– W mojej opinii pierwszymi wyborami, w których opozycja może realnie zawalczyć o zwycięstwo, są wybory prezydenckie w 2020 roku – mówi Marcin Duma, szef Instytutu Badań Rynkowych i Społecznych, choć zastrzega, że to tylko przypuszczenia. W rozmowie z naTemat tłumaczy, co o nas jako społeczeństwie mówią dane z głosowania do Parlamentu Europejskiego.
Anna Dryjańska: IBRiS, któremu pan szefuje, przewidział zwycięstwo PiS w wyborach do Parlamentu Europejskiego, Koalicja Europejska miała mieć 4 punkty procentowe mniej. Tymczasem wyniki wyborów są takie, że PiS ma aż 7 punktów procentowych przewagi nad opozycją. Co się stało?
Marcin Duma: Wszystkie poważne ośrodki badawcze przewidywały zwycięstwo PiS. A stało się tak dlatego, że do urn poszła Polska powiatowa, która jest teraz Polską PiS-u. Nie było tak w 2015 roku, ale już tak jest. PiS odniósł historyczne zwycięstwo – zdobył 400 tys. głosów więcej niż w ostatnich wyborach parlamentarnych.
Do ośrodków badawczych jeszcze wrócimy. Co to jest Polska powiatowa i skąd ta zmiana?
Chodzi o wieś i małe miasta do 20 tys. mieszkańców. A zmiana nastąpiła dzięki świadczeniom socjalnym, docenianym zwłaszcza przez klasę niższą, czyli rdzeń elektoratu PiS. Mam na myśli 500 plus na drugie i kolejne dziecko, a teraz także na pierwsze, oraz o 13-tą emeryturę.
To żywa gotówka, która powędrowała do ludzi, zadowolonych nie tylko z pieniędzy, ale i z tego, że ktoś się nad nimi pochylił. Dla osób starszych dużą zachętą do głosowania na PiS było też spełnienie obietnicy o obniżeniu wieku emerytalnego.
To ci ludzie - klasa niższa i ludzie 60 plus – ruszyli gremialnie do lokali wyborczych, by zagłosować na PiS.
A kto w ogóle nie zagłosował?
Wyborcy PSL. Oni chodzą na wybory samorządowe, rzadziej krajowe, a jeszcze rzadziej europejskie. W efekcie PiS wygrał z PSL-em w kilkudziesięciu powiatach, które dotąd były bastionem ludowców.
W domu, na grillu, na imprezie czy gdziekolwiek indziej zostali też najmłodsi wyborcy. Chodzi o ludzi do 29. roku życia, w tym nowych wyborców, którzy teraz mogli zagłosować po raz pierwszy. Jeśli jednak już głosowali, częściej niż ogół populacji popierali Wiosnę lub Konfederację.
Czy kobiety i mężczyźni głosowali inaczej?
W przypadku dwóch największych sił politycznych nie ma większych różnic, ale gdy spojrzymy na mniejsze ugrupowania, to dysproporcje kłują w oczy. Wiosna Roberta Biedronia ma wyraźną przewagę elektoratu kobiecego. Z kolei wyborcy Konfederacji to niemal wyłącznie mężczyźni.
Czyli kobiety zagrodziły nacjonalistom wejście do europarlamentu?
Można tak powiedzieć. Ale to nic dziwnego biorąc pod uwagę, że politycy Konfederacji kierują swój przekaz do, jak by to powiedzieć, sceptyków kobiet.
Kogo?
Do mężczyzn zagubionych między tradycyjnymi rolami płciowymi, które wymagają by byli twardzi, dumni i zapewniali byt rodzinie, a nowymi rolami i bardziej od nich progresywnymi kobietami. Ci mężczyźni mają poczucie zagrożenia, są sfrustrowani – dlatego popierają partię, która chce wziąć kobiety pod but.
Co jeszcze miało wpływ na zwycięstwo PiS?
Straszenie ludźmi LGBT. Robiliśmy niedawno badanie, gdzie sprawdzaliśmy czy w ogóle wiedzą o co chodzi. Nie chcieliśmy by rozszyfrowywali nam skrót, zaliczaliśmy odpowiedź nawet gdy mówili, że "to chyba coś z gejami" lub wspominali o lesbijkach czy osobach transpłciowych.
I wyszło na to, że z grubsza orientuje się co czwarta osoba. Reszta kompletnie nie ma pojęcia. W takich warunkach politykom PiS łatwo było zrobić z Polaków LGBT straszak. Wyborcy – zwłaszcza kobiety – szukają bezpieczeństwa. Więc gdy się ich nastraszy i pokaże w roli obrońcy...
