Książki i filmy dla nastolatków powstają w USA jak grzyby po deszczu. Tytuły z gatunku "young adults" (w skrócie YA) to obecnie bardzo prężny rynek – powieści stają się bestsellerami, a niektóre produkcje kinowymi hitami. Co mają ze sobą wspólnego? Nie tylko to, że są przeznaczone dla nastolatków, czyli osób w wieku 14-19 lat, ale również to, że najczęściej są o miłości. To właśnie romanse YA są prawdziwą maszynką do robienia pieniędzy. Jednak kilka rzeczy jest w nich bardzo, bardzo nie tak.
Małe wyznanie: mam tyle lat, że do grupy wiekowej young adult już się od dawna nie kwalifikuję (niestety), ale do miłosnych, nastoletnich historii zza oceanu mam ogromną słabość. Abstrahując od wieku bohaterów, to są to często naprawdę świetne i wartościowe tytuły. Tyczy się to głównie książek, bo ich adaptacje – romanse YA bazujące na oryginalnych scenariuszach prawie nie powstają, chyba że na Netflixie – i są zwykle mniej udane.
Co jest takiego niezwykłego w historiach dla nastolatków?
Przede wszystkim ich inkluzywność. Aktorzy i autorki opowiadają o bohaterach wszelkiej maści – dziewczynach, chłopakach, osobach transseksualnych, heteroseksualnych, homoseksualnych, biseksualnych, niepełnosprawnych, każdej rasy i każdego koloru skóry. Nie boją się też poruszać trudnych i niepopularnych tematów: znęcania się w szkole, depresji, chorób psychicznych i fizycznych, przemocy domowej i seksualnej. Co tylko dusza zapragnie.
To się chwali i dlatego nastolatki (również w Polsce) tak lgną do tych książek i filmów. Bo nie czują się samotni, mogą utożsamić się z bohaterami i zasięgnąć języka o tematach, o których nie mogą porozmawiać z rodzicami czy nauczycielami. A także dlatego, że te tytuły są współczesne, na czasie, pisane przez młodych dla młodych, a więc nie przestarzałe i nie moralizatorskie. Po prostu są cool.
Dlatego obecnie w kinie królują "Słońce też jest gwiazdą" i "Trzy kroki od siebie" z Colem Sprousem, prawdziwym hitem hitów było "Gwiazd naszych wina" króla książek dla nastolatków Johna Greena (jednego z najbardziej wpływowych i bogatych pisarzy w USA), a na Netflixie oferta dla młodych jest wyjątkowa bogata (w większości filmów gra Noah Centineo albo obsada "Riverdale"). O książkach nie będę już mówić, tych jest od groma – wystarczy wejść do Empiku.
Jednak zalety zaletami, historie dla nastolatków potrafią być nieco problematyczne. Szczególnie te o miłości. Dlaczego?
Bo są często tak wyidealizowane i "przefajnione", że nijak mają się do rzeczywistości. Co niektórym może przeszkadzać, a innym niekoniecznie.
Nastolatki się tak nie zachowują
Amerykanie mają słabość do dorosłych nastolatków, a właściwie do nastolatków, którzy zachowują się jak dorośli (widać to też dobrze w popularnych serialach młodzieżowych). Jasne, w USA nastolatki w pewien sposób dojrzewają szybciej niż chociażby w Polsce – mogą jeździć samochodami od 16 roku życia, liceum jest prawdziwą szkołą przetrwania i już w wieku 18 lat wyprowadzają się do domu i jadą do koledżów. Jednak mimo to często ich osobowość w książkach i filmach jest bardzo mało nastoletnia.
W "Papierowych miastach"Johna Greena (w adaptacji z 2015 roku wystąpiła Cara Delevingne) bohater, Q zakochuje się w tajemniczej Margo – niezależnej i odważnej – która zachowaniem przypomina raczej szaloną trzydziestkę niż nastolatkę. W "Trzy kroki od siebie" chora na mukowiscydozę Stella prowadzi kanał na YouTube i zaprogramowała własną apkę, a Hazel w "Gwiazd naszych wina" wypowiada się i myśli tak dojrzale, że spokojnie mogłaby być uniwersytecką profesorką.
