Niektórzy jak mantrę powtarzają: "Mam tylko nadzieję, że przed śmiercią doczekam chrztu mojej wnuczki", inni dziadkowie biorą sprawy w swoje ręce i po kryjomu idą ochrzcić wnuki. Anna też jest "ofiarą swoich dziadków". – Miałam dwa latka. O tym, kto jest moim chrzestnym, dowiedziałam się z odpisu aktu chrztu, który odszukałam, by dokonać apostazji – mówi w rozmowie z naTemat.
Marzena wprawdzie "nie wypisała się z Kościoła", ale od dawna nie widziała sensu, by być jego częścią. W Boga też zaczęła wątpić. Mówiła o sobie "ateistka", co na początku lat 90. dla jej matki – wtedy gorliwej katoliczki – było równoznaczne ze stwierdzeniem: "dziecko, czeka cię piekło".
Kiedy na świecie pojawiła się córka Marzeny, czyli trzecia wnuczka jej matki, rozpoczęła się prawdziwa "wojna o wiarę". Dwie pierwsze dziewczynki, córki syna, były ochrzczone. Mówiły pacierz. A ta trzecia jakby wyklęta – nawet przeżegnać się nie potrafiła.
– Kiedy tylko przyjeżdżałam do mamy z córką, to się zaczynało: "Nauczymy się 'Ojcze nasz', trzeba się modlić, bo trafisz do piekła" – Marzena przytacza słowa matki.
Buntowała się, zabraniała dziecku słuchać babci. Ale ta się nie poddawała. Po kryjomu prowadzała kilkulatkę na msze i zabraniała mówić o tym mamie.
– Efekt był taki, że jednym z pierwszych słów, jakich Maria nauczyła się po polsku, był "Bóg” – mówi. Nigdy – mimo nacisków ze strony matki – nie ochrzciła córki, nie wysłała jej też do komunii. Ta wyrosła na ateistkę.
Ale babcia w międzyczasie podejmowała kolejne próby. Studiując Ewangelię przekonywała się, że coraz dalej jej do Kościoła. Miała rożne epizody, chodziła przez pewien czas do Sali Królestwa Świadków Jehowy. – Tam z kolei prowadzała starszą córkę mojego brata, jej syna. Zabraniała małej mówić, gdzie chodzą w niedzielne popołudnie. Dziecko się wygadało i była afera – wspomina.
To nie jest wyjątkowy przypadek. Można rzec: jeden z lżejszych. Dziadkowie w swojej walce o "zbawienie wnuków" posuwają się jeszcze dalej.
Znalazła już chrzestnych
O ile rodzice Magdy jakoś przełknęli, że ich pięcioletnia już wnuczka nie zostanie ochrzczona, to babcia wpadła w panikę. – Jest masakra. Za moją córką chodzi i woła: "Ty mała żydówko" – opowiada.
Magda i jej były mąż ochrzcili starszego syna, ale już nie wysłali go do komunii. I z trudem wypisali z religii. Młodszej córki nie chcieli chrzcić i "wpisywać do księgi tej instytucji".
A to dlatego, że w ostatnich latach ich poglądy na temat Kościoła się zmieniły. Nie chcą mieć z tą instytucją nic wspólnego.
Babcia Magdy na lamencie nie poprzestała. Najpierw przekonywała wnuczkę, żeby poszła do księdza i nieco naciągnęła rzeczywistość, żeby tylko osiągnąć jej cel.
– Nie mieszkam w rodzinnej miejscowości, więc moja babcia stwierdziła, że powinnam pójść do proboszcza i nakłamać mu, że mój były mąż był psychiczny, i to on nie chciał chrzcić córki...Żeby tylko dostać zgodę na chrzest w parafii moich rodziców – opowiada.
Nie przystała na propozycję babci, więc ta w konspiracji zaczęła organizować chrzest. – Wymyśliła, że moja kuzynka będzie stała pod blokiem na czatach, a ona wyprowadzi moją córkę. Pójdą razem do kościoła, ona wszystko załatwi, opłaci i ją ochrzczą. Babcia miała być chrzestnym, kuzynka – chrzestną. Na szczęście ona sprowadziła babcię na ziemię i powiedziała, że w życiu na taką akcję się nie zgodzi – wspomina Magda.
Nie zgodził się też sam proboszcz. I dobrze postąpił. – To rodzic lub prawny opiekun musi wyrazić zgodę na chrzest swojego dziecka. I nie powinno być tak, że to dziadek chrzci wnuka. Każdy mądry proboszcz nie powinien do takiej sytuacji dopuścić – mówi nam ojciec Grzegorz Kramer.
I przyznaje, że zdarza się, że dziadkowie, a nawet wujkowie chcą bez zgody i wiedzy rodziców ochrzcić dziecko. – Czasami się do tego przyznają, czasami nie. To rolą proboszcza jest, by wypytać o każdy szczegół – podkreśla Kramer, proboszcz parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Opolu
Babcia Magdy już zapowiada, że i w te wakacje podejmie próbę chrztu prawnuczki. Znalazła już chrzestnych, kupi małej białą sukienkę.
– Ale ostatnio się trochę pochorowała i mam nadzieję, że dzikie pomysły jej wylecą z głowy, aczkolwiek podejrzewam, że i tak w wakacje usłyszę, że "skoro ona jest taka chora, to chciałaby dożyć chrztu". Taki szantaż emocjonalny – kwituje.
Dlaczego babci tak zależy? – Bo każdy musi być ochrzczony – odpowiada Magda. Ale jest też inny argument. – Ona twierdzi, że wszyscy – i dalsza rodzina, i sąsiedzi – wiedzą o tym, że dziecko nie było chrzczone. Problem w tym, że tylko moja babcia ze wszystkimi ten temat porusza – dodaje.
W tajemnicy przed matką
O swoim chrzcie dowiedziała się ze zdjęcia z albumu u dziadków. – Na tej fotografii uchwycono, jak stałam z wielką świecą. Miałam dwa lata – opowiada Anna. W tajemnicy przed matką dziadkowie i jej ojciec zorganizowali chrzest.
– Mama opowiadała, że działo się coś dziwnego. Ojciec wychodził na jakieś nauki. Rodzice mieli tylko ślub cywilny, na którym dziadkowie się nawet nie pojawili. Najprawdopodobniej wymusili na nim ten cały chrzest. Mama potraktowała to jako zdradę i kłamstwo. Dowiedziała się dwa lata później – wspomina Anna.
Annie do Kościoła nigdy nie było blisko, chrzest był jedynym sakramentem, jaki przyjęła. Wreszcie postanowiła "wypisać się z Kościoła". Zaczęła szukać dokumentów.
– Byłam przekonana, że zostałam ochrzczona w największym kościele w Elblągu, ale tam tych dokumentów nie było. Ostatecznie zadzwoniłam do ojca. Okazało się, że akt chrztu znalazł się w innym kościółku – mówi Anna.
Zajrzała do księgi i dowiedziała się, że jej chrzestnym wcale nie był wujek, tylko jego żona. – Drugi chrzestny to ktoś spod kościoła. Zapytałam, kto to jest, okazało się, że to jakiś kolega dziadka. W życiu nie widziałam faceta na oczy – zaznacza.
Sama nie ochrzciła córek. – Swoje dzieci wychowałam w poczuciu, że najpierw mają myśleć, a później – jeśli chcą – wierzyć. I one są szczęśliwe. Kiedyś mi nawet za to podziękowały. Za to mój dziadek ostatecznie odwrócił się od Kościoła – puentuje.
Płacz, jakby dziecko umarło
Aneta i jej partner byli chowani w wierze katolickiej, ale teraz mają inne spojrzenie na Kościół i wiarę. Dlatego stwierdzili, że nie będą chrzcić syna. Chcą tę decyzję pozostawić jemu.
Ale od razu do ofensywy przeszli dziadkowie. Ojciec Anety wypalił, że jeśli ona nie ochrzci syna, to on sam to zrobi. – Mówił to absolutnie poważnie. Dodał też, że zbuntuje drugich dziadków. Próby na całe szczęście nie podjął – mówi z ulgą Aneta.
Problem był też z rodzicami jej męża. – Naciskali na chrzest, ale w największą histerię wpadła babcia mojego partnera. Był płacz, lament, zanoszenie się. Przeżywali to, jakby to dziecko co najmniej umierało – dodaje.
Rodzice jej partnera nie wyobrażali sobie, żeby oni – katolicy – mieli nieochrzczonego wnuka. Za to ojciec Anety specjalnie nie miał argumentów, powtarzał tylko: "bo wszyscy byli ochrzczeni".
Aneta sprawę postawiła jasno, dla rodziny – na ostrzu noża. Nie zostawia syna z dziadkami. – Uprzedziłam ich też, że jeśli będą próbowali coś takiego zrobić, to sprawa zostanie zgłoszona na policję. To chyba najlepiej działający argument. Dobitnie też im powiedziałam, że jako iż my nie jesteśmy katolikami, to ochrzczenie tego dziecka, byłoby straszną hipokryzją – mówi.
Syn Anety jest na razie za mały, więc dziadkowie nie mówią mu, kim jest Bóg, nie uczą modlitwy, ale ona nie ma wątpliwości, że i przez to będą musieli przejeść. I już się zarzeka: – Zacznę edukację swojego dziecka od tego, że przedstawię mu mnogość religii, które są na świecie. I powiem mu, że wybór należy do niego.
Uprzedziła też dziadków syna, że "jakiekolwiek katolicyzowanie skończy się tym, że zostanie ograniczony kontakt do zera". – Nie miałabym żadnych skrupułów, żeby to zrobić – zaznacza. I przypomina sobie jeszcze jeden argument, który w akcie rozpaczy wytoczyła babcia jej męża. – Próbowała nas przekupić. Stwierdziła, że zapłaci za ten chrzest. Oferowała dwa tysiące złotych – mówi.
20 tysięcy za chrzest
"Łapówka od dziadków za chrzest" – to coraz bardziej powszechna próba przekonania wnuków czy dzieci, żeby "przeszły na dobrą stronę mocy”, czyli ochrzciły swoje potomstwo.
Adam Nowiński na łamach naTemat opisał przykład Katarzyny. Jej teść – jak sama go nazwała "starszy moher" – oferował 20 tysięcy złotych za ochrzczenie ich wtedy ośmiomiesięcznego syna.
– Wyśmialiśmy tę ofertę i zapytaliśmy o cennik za inne sakramenty. To go oczywiście wkurzyło. Wcale nie mamy dużych dochodów, więc 20 tysięcy na pewno by się przydało, ale mamy duże opory przed "sprzedażą" dziecka. Moja kuzynka i jej mąż ochrzcili córkę za opłatą. Nie wiem, ile wzięli, ale ogólnie zarabiają całkiem nieźle, dużo lepiej od nas, więc mnie to zaskoczyło – mówiła Katarzyna.
I szczerze przyznaje, że rodzice jej męża zapłacili im aż 30 tysięcy złotych za wzięcie ślubu kościelnego. – Zrobiliśmy to, bo i tak jesteśmy w rejestrach, a potrzebowaliśmy pieniędzy – przyznała.
Chrzest w domu
Kiedy dziadkom nie udaje się zaciągnąć wnuka do Kościoła, czy przekupić proboszcza, decydują się na alternatywę. Symbolicznie chrzczą maleństwo w domu. Czasami przynoszą z kościoła wodę święconą i modlą się nad kołyską.
Tak też było w przypadku Marcina. Jego rodzice byli ateistami. Tuż po jego narodzinach daleka krewna postanowiła ochrzcić chłopca w domu. – Była gorliwą katoliczką. Powiedziała parę słów nad moim łóżeczkiem i tyle – opowiada nam Marcin.
Jego rodzice wcale się nie zagotowali ze złości. – Nie wzbudziło to w nich to żadnych emocji. Zarówno moi rodzice, jak i ja jesteśmy przedstawicielami zupełnie neutralnego ateizmu. Mimo że doszło do ochrzczenia, to nikomu to nie przeszkadzało, bo z punktu widzenia ateisty, który nie chce walczyć z Kościołem, to po prostu wypowiedzenie paru słów, które nic nie znaczą – dodaje.
Marcin też dziś jest ateistą. – Wziąłem ślub kościelny, ale jednostronny. Moja żona jest bardzo wierząca i w ogóle nam to nie przeszkadza – przyznaje. I dodaje, że musiał pójść na małe ustępstwo. – Fragmentem jednego zdania przysięgi jest pytanie: "Czy chcecie po katolicku wychować potomstwo?”. Wtedy para młoda odpowiada "chcemy". Powiedziałem to najciszej jak się dało – mówi.
Zostawcie nasze dzieci
Marek apeluje do wszystkich dziadków: "Załatwiajcie swoje sprawy z Bogiem 1 na 1, nie wciągajcie naszych dzieci". Wie, o czym mówi. Kiedy tylko jego 11-letnia córka zostaje u dziadków, ci prowadzą ją za rączkę do kościoła. Mimo że doskonale wiedzą, że Ania nie chodzi na religię, nie była też u komunii.
– Na przykład podczas wizyty na święta nie wołali: "Aniu, chodź do kościoła". Ale kiedy tylko nas nie ma w pobliżu, to dziecko idzie do kościoła. Chociaż Ania jest "11-letnim antyklerykałem", to jest dzieckiem dobrze wychowanym, nie protestowała. "No a co mi tam, idę" – myśli sobie dziecko – opowiada nam Marek.
Marka wkurza, że starsze pokolenia wciąż żyją w przeświadczeniu, że "dzieci i ryby głosy nie mają”. Ale zależy im na opinii sąsiadów. – W mniejszych miastach nawet fizycznie widać, kto chodzi do kościoła. O ile prababcie przeważnie zawsze zaakceptują mieszkanie przed ślubem, to nie wybaczą ci, że nie chcesz ochrzcić swojego dziecka. "O Bogu zawsze trzeba pamiętać" – stwierdza Marek.
Imiona bohaterów tekstu – na ich prośbę – zostały zmienione.
Mój ojciec ma takie same poglądy na temat wiary i Kościoła jak ja, czyli byle z daleka. Moja mama odpuściła dopiero wtedy, gdy jej powiedziałam, że córka w przyszłości może wziąć ślub kościelny, jeżeli tylko będzie chciała. Zmienią jej tylko formułkę albo może przyjąć.
Anna
Jako ateistyczne dziecko mam takie wspomnienia, że próbowano mnie przeciągać na różne strony: jedna część rodziny to katolicy, drudzy – świadkowie Jehowy. Jedni mnie straszyli Armagedonem, drudzy – Matką Boską. Mówiono, że jak się postawi jej figurkę obok dziecięcego łóżeczka, to ta wraca na drugą stronę. Bałam się tego strasznie.
Marcin
Czy rodzice żony-katolicy nie mieli problemu z naszym ślubem? Moja obecna teściowa miała z tym bardzo duży problem, teść – żadnego. Było trochę dyskusji, natomiast moja żona ma bardzo silną osobowość i nie dałaby przyjęłaby żadnych sugestii, co do wyboru męża. Nie było jakichkolwiek dyskusji, przekonywań, co najwyżej jakaś kłótnia z tego wyszła.