
Wczoraj prezes Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów opublikował list otwarty, w którym zarzucił Szymonowi Kołeckiemu, że nie przyłączając się do promocji dyscypliny po największym sukcesie od 40 lat, niszczy jej opinię w społeczeństwie. Sztangista odpowiada w rozmowie z naTemat: – Spodziewałem się tego, ale nie zgadzam się z treścią tego oświadczenia.
Fragment listu otwartego prezesa do Szymona Kołeckiego: Kierując się zasadami logiki i rozsądku powinniśmy się teraz cieszyć, radować z londyńskich osiągnięć polskich sztangistów, stawiać ich jako przykład dla innych sportowców, budować popularność naszej dyscypliny, być bardzo pozytywnie postrzeganymi wśród kibiców i w ogólnopolskich mediach. Niestety, to za pana sprawą - i jako pokłosie kłamliwego klimatu zawiści jaki wytwarza pan wobec opinii publicznej na antenach telewizyjnych i w prasie odnośnie PZPC oraz za sprawą pana swoistych przekabaconych porte parole, czyli Adriana Zielińskiego i jego trenera Jerzego Śliwińskiego - polska sztanga i jej związek (a także moja osoba) znalazły się pod pręgierzem. To istotnie wielka sztuka tak udanie wystawić polskie ciężary na żer mediów polujących na sensacje. To przykład istnej Schadenfreude, to dowód na to iż pana osobiste ambicje odnośnie kierowania PZPC biorą górę nad dobrem sztangi i jej środowiska. Ale o tym w dalszej części mojego listu...
– Jaki może być mój komentarz do tego listu? Każdy ma prawo wyrażać swoje zdanie. Może to robić w formie, którą uzna za stosowną. Spodziewałem się czegoś podobnego. Ja oczywiście nie zgadzam się z tym, co napisał prezes – mówi naTemat Szymon Kołecki.
Pierwsze nieporozumienia na linii Zieliński – związek pojawiły się jeszcze przed startem polskiego sztangisty w Londynie. Pisaliśmy o nich zaraz po zdobyciu przez Polaka medalu olimpijskiego. Pierwszy publicznie o problemie powiedział jednak Szymon Kołecki w studiu TVP, o czym wspomina Korczak-Mleczko. To o to ludzie ze związku mają dziś największe pretensje do dwukrotnego srebrnego medalisty olimpijskiego.
System ADAMS to "elektroniczna baza danych, dostępna online, zawierająca informacje o miejscach pobytu zawodników oraz wynikach kontroli antydopingowej. Z systemu korzystają federacje sportowych oraz duża grupa narodowych organizacji antydopingowych." CZYTAJ WIĘCEJ
– Problem nie polega na tym, co od pewnego czasu bredzi pan Kołecki w różnych programach telewizyjnych, lecz na tym, że związek wciąż nie wie, gdzie przez pewien czas byli nasi zawodnicy. To błahostka, ale bardzo istotna z punktu widzenia programu Adams. Gdyby okazało się, że do Gruzji, gdzie zadeklarował swój pobyt Zieliński, udała się kontrola antydopingowa i nie zastała zawodnika, otrzymałby zostałbym on zdyskwalifikowany – twierdzi Korczak-Mleczko.
