Adrian Zieliński został złotym medalistą olimpijskim. To pierwszy złoty medal polskiego sztangisty od przeszło czterdziestu lat. Dziś jednak, zamiast ogólnej atmosfery radości, jesteśmy świadkami kłótni. Jej tłem jest postępowanie dyscyplinarne, które związek wszczął wobec Polaka jeszcze przed Igrzyskami.
– Moje zwycięstwo jest zasługą mojej głowy, a nie mięśni. Na laptopie ustawiłem tapetę z medalami olimpijskimi, a na siłowni kalendarz z ostatnim polskim złotym medalistą olimpijskim, Zygmuntem Smalcerzem – powiedział sport.pl Adrian Zieliński. Sama głowa nie pomogłaby mu jednak w wygraniu olimpijskiej rywalizacji w podnoszeniu ciężarów. Do tego potrzebne było bardzo dobre przygotowanie.
Niektórzy polscy sportowcy, jak na przykład Konrad Czerniak, do Igrzysk Olimpijskich przygotowywali się poza granicami naszego kraju. – Tam ma doskonałe warunki do treningu. Został dla niego przygotowany specjalny program z myślą o Igrzyskach w Londynie – mówił naTemat Michał Świderski, rzecznik prasowy Klubu Sportowego "Wisła" Puławy, w którym Czerniak rozpoczynał sportową karierę.
Adrian Zieliński też miał indywidualny plan treningowy przez Londynem. Jednak zaplanowano, że zostanie on zrealizowany w Spale. Wszystko w najlepszych warunkach i opłacone do ostatniego grosza przez Polski Związek Podnoszenia Ciężarów.
Jednak zawodnik chciał zmienić ustalony plan. Wraz ze swoim trenerem, Jerzym Śliwińskim, dwukrotnie bez zgody związku, udał się na trening do Osetii Południowej. Za ten wyjazd zapłacił z własnej kieszeni. Łącznie blisko 45 tysięcy złotych. – Adrian ciężką pracą i świetnymi występami zapracował sobie na indywidualną ścieżkę przygotowań. Mimo, że mieliśmy swój budżet, nie zgodzono się na nasz wyjazd, tłumacząc, że nie umotywowaliśmy powodów. Nie rozumiem tego. Mimo to podjęliśmy decyzję, żeby jechać za własne pieniądze. Jak widać, opłaciło się – powiedział sport.pl trener Zielińskiego, Jerzy Śliwiński, już po zdobyciu olimpijskiego przez jego podopiecznego.
Wyjazd Zielińskiego do Gruzji nie spodobał się Ministerstwu Sportu i przede wszystkim PZPC. Związek ustami swojego prezesa wyraził wielkie niezadowolenie. – Na wyjazd ten, przypomnę, nie wyraził zgody ani PZPC, ani Ministerstwo Sportu i Turystyki. Związek został o nim powiadomiony po fakcie, gdy Adrian Zieliński wraz z trenerem przebywali już w Gruzji – można było przeczytać w oświadczeniu Zygmunta Wasiela, prezesa PZPC.
Później związek poszedł o krok dalej i wytoczył przeciwko Zielińskiemu postępowanie dyscyplinarne. Jak to często bywa w takich sytuacjach, sprawa miała drugie dno, na którym leżały, jakże inaczej, pieniądze.
– Przypominam, że w ramach Klubu Londyn 2012 pan Adrian Zieliński podpisał umowę odnośnie realizacji programu szkoleniowego do Igrzysk. Na jego realizacją przeznaczone są sowite środki z budżetu państwa. To nie są pieniądze z prywatnej kieszeni prezesa PZPC, to są pieniądze nas wszystkich, podatników – pisał przed Igrzyskami prezes Wasiela.
Zieliński w Gruzji trenował wspólnie z Arsenem Kasabijewem, sztangistą gruzińskiego pochodzenia, który w Londynie bronił polskich barw. Przeciwko niemu również wszczęto postępowanie dyscyplinarne. – Żal mi mojego kolegi. Nie dostał z ministerstwa żadnego stypendium, miał tylko klubowe. Cały czas wydawał własne pieniądze, nawet gdy miał kontuzje i musiał ją leczyć. Związek mu nawet nie podziękował. Myślę, że jeszcze ma szanse, by naprawić ten błąd – mówił naTemat Zieliński.
Adrian Zieliński zostaje mistrzem świata w 2010 roku
Sukces w Londynie nie zagoił ran
O konflikcie Zielińskiego ze związkiem wiadomo było nie od dziś. Dla nikogo nie jest też nową sprawą fakt wszczęcia postępowania dyscyplinarnego przeciwko zawodnikowi przez PZPC. Wydawało się jednak, że czas goi rany, a sukces pozwala zapomnieć o rozbieżnościach. Że gdy naród się cieszy, decydenci powiedzą "ok, było minęło, zapomnijmy".
O tej sprawie, w telewizyjnym studio po wygranej Zielińskiego, wspomniał też Szymon Kołecki. Dwukrotny srebrny medalista olimpijski (z Sydney i Pekinu) w kategorii 94kg również liczył, że po zdobyciu medalu przez Zielińskiego sprawa konfliktu ze związkiem ucichnie. Niestety nic z tego.
– Polski Związek Podnoszenia Ciężarów sprawia wrażenie, że jego największym problemem są sukcesy jakie odnosimy. Jeśli sytuacja się nie zmieni, nie wykluczam zmiany obywatelstwa. Mam już 23 lat, czas pomyśleć o przyszłości, choć chciałbym bardzo dalej startować dla Polski – powiedział Zieliński sport.pl, dzień po wywalczeniu medalu.
Cała sytuