
W tym momencie nie wyobrażam sobie nikogo innego w głównej roli, niż Ramiego Maleka. Aktor, który dał się poznać jako apatyczny haker w serialu "Mr. Robot", wywiązał się z naprawdę trudnego zadania znakomicie i z pewnością może się spodziewać przynajmniej nominacji do Oscara.
Muzyka Queen towarzyszy wielu z nas od dziecka, a przynajmniej czasów młodości - w radiu, na playliście, w trakcie imprez sportowych. Nie musimy być fanem, by znać największe przeboje brytyjskiej grupy. W filmie usłyszymy je chyba wszystkie (mi zabrakło "Bicycle Race"), a także zobaczymy urywki z ich komponowania. Kamera zagląda nawet na chwilę na plan klipu "I Want to Break Free", gdzie muzycy byli przebrani za kobiety.
Twórcy poszli na łatwiznę jeśli chodzi o historię zespołu. Scenariusz jest do bólu sztampowy - śledzimy historię jednej z najbardziej wpływowych i wybitnych kapel w dziejach od koncertu w podrzędnym pubie, po historyczne wydarzenie na Wembley. Film nie odzwierciedla eksperymentów i wirtuozerii, z których słynęli muzycy.
"Bohemian Rhapsody" to hołd złożony wybitnemu wokaliście, bez naruszenia jego statusu legendy. Niestety autorzy (i żyjący muzycy Queen, którzy sprawowali pieczę nad projektem) potraktowali bardzo płytko psychologię tej niezwykle skomplikowanej i wyjątkowej postaci - pozostałych w ogóle nie tknęli. Freddie wciąż pozostaje nieodkryty, a jego prawdziwa biografia musi być trzymana pod kluczem.