
Od wielu lat w polskiej opinii publicznej piłkarze są postrzegani – słusznie czy nie – jako sportowcy gorszej kategorii. Kibice zarzucają im, że zarabiają krocie, a zamiast trenować, interesuje ich tylko zabawa. Gdy natomiast przychodzi im stanąć na wysokości zadania i wygrać ważny mecz, zawodzą. Słyszymy potem o pierwszych "śliwkach robaczywkach", o tym, że "jest niedziela, godzina siedemnasta, pogoda też nie sprzyja graniu w piłkę" i wiele, wiele innych usprawiedliwień wątpliwej mądrości. A potem jeszcze zapewnienia, że "w kolejnym meczu musimy walczyć o zwycięstwo".
Mój przyjaciel, Wojciech Kowalewski, gdy mówię do niego piłkarz, poprawia mnie, że jest bramkarzem.
Tego typu wypowiedzi, w zestawieniu z brakiem znaczących sukcesów naszych klubów i reprezentacji, nie pomagają piłkarzom w polepszeniu opinii na ich temat. Słowa innych sportowców, uderzające w piłkarzy, jak te, które padły z ust Majewskiego w wywiadzie dla "Gazety" też nie.
Kocham to co robię i nie robię tego tylko dla pieniędzy bo nie wyobrażam sobie życia beż Piłki Nożnej, po drugie umiem się wysłowić i można ze mną pogadać na wiele tematów i znam dziesiątki jak nie setki takich piłkarzy.
Zadzwoniłem zatem do Kuby Rzeźniczaka z prośbą o szerszy komentarz do całej sprawy, niż ten na jego fanpage'u. Niestety, jego numer nie odpowiadał. Wysłałem więc wiadomość na jego prywatnym koncie na Facebooku. Odpisał po kilkunastu minutach.
Skomentowałem krótko na fanpage'u, o co mi chodzi i na tym chciałbym poprzestać. Myślę, że to typowa polska mentalność - zazdrość się tutaj objawia. Ja wszystkim innym polskim sportowcom gorąco kibicuję. Nikogo nie mam zamiaru obrażać, czy to za wyczyny sportowe, czy tym bardziej, jak Kołecki i Majewski, wypowiadać się na temat inteligencji, podejścia do sportu, czy zaglądać do portfela. W/w Panowie sami wybrali dyscypliny niszowe, które uprawia i interesuję się nimi garstka ludzi, a co za tym idzie nakłady finansowe są mniejsze. Piłka nożna jest najbardziej popularnym sportem na świecie, co szybko się nie zmieni.
Słowa Majewskiego rozumie i, po części, popiera sztangista, Szymon Kołecki. – Są mocno uogólnione, ale to prawda, że ze wszystkich piłkarzy, których poznałem, tylko kilku mógłbym zaliczyć do grona prawdziwych sportowców. Coś jest w tym, co powiedział Majewski, skoro nawet mój przyjaciel, Wojciech Kowalewski, gdy mówię do niego piłkarz, poprawia mnie, że jest bramkarzem – twierdzi utytułowany polski sztangista.
Starsi piłkarze lubili się zmęczyć, lubili po prostu grać w piłkę. Nie wystarczał im trening, zostawali po nim i kopali dalej. Grali też w meczach na osiedlach.
Zacząłem się zastanawiać, skąd wziął się taki obraz polskiego piłkarza w oczach społeczeństwa i wśród sportowców innych dyscyplin. Przecież praca piłkarza nie polega na bieganiu za piłką raz w tygodniu. Piłka nożna to też codzienne treningi, a także wyjazdy na obozy przygotowujące do całego sezonu.
Wielka kasa i złe podejście do młodzieży
Dziś w polskiej piłce krążą znacznie większe pieniądze. Piłkarze zarabiają prawie tyle, co w średnich klubach zachodnich. – Nie prezentują poziomu, który predysponowałby ich do gry w najlepszych klubach za granicą. Bardziej kalkuluje im się zatem grać w naszej słabej lidze, niż wyjeżdżać, uczyć się języka i bardzo często walczyć o miejsce w składzie meczowym – uważa Borek.
Fragment wywiadu dla "Przeglądu Sportowego": Powiedziałem prawdę, w Krakowie imprezowałem non-stop. Szedłem za własnym głosem, jeżeli komuś to się nie podobało, trudno. Pociągały mnie różne przyjemności – hazard, alkohol, dyskoteki. Gdybym w Anglii grał na takim poziomie i tak balangował, zrobiłbym furorę. Tylko w Polsce mnie nie docenili (uśmiech). CZYTAJ WIĘCEJ