obrotów (biegów jest sześć, ale są długo zestrojone) i właściwie go nie słychać. Takiego diesla to ja rozumiem.
Podróż Musso jest więc zaskakująco komfortowa i to nie tylko jak na pickupa. Raz, że jak już wspomniałem, środek robi dobre wrażenie (zarówno z przodu, jak i na kanapie). Dwa, że jest w nim po prostu cicho.
Musso nie brakuje też mocy. Silnik ma 2,2 litra pojemności (miło), 181 koni mechanicznych (coraz milej) i 400 Nm momentu obrotowego (ekstra!). Taki zestaw sprawia, że Musso ochoczo się rozpędza i... ochoczo wystawia umiejętności kierowcy na próbę. A niestety to jedyna opcja silnikowa, która jest dostępna.
Domyślnie Musso jest bowiem napędzane wyłącznie na tylną oś. Nie ma tu międzyosiowego mechanizmu różnicowego, więc napęd na cztery koła zadziała tylko w terenie. A ta tylna oś jest naprawdę dzika. Musso na mokrej nawierzchni potrafi buksować kołami nawet przy zmianie na trzeci bieg. W automacie! I mówimy o trybie "eco". W trybie "power" w zasadzie nie da się jechać, najlepiej w ogóle go nie dotykać.
Przy bardziej żywiołowym ruszeniu z miejsca na mokrej nawierzchni Musso jak rasowy sportowiec potrafi dosłownie zgubić swoją tylną oś, która zaczyna żyć własnym życiem. Kontrola trakcji reaguje dość późno. Nie na tyle późno, żeby coś wam się stało, ale na tyle późno, żebyście sami próbowali wyprowadzić auto z poślizgu.
Do tego dochodzi kwestia budowy na ramie. Dzięki temu auto jest solidne, ale na asfalcie odczujecie z pewnością każdą dziurę w nawierzchni. Na plus – wpadnięcie w taką dziurę nie skończy się w warsztacie. Ot pojedziecie dalej i tyle.
To wszystko może brzmieć zniechęcająco, ale prawdę mówiąc Musso wymaga jedynie odrobiny wprawy. To nie jest samochód, który was zabije. Trzeba jednocześnie pamiętać, że to pickup o prostej konstrukcji, co dla wielu będzie istotne. A w odpowiednich warunkach z jego narowistej natury można przecież uczynić atut. Ślizgaliście się kiedyś pickupem? Mi się raz zdarzyło na śniegu i w sumie... nie róbcie tego w domu.
Na pocieszenie zostaje jeszcze bardzo rozsądne spalanie. Musso na autostradzie wystarczy 9 litrów oleju, a na ekspresówce nawet mniej niż osiem. Przy tej masie (prawie 2200 kg), pojemności i wątpliwej aerodynamice to świetne wyniki. W połączeniu z 75-litrowym bakiem otrzymujemy zestaw, który unika stacji benzynowych. Aha – w mieście spalicie jakieś 11, 12 litrów ON.
Sprawdzi się i poza asfaltem
Wreszcie Musso całkiem dobrze radzi sobie w terenie. Oldschoolową konstrukcję na ramie i bardzo prosty napęd na cztery koła docenią tradycjonaliści i ci, którzy... boją się nadmiernych kosztów eksploatacyjnych. Musso ochoczo przejeżdża przez większe kałuże, leśne ścieżki czy po prostu w zabłoconym terenie. Do tańca i do różańca.
Co więc można powiedzieć o SsangYongu Musso? Pewnie przede wszystkim to, że wbrew obiegowej opinii o marce nie odstaje od konkurencji. To naprawdę dobre i dojrzałe auto, które najprawdopodobniej usatysfakcjonuje klienta.
Rzecz w tym, że Koreańczycy ewidentnie zauważyli, że ich propozycja jest dobra i wcale nie mają zamiaru walczyć ceną. Bazowy Musso kosztuje 109 tysięcy złotych. To trochę mniej niż konkurencja, ale jeśli porównamy podobnie wyposażone wersje, to ceny się zrównują.
I tu pojawia się pytanie – jeśli masz wydać tyle samo, to kupisz nieznanego SsangYonga Musso, czy np. znaną i szanowaną od wielu lat Toyotę Hilux? Musso nie jest gorszym autem, ale przekonanie potencjalnych klientów do marki z pewnością nie będzie łatwe.
SsangYong Musso na plus i minus:
+ Osiągi + Komfort podróży (po równych drogach) + Wykończenie wnętrza + Niezły w terenie + Spalanie – Tylko jeden silnik – Napęd na tył bywa naprawdę dziki – Mała skrzynia załadunkowa o niskiej ładowności