
Eltona Johna kojarzą wszyscy, a jego piosenki wciąż rozbrzmiewają w stacjach radiowych ze szlagierami. Czy jednak wiemy kim jest po odejściu od swojego fortepianu i odwieszeniu błyszczącego kostiumu? "Rocketman" to niekonwencjonalna i udana próba uchwycenia tego "kolorowego ptaka" wraz z jego nieznaną, mroczną naturą.
Nie wiem jak to było w waszym otoczeniu, ale w moim Elton John nie miał statusu kultowego, nikt nie chodził w koszulkach z jego pseudonimem, a znajomi nie kłócili się o jego muzykę. To nie moje klimaty, aczkolwiek utwór "Can You Feel the Love Tonight", czyli po naszemu "Miłość rośnie wokół w nas", na zawsze będzie miał specjalne miejsce w moim sercu, podobnie jak i "Król lew".
Odtwórcę głównej roli, który podjął się niełatwego zadania zagrania żyjącej osoby, możecie kojarzyć z kapitalnego filmu "Kingsman". Taron Egerton w "Rocketmanie" udowadnia jak wszechstronnie jest uzdolniony. Aktor nie tylko przekonująco i naturalnie gra, ale nieźle tańczy i przede wszystkim wspaniale śpiewa! Próbkę jego talentu mogliśmy usłyszeć w filmie "Sing", ale tutaj przeszedł sam siebie.
"Jestem alkoholikiem, narkomanem, lekomanem, bulimikiem, zakupoholikiem i seksoholikiem" – od takich (mniej więcej) słów zaczyna się "Rocketman". Elton John trafia na odwyk, a filmowa opowieść jest jego formą terapii. Prosty zabieg, a jakże lepiej się go ogląda niż chronologiczną historię od trudnego dzieciństwa po pięcie się na szczyt. I ma to dodatkowy sens.
– To był szalony, surrealistyczny czas. Chciałem, aby film był zabawny, aby nie traktował tematu z przesadną powagą, ale z drugiej strony – miałem mnóstwo problemów związanych z dragami, uzależnieniami i próbami wyjścia z nich. Musieliśmy więc odnaleźć balans. No, i przede wszystkim chciałem, by był to musical, bo moje życie jest muzyką – tak Elton John mówił w jednym z wywiadów.