Ale jest jeszcze jeden powód mobilizacji elektoratu PiS.
Nauczyciele w wymiarze godnościowym – bo przecież nie finansowym – należeli do klasy średniej. Pewnie sami jeszcze tak o sobie myślą. Ale przegrany strajk sprowadził ich do poziomu klasy niższej. Jej członkowie poczuli się podbudowani ich upokorzeniem.
Czyli co, jednak pójdę na te europejskie wybory i zagłosuję na PiS, bo utarli nosa znajomemu nauczycielowi?
Jak w "Dniu Świra". Nie chodzi o to, by samemu mieć lepiej, tylko żeby sąsiad miał gorzej.
Kto najczęściej głosował na Koalicję Europejską?
Ludzie lepiej wykształceni. Im wyższy poziom wykształcenia, tym mniejsze poparcie dla PiS, a tym większe dla opozycji. Warto jednak pamiętać, że wykształcenie w dużej mierze pokrywa się ze statusem materialnym.
Jesienią znowu wygra PiS?
Jako badacz nie mogę odpowiedzialnie udzielić odpowiedzi na to pytanie. To już nie jest wiedza, tylko przypuszczenia.
A jako obywatel z intuicją badawczą?
Przypuszczam, że jeśli nie będzie politycznego tsunami, to znowu wygra PiS. Pytanie, czy zdobędzie większość konstytucyjną, ale to już zależy od spójności opozycji.
W mojej opinii pierwszymi wyborami, w których opozycja może realnie zawalczyć o zwycięstwo, są wybory prezydenckie w 2020 roku. Centrowy kandydat może zebrać głosy wąskiej, lecz znaczącej grupy wyborców, którzy nawet popierając PiS z rozsądku zagłosują dla równowagi na kandydata spoza tego obozu. Po to, by mieć w Pałacu Prezydenckim bezpiecznik dla władzy.
Wróćmy więc do ośrodków badawczych. Znowu było mnóstwo badań z różnych źródeł i zamieszanie, którym pracowniom można ufać. Pogubieni byli zarówno wyborcy, jak i dziennikarze. Którym badaniom można ufać?
Badaniom przeprowadzonym na reprezentatywnej grupie około 1000 osób przeprowadzonych drogą telefoniczną. Dają respondentom największe poczucie anonimowości, przez co łatwiej o szczere odpowiedzi.
Zapytam inaczej: widząc logo jakich ośrodków wyborca może mieć pewność, że badanie jest tak bliskie rzeczywistości, jak to możliwe?
IPSOS, Kantar, IBRiS, Indicator. Do reszty podchodziłbym z dużą ostrożnością.
Dlaczego?
Bo różne mało znane firmy zrobiły sobie z tego biznes kosztem rzetelności. I potem wychodzą takie kwiatki, że w quasi-sondażu bliżej nieznanej firmy KE ma 10 punktów procentowych więcej niż PiS. Politycy opozycji pewnie przez chwilę poczuli się lepiej, ale gdy są karmieni fałszywymi danymi, stawiają fałszywe diagnozy i podejmują nietrafne działania. Nie warto się więc oszukiwać.
Na zakończenie porozmawiajmy właśnie o oszustwie, bo taki zarzut pojawił się wśród internautów sympatyzujących z Konfederacją. Gdy wczoraj kładli się spać ich formacja miała 3 mandaty w Parlamencie Europejskim, gdy się obudzili, nie miała już nic, bo spadła poniżej progu wyborczego. Czy da się racjonalnie wyjaśnić tę różnicę inaczej, niż fałszowaniem wyborów?
Oczywiście. Po pierwsze badania exit poll, czyli wyborców opuszczających lokal wyborczy, mają maksymalnie 2,5 proc. margines błędu. Jeśli jest się tuż nad progiem, jak Konfederacja z jej wieczornymi 6 proc., nietrudno spaść pod próg.
Pamiętajmy zresztą, że badania exit poll, na podstawie których usłyszeliśmy wczoraj wstępne wyniki, nie są prowadzone w każdej komisji wyborczej, ale w komisjach wybranych na podstawie ich reprezentatywności w poprzednich głosowaniach.
Jeśli krajobraz polityczny w tych komisjach się zmienił, wyniki exit poll i wyniki wyborów mogą się rozjechać. Pytanie w związku z tym, czy exit poll są najlepszą z możliwych metod, ale to temat na inną dyskusję. Nie ma żadnych informacji wskazujących na to, by ktoś zafałszował wynik Konfederacji.