Gdy władza organizuje igrzyska albo mistrzostwa Europy w piłce nożnej lud oczekuje, że na imprezę wyda się mniej, niż się na niej zarobi. – W krótkiej perspektywie nie można mówić o zysku, bo w niej są same koszty. W dłuższej jednak impreza powinna się zwrócić – tłumaczy Rafał Antczak, wiceprezes Deloitte.
Londyn, podobnie jak wcześniej polskie miasta-organizatorzy Euro 2012, spodziewał się zysków z organizacji Igrzysk Olimpijskich. Przewidywano, że stolicę Anglii w czasie turnieju odwiedzą tłumy kibiców. Niestety okazało się, że fanów sportu pojawiło się mniej niż zwykłych turystów w latach, gdy nie było igrzysk. Co więcej, ci, którzy przyjechali nie interesowali się niczym, poza wydarzeniami sportowymi.
W Anglii narzekają wszyscy właściciele małych i średnich biznesów. Wszyscy liczyli na to, że turyści zostawią u nich więcej gotówki. Narzekają też władze teatrów, kin, a nawet hoteli. Ci ostatni mogą być jednak sami sobie winni. Nie musieli podnosić cen do horrendalnych poziomów.
– Na tego typu imprezy przyjeżdżają inni ludzie, to nie są zwykli turyści. Ci starają się zawsze omijać miasta, w których organizowane są igrzyska – mówi naTemat Rafał Antczak, wiceprezes Deloitte, który twierdzi ponadto, że takie zachowanie jest czymś naturalnym. Uważa, że zwykli turyści mają świadomość, że życie w mieście, które jest organizatorem wielkiej sportowej imprezy jest utrudnione. Wolą zatem odwiedzić ją w innym terminie.
Dzisiejsze straty przyniosą korzyść jutro
Antczak przestrzega jednak przed patrzeniem na sens organizacji wielkich imprez tylko z punktu widzenia krótkiej perspektywy. – Przy tak dużych inwestycjach nie ma możliwości natychmiastowego zysku. Trzeba zerknąć na wszystko w dłuższym okresie, wtedy zobaczymy plusy. Oczywiście nie można już dziś przewidzieć, jak duże zyski przyniesie organizacja igrzysk, czy wcześniej Euro. Nie można przecież przeliczyć na pieniądze zmiany postrzegania Polski przez ludzi, którzy nas odwiedzili – uważa ekonomista.
Są jednak podejmowane próby oszacowania przychodów osiągniętych przez wszystkie podmioty w czasie imprez. W przygotowaniu takich raportów przoduje właśnie Deloitte, które co roku opracowuje m. in. podsumowanie finansowe klubów piłkarskiej Ekstraklasy. Zapewne niedługo powinien ukazać się także podobny raport o Euro w Polsce.
A już dziś "Forbes" powołuje się na zestawienie opublikowane przez Instytut Turystyki, które oszacowało wysokość dziennych wydatków turystów, przybyłych do Polski w trakcie Euro. Z przygotowanego raportu wynika, że jeden obcokrajowiec zostawił u nas średnio około 2500 zł. "Łączne wydatki turystów zagranicznych, którzy odwiedzili Polskę w trakcie Euro 2012, wyniosły 980 mln zł." – czytamy w tekście.
Razem budujemy markę naszych firm
– Euro wpłynęło bardzo korzystnie na opinię naszego kraju na świecie. Przestało się już mówić, że Polska to kraj białych niedźwiedzi. To bardzo ważne, ponieważ ogólna opinia o kraju, wpływa bezpośrednio na zainteresowanie naszymi markami – wyjaśnia Antczak.
Wiceprezes Deloitte podczas rozmowy nawiązuje do tego, co o Polsce można było usłyszeć w angielskich mediach. Wszyscy pamiętamy materiał o polskich kibicach przygotowany przez BBC, w którym były piłkarz reprezentacji Anglii, Sol Campbell, odradzał wyjazd do Polski, strasząc powrotem w trumnie.
– Wie pan po co oni to robili? Chcieli zniechęcić turystów do naszego kraju, wywołując strach przed przyjazdem na Euro – mówi Antczak, który zdradza też, że jeśli Anglikom udałaby się ta sztuka, mogliby liczyć na jeszcze bardziej pozytywny odbiór igrzysk.
Podsumowanie Euro 2012, organizowanego przez Polskę i Ukrainę
Przy tak dużych inwestycjach nie ma możliwości natychmiastowego zysku. Trzeba spojrzeć na nie w dłuższym okresie, wtedy zobaczymy plusy.
Rafał Antczak
Wiceprezes Deloitte
Euro wpłynęło bardzo korzystnie na opinię naszego kraju na świecie. Przestało się już mówić, że Polska to kraj białych niedźwiedzi. To bardzo ważne, ponieważ ogólna opinia o kraju, wpływa bezpośrednio na zainteresowanie naszymi markami.