Ta dojrzałość bohaterów – którzy muszą stawać przed decyzjami i wyborami, których większość nastolatków wcale nie uświadczy – łączy się też z inną cechą, o której już wspominałam– fajnością.
W książkach i filmach wszyscy są bardzo cool – inteligentni, ironiczni, zabawni. U Johna Greena im większy jest hipster, tym lepiej, a w "Chemii naszych serc" Krystal Sutherland bohaterka Grace Town chodzi o lasce i w męskich ciuchach, a ripostami wali jak z rękawa. Najlepiej też, żeby wszyscy mieli artystyczne zainteresowania i w duszy byli zbuntowanymi artystami-wrażliwcami, jak chociażby Will w "Trzech krokach od siebie", który rysuje karykatury albo Cath z "Fangirl", która namiętnie pisze fanfiki. Nie można też zapominać o nerdach, którzy w YA zajmują miejsce honorowe.
To więc zawsze ten sam typ ludzi – outsiderzy, którzy nie mogą odnaleźć się w otoczeniu, zdystansowani inteligenci, zmagający się z życiem wrażliwcy, którzy albo chcą od życia więcej, albo utknęli w miejscu i szukają swojej drogi.
Zołzowate czirliderki czy mało bystrzy futboliści pojawiają się raczej w tle, chociaż i tutaj są wyjątki, jak chociażby w "Podtrzymując wszechświat" Jennifer Niven, gdzie najpopularniejszy chłopak w szkole trzyma w tajemnicy fakt, że nie rozpoznaje twarzy, a przy okazji zakochuje się w dziewczynie z dużą nadwagą.
Czyli generalnie, jeśli jesteś przeciętny, w YA się nie odnajdziesz.
Miłość jedyna i na całe życie?
Nastolatki zakochują się na zabój – szaleją hormony, a każde zauroczenie wydaje się uczuciem aż po grób. Jasne, wszyscy to przerabiają, taki urok dojrzewania. Jednak autorzy historii dla nastolatków pozwalają wierzyć, że faktycznie miłość na całe życie poznasz już w wieku 16 lat.
Jednak najpierw bohaterowie muszą pokonać szereg przeciwności. Miłość przedstawiona w filmach i książkach YA charakteryzuje się bowiem tym, że jest często niemożliwa, a ludzie, których połączyła, to tak zwani "star-crossed lovers", czyli osoby, jak Romeo i Julia, którym los nie pozwala być razem.
Przeszkodą jest najczęściej choroba. Hazel i Augustus w "Gwiazd naszych wina" są śmiertelnie chorzy na raka i zakochują się w sobie wbrew wszystkim i wszystkiemu. Grace i Will w "Trzech krokach od siebie" (film można oglądać jeszcze w polskich kinach) mają mukowiscydozę i nie mogą się do siebie zbliżać bliżej niż na trzy kroki – mogą bowiem wzajemnie się zarazić i jeszcze bardziej pogorszyć swój stan. A Olly i Maddy w "Ponad wszystko" łączy miłość, mimo że dziewczyna jest uczulona na wszystko i nigdy nie wychodzi z domu.
Inna miłosna przeszkoda to różnice, które dzielą bohaterów. Tak więc w "Słońce też jest gwiazdą" – gdzie miłość jest przedstawiona jako przeznaczenie, które zawsze znajdzie swoją drogę – zakochują się w sobie Amerykanin azjatyckiego pochodzenia Daniel i imigrantka z Jamajki Natasha. Ich uczucie rozkwita w jeden dzień na skutek przypadku, bo jest "zapisane w gwiazdach", jednak na przeszkodzie stają mu służby imigracyjne.
Z kolei w "A Very Large Expanse od Sea" Tahereh Mafi silne uczucie łączy muzułmankę i białego Amerykanina, mimo że nie sprzyja im klimat polityczno-społeczny – antyislamskie nastroje po 11 września. Jest jeszcze wspaniała książka "Eleonora i Park" Rainbow Rowell (fani wciąż czekają na ekranizację), w której tytułowi bohaterowie nie mogą być ze sobą z powodu trudnej sytuacji w domu Eleonory – dziewczyna jest molestowana seksualnie przez zaborczego ojczyma.
Miłość jednak zwykle znajdzie drogę, bo jest silniejsza niż wszystkie przeciwności. To jedyne takie uczucie w życiu i zwykle będzie trwało do końca. Mimo młodego wieku bohaterów.
A co ze szkołą?
W książkach i filmach dla nastolatków problematyczne jest też... życie samo w sobie. Bo obfituje w tragedie, wzruszenia, wielkie miłości i trudne wybory, ale mało w nim codzienności.
Szkoła niby istnieje, ale bardziej jako tło – w końcu niesławne "high school" musi być. Jednak nauki samej w sobie prawie nie ma. Lara Jean i Peter w "Do wszystkich chłopców, których kochałam" częściej zajmują się wszystkim innym, niż nauką, mimo że teoretycznie bohaterka jest kujonką. Nie mówiąc już o "Gwiazd naszych wina", w której Hazel jest niby przedwcześnie w koledżu, ale... jakoś tego nie widać.
Są jeszcze rodzice. Czasami są przyczyną wszystkich problemów, jak w "Eleonorze i Parku" czy "Ponad wszystko", a czasami są zbyt fajni, jak we wspomnianej już książce Johna Greena. A czasami ich po prostu nie ma. Z kolei są przyjaciele, którzy 24 godziny na dobę mają czas dla bohaterów i praktycznie nie mają swojego życia. Albo mają, jednak mało istotne.
W YA często brakuje też nudy, która – nie łudźmy się – jest dobrą przyjaciółką codzienności. Tutaj bohaterka czy bohater raczej nie spędzą całego weekendu w dresie grając w gry. Jeśli spędzą, to oznacza, że mają jakiś poważny życiowy problem i trzeba wydostać ich z dołka. Ale raczej pojadą na jakąś szaloną wycieczkę, posiedzą na dachu wśród gwiazd albo rozpalą ognisko na plaży. Albo będą robić tak normalne dla nastolatków rzeczy, jak negocjacje z prawnikiem od imigracji.
Choroba nie jest aż tak romantyczna
Może to ryzykowna teza, ale często trudno uniknąć wrażenia, że choroba w historiach dla współczesnych nastolatków jest romantyzowana. Oczywiście jest tragiczna sama w sobie, ale przedstawiona w taki sposób, że możesz momentami wręcz myśleć: "kurczę, gdybym była chora, mogłabym przeżyć tak piękną historię miłosną" (zasłyszane w realu, naprawdę).
Choroba bowiem komplikuje życie bohaterów, ale jednocześnie jest tłem wielkiego uczucia albo wspaniałej przygody. W szpitalu poznajesz wspaniałych przyjaciół, żyjesz, jakby jutra nie było, a szpitalne sale są estetyczne i pełne miłych lekarzy. Tak jak w "Trzech krokach od siebie", chociaż tam – co się rzadko zdarza – nie unika się "brzydkich" scen, w których bohaterowie zmagający się z mukowiscydozą wypluwają do miski flegmę.
Oczywiście, choroba nie musi oznaczać końca życia i smutku w samotności. To świetne, że popularne powieści i produkcje pokazują, że możesz żyć pełnią życia mimo zmagań z psychiką czy własnym organizmem. Jednak nie powinny przesadzać w drugą stronę. Można się zakochać, nawet wtedy, kiedy jesteś... zdrowy.
Miłość istnieje też więc w codzienności. Może niekoniecznie jest na całe życie, bo tego nigdy nie wiadomo, ale to nie znaczy, że nie musi być fajna.