Wczoraj prezes Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów opublikował list otwarty, w którym zarzucił Szymonowi Kołeckiemu, że nie przyłączając się do promocji dyscypliny po największym sukcesie od 40 lat, niszczy jej opinię w społeczeństwie. Sztangista odpowiada w rozmowie z naTemat: – Spodziewałem się tego, ale nie zgadzam się z treścią tego oświadczenia.
Ludzie listy piszą, ale dlaczego piorą w nich brudy? Są przecież sprawy, które należałoby załatwiać w zaciszu prywatnego gabinetu. Z całą pewnością należy do nich kwestia nieporozumień na linii prezes związku sportowego – najbardziej zasłużony dla dyscypliny zawodnik ostatnich lat.
– A jaką formę wybrałby pan, gdyby był na miejscu prezesa Wasieli? Przez dwa tygodnie byliśmy nieustannie atakowani przez pana Kołeckiego. Zarówno personalnie, jak i jako związek. Prezes nie otrzymał ani jednego zaproszenia do telewizji, w której mógłby wyjaśnić całą sytuację. Milczeliśmy, ale nie mogliśmy nie zareagować. Jeśli ktoś robi panu do kieszeni, to nie mówi pan, że pada deszcz – mówi naTemat Andrzej Korczak-Mleczko, rzecznik prasowy Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów, gdy pytam go, czy nie uważa, że wybrana przez prezesa forma, była, delikatnie mówiąc, niefortunna.
– Jaki może być mój komentarz do tego listu? Każdy ma prawo wyrażać swoje zdanie. Może to robić w formie, którą uzna za stosowną. Spodziewałem się czegoś podobnego. Ja oczywiście nie zgadzam się z tym, co napisał prezes – mówi naTemat Szymon Kołecki.
Przygotowania do igrzysk olimpisjkich
Pierwsze nieporozumienia na linii Zieliński – związek pojawiły się jeszcze przed startem polskiego sztangisty w Londynie. Pisaliśmy o nich zaraz po zdobyciu przez Polaka medalu olimpijskiego. Pierwszy publicznie o problemie powiedział jednak Szymon Kołecki w studiu TVP, o czym wspomina Korczak-Mleczko. To o to ludzie ze związku mają dziś największe pretensje do dwukrotnego srebrnego medalisty olimpijskiego.
SYSTEM ADAMS
Anti-Doping Administration & Management System
System ADAMS to "elektroniczna baza danych, dostępna online, zawierająca informacje o miejscach pobytu zawodników oraz wynikach kontroli antydopingowej. Z systemu korzystają federacje sportowych oraz duża grupa narodowych organizacji antydopingowych." CZYTAJ WIĘCEJ
– Powody napisania tego listu powstały około godziny 20, 3 sierpnia w studiu TVP. Wśród gości pana Kurzajewskiego – notabene niezbyt biegłego w tematyce podnoszenia ciężarów – był pan Szymon Kołecki, który jak wynika z tego, co mówił, ma wielką ochotę kandydować w wyborach na prezesa naszego związku. Nie bronię mu tego, każdy ma takie prawo. Szkoda, że w telewizji, zamiast cieszyć się z największego sukcesu naszej dyscypliny od 40 lat, zwrócił uwagę opinii publicznej w inną stronę – wyjaśnia rzecznik.
Kołecki podczas programu w TVP wspomniał o nie uzgodnionym ze związkiem, samowolnym wylocie Adriana Zielińskiego i Arsena Kasabijewa na przygotowania do Gruzji. – Prezes zarzuca mi wyciągnięcie sprawy Adriana podczas studia po transmisji - to niedorzeczne. O tej sprawie wiedzieli wszyscy, to nie było tajemnicą. Dziennikarze mogli bez trudu znaleźć te informacje w internecie. To oni zresztą zadali mi to pytanie, na która ja po prostu odpowiedziałem. Zgodnie z moją wiedzą – odpowiada Kołecki.
Brak potwierdzenia pobytu w Gruzji
– Problem nie polega na tym, co od pewnego czasu bredzi pan Kołecki w różnych programach telewizyjnych, lecz na tym, że związek wciąż nie wie, gdzie przez pewien czas byli nasi zawodnicy. To błahostka, ale bardzo istotna z punktu widzenia programu Adams. Gdyby okazało się, że do Gruzji, gdzie zadeklarował swój pobyt Zieliński, udała się kontrola antydopingowa i nie zastała zawodnika, otrzymałby zostałbym on zdyskwalifikowany – twierdzi Korczak-Mleczko.
W całej sytuacji zgubił się gdzieś Adrian Zieliński. Zadzwoniłem zatem do naszego mistrza olimpijskiego z prośbą o komentarz do całej sprawy. – Nie chciałbym wypowiadać się na ten temat. Każdy ma prawo wyrażenia swojego zdania – mówi naTemat Adrian Zieliński.
Dopytuję go zatem o kwestię związaną z systemem Adams i sprawę zwrotu pieniędzy za wyjazd do Gruzji. – Nie oczekuję zwrotu pieniędzy. Powiedziałem już o tym nieraz i honorowo dotrzymam słowa. Wszystkie dokumenty ma Arsen, który jest obecnie na wakacjach. Gdy wróci, przedstawi je prezesowi, który będzie mógł upewnić się, że byliśmy w Gruzji. A co do systemu: wprowadziłem do niego wszystkie dane zgodnie z prawdą, więc nie widzę tutaj żadnego kłopotu – kończy Zieliński.
Fragment listu otwartego prezesa do Szymona Kołeckiego: Kierując się zasadami logiki i rozsądku powinniśmy się teraz cieszyć, radować z londyńskich osiągnięć polskich sztangistów, stawiać ich jako przykład dla innych sportowców, budować popularność naszej dyscypliny, być bardzo pozytywnie postrzeganymi wśród kibiców i w ogólnopolskich mediach. Niestety, to za pana sprawą - i jako pokłosie kłamliwego klimatu zawiści jaki wytwarza pan wobec opinii publicznej na antenach telewizyjnych i w prasie odnośnie PZPC oraz za sprawą pana swoistych przekabaconych porte parole, czyli Adriana Zielińskiego i jego trenera Jerzego Śliwińskiego - polska sztanga i jej związek (a także moja osoba) znalazły się pod pręgierzem. To istotnie wielka sztuka tak udanie wystawić polskie ciężary na żer mediów polujących na sensacje. To przykład istnej Schadenfreude, to dowód na to iż pana osobiste ambicje odnośnie kierowania PZPC biorą górę nad dobrem sztangi i jej środowiska. Ale o tym w dalszej części mojego listu...