Marek Suski, Adam Lipiński, Wojciech Jasiński, Krzysztof Jurgiel - taką gwardię chce wysłać za dwa lata do Parlamentu Europejskiego prezes PiS Jarosław Kaczyński. Dla nich to gwarancja wysokich apanaży i szansa na szybką emeryturę. A dla nas? Wstyd?
W dzisiejszej "Rzeczpospolitej" czytamy, że choć do wyborów do Parlamentu Europejskiego pozostało jeszcze dwa lata, już teraz ruszają przygotowania. Dla polskich posłów mandat europarlamentarzysty to łakomy kąsek. Dlatego też wielu z nich robi wszystko, by znaleźć się na listach wyborczych. Według "Rz", do Parlamentu Europejskiego chętnie wybraliby się m.in. wypróbowani współpracownicy prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego: Adam Lipiński, Joachim Brudziński, Wojciech Jasiński, Marek Suski, Krzysztof Jurgiel.
O premierze "zdrajca" i "pętak"
Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że "wypróbowani" to oni są, ale w partyjnych wojnach, a nie w pracy parlamentarnej. Niektórzy, jak Brudziński i Suski, znani są raczej z kontrowersyjnych wypowiedzi niż z efektów działalności przy Wiejskiej.
Z danych portalu Sejmometr.pl wynika na przykład, że poseł Brudziński w tej kadencji Sejmu nie zgłosił jeszcze ani jednego projektu ustawy, podczas gdy przeciętny parlamentarzysta PiS zgłosił 10 takich projektów. Zasłynął za to jako komentator w sprawie katastrofy smoleńskiej. W kwietniu tak mówił o premierze Donaldzie Tusku: "Wpadł 10 kwietnia w ramiona Putina i tulił się do niego. Nigdy poważny polityk i mąż stanu nie pozwoliłby sobie na to, by tulić się do polityka, gdy kilkadziesiąt metrów dalej spoczywało w błocie ciało prezydenta".
Brudziński zwykł nazywać premiera "zdrajcą", "zuchem w krótkich majtkach|" i "pętakiem". Polska pod rządami Platformy Obywatelskiej to według niego "afrykański bantustan" i "dziadkowskie państwo". A tym dziadkowskim państwem rządzą "popaprańcy".
O pośle Godsonie "murzynek"
Poseł Marek Suski rzadziej pokazuje się w mediach, częściej zaś bryluje na korytarzach gmachu przy Wiejskiej. Pewnie dlatego statystyki jego pracy w parlamencie są ciut lepsze niż Brudzińskiego. 16-krotnie występował z przemówieniem z mównicy sejmowej i podpisał się pod ośmioma projektami ustaw.
Zasłynął jednak z czego innego: z wyjątkowego poczucia humoru. "Wasz murzynek głosuje razem z wami" – mówił o czarnoskórym pośle PO Johnie Godsonie. Potem tłumaczył się, że nie chciał nikogo obrazić, a to był tylko żart. Żartem miało być też porównanie związków partnerskich do zoofilii, za co – podobnie jak w przypadku "murzynka" – trafił przed komisję etyki poselskiej.
Dolce vita
Ale czy można się dziwić polskim politykom, że za wszelką cenę chcą dostać się do Parlamentu Europejskiego? Przecież w Strasburgu i w Brukseli życie jest słodkie. Podstawowe wynagrodzenie posła w Parlamencie Europejskim wynosi ponad 7600 euro. Nie wymaga się od niego, by siedział w parlamencie od poniedziałku do piątku, a za obowiązkową uznawana jest obecność na sesjach plenarnych i uczestnictwo w pracach komisji parlamentarnych. Za pieniądze z UE zatrudnia sobie asystentów, którzy wykonują zlecone przez niego prace. Dużo podróżuje, rzecz jasna służbowo i należy mu się zwrot kosztów.
A co po karierze europarlamentarzysty? Wystarczy jedna kadencja i od 63. roku życia zyskuje prawo do emerytury finansowanej ze środków Unii. Jak mówi cytowany przez "Rz" młody polityk PiS, dla posłów z gwardii, którą prezes Kaczyński chce wysłać do Parlamentu Europejskiego, "to ostatni gwizdek, by załapać się na unijną emeryturę".
specjalista ds. marketingu politycznego z Uniwersytetu Warszawskiego
Nie bez powodu mówi się o europosłach: "królowie życia". Wśród obywateli istnieje powszechne przekonanie, że głosować nie warto, bo to tylko załatwianie dobrze płatnej posady. Miejsce na euroliście jest formą nagrody dla Suskiego czy Brudzińskiego za wcześniejsze "dokonania". Widocznie prezes Kaczyński uznał, że zasłużyli na nagrodę w wysokości 10 tys. euro miesięcznie z eurokasy.