Kampania Koalicji Europejskiej doprowadziła do przegranej na własne życzenie – ocenia "Gazeta Wyborcza". Kilka dni po wyborach do PE na jaw wychodzą kulisy działań sztabu zjednoczonej opozycji. Okazuje się, że za kampanię Koalicji Europejskiej odpowiadali ci sami ludzie, którzy pracowali przy nieudanej walce o reelekcję Bronisława Komorowskiego.
Sztab jak "grupa towarzyska"
Od wyborów do PE minęło już kilka dni, więc przyszedł czas na rozliczenia i szukanie przyczyn porażki KE. Jak podaje "Gazeta Wyborcza", za jej kampanię odpowiadał Marcin Kierwiński z PO. Wspierali go inni politycy Platformy: Cezary Tomczyk, Robert Tyszkiewicz, Sławomir Nitras, Mariusz Witczak i Piotr Borys, bliski współpracownik Grzegorza Schetyny.
Co ciekawe, ta sama ekipa pracowała przy nieudanej reelekcji Bronisława Komorowskiego w 2015 r. W sztabie KE byli też przedstawiciele koalicjantów, m.in. Anna Maria Żukowska z SLD, Piotr Zgorzelski z PSL i Sławomir Potapowicz z Nowoczesnej.
Kulisy kampanii KE ujawnione przez "Wyborczą" pokazują, że to mogła być porażka na własne życzenie. – To była raczej grupa towarzyska, a nie sztab wyborczy z prawdziwego zdarzenia – opowiada dziennikowi jeden ze współpracowników PO. Zwraca uwagę, że nie było choćby akcji profrekwencyjnych. A przecież w PiS dobrze wiedzieli, że muszą zmobilizować swój elektorat, by odnieść sukces.
Z informacji "GW" wynika, że ton kampanii nadawała PO, bo wyłożyła najwięcej pieniędzy i jest najsilniejszym graczem w Koalicji. Zasada była taka: im mniejszy koalicjant, tym mniej miał do powiedzenia.
Zapomniane hasło
Na tym nie koniec błędów, które w czasie kampanii popełniła KE. W pamięci wyborców nie zapadło hasło Koalicji: "Przyszłość Polski. Wielki wybór". Co gorsza, w trakcie kampanii przejął je PiS i zaczął mówić o wielkim wyborze.
Sztabowcy PO starają się bronić wyniku uzyskanego w wyborach do PE. – To pierwsza połowa meczu. Trzeba zakasać rękawy i zdobyć dodatkowe 10 punktów. Uważam, że jest to do zrobienia – komentował Marcin Kierwiński, szef sztabu KE. Inny członek tej ekipy dodał z kolei, że blisko 40 proc. to bardzo dobry wynik.
Na Twitterze rozwinęła się już dyskusja, odnośnie ekipy pracującej na wynik KE. "Teza, że przy kampanii PBK i kampanii KE pracowały dokładnie te same osoby jest nieprawdziwa dla każdego kto pamięta tamtą kampanię" – stwierdził Michał Kolanko z "Rzeczpospolitej".
Kierwiński wywołany do tablicy zaprzeczył doniesieniom o tym, że pracował w ekipie Komorowskiego.