Czy nowoczesne państwo musi utrzymywać artystów? Wydawałoby się, że to jasne i nikt z tą tezą nie będzie w dzisiejszych, trudnych dla sztuki czasach, dyskutował. Innego zdania zdają się być jednak... sami artyści. Przynajmniej ci brytyjscy, którzy do ustawienia się w kolejce po państwowe pieniądze wcale nie są skorzy.
Renomowany brytyjski dziennik "Guardian" pochyla się nad problemem tego, jak we właściwy sposób finansować pracę artystów. W XXI wieku, tak jak setki lat temu, większość artystów, szczególnie tych tworzących najambitniejsze dzieła, ma bowiem poważne problemy, by ze swojej twórczości się utrzymać. Recepty, jak temu zaradzić są jednak różne. Dotąd twierdzono zazwyczaj, że obowiązkiem nowoczesnego państwa jest dzisiaj utrzymywanie twórców kultury. Część czołowych artystów z Wielkiej Brytanii twierdzi jednak coś zupełnie innego.
Dziennikarze "Guardiana" przytaczają historię kilku twórców, którzy swoje dzieła tworzą obok codziennej, zwyczajnej pracy zawodowej. Pisarka Jennie Rooney jest prawnikiem w telewizji, aktorka Louise "Loo" Brealey zarabia na życie nie grą, a jako dziennikarka, a reżyserka Debs Paterson zarobiła na swój pierwszy film jako projektantka stron internetowych.
Praca pomaga w twórczości?
Wszyscy cytowani przez dziennik artyści przyznają, że gdyby nie druga (a właściwie pierwsza...) praca, życie z wynagrodzenia artysty byłoby niezwykle ciężkie. Nawet ci, którzy dostają wysokie nagrody, wydają je w mgnieniu oka. I to raczej nie w stylu stereotypowej bohemy, trwoniąc pieniądze na zabawę, a znacznie bardziej przyziemnie. Laureatka nagrody Bookera, najbardziej prestiżowego wyróżnienia literackiego w Wielkiej Brytanii, wydała całe 50 tys. funtów na spłatę części kredyty hipotecznego. Wśród najchętniej obserwowanych na Wyspach artystów są tacy, którzy do niedawna pracowali jako telemarketerzy, pracownicy stacji benzynowej, bibliotekarze, czy nauczyciele.
I mało który z nich chciałby ułożyć swoje życie inaczej. Na przykład tak, jak robią to artyści w krajach skandynawskich. W Danii najlepsi mają co roku szansę na zdobycie dożywotniego stypendium. Szwedzcy twórcy mogą starać się o docenienie swojej pracy artystycznej poprzez przyznanie stypendium na pięć lub dziesięć lat. O nawiązanie właśnie do takich wzorców finansowania sztuki wzywają od wielu lat także polscy artyści, którzy zdają się nie wyobrażać sobie możliwości łączenia pracy artystycznej ze stricte zawodową.
Artysta musi być darmozjadem?
Zupełnie inaczej widzą to jednak na Wyspach. Większość rozmówców "Guardiana" twierdzi, że tworzenie sztuki po godzinach spędzonych w zwykłej pracy pozwala być lepszym artystą. Wspomniana Jennie Rooney zaczynała pisać pracując jako nauczycielka w szkole. I twierdzi, że praca z młodzieżą znacznie lepiej pomogła jej w pracy nad debiutancką powieścią. Podobną inspiracja dla pisarzy może być też uprawianie na co dzień dziennikarstwa.
Wielu twórców ponad pieniądze, które mogłoby zagwarantować im państwo, stawia też artystyczną niezależność. Za utrzymanie państwo mogłoby bowiem chcieć od artystów coś w zamian, lub sugerować, że czegoś robić nie powinni. A to dla każdego rodzaju sztuki to poważniejsze zagrożenie, niż największe problemy z brakiem funduszy.
– Jeśli masz komputer i wykształcenie, jesteś już wśród najlepszego procenta ludzi na tej planecie. Dlaczego więc miałabym funkcjonować nie zarabiając na życie? (...) Nie chcę, by ktoś powiedział: "Nie zasługujesz, by tu być" - tłumaczy Debs Paterson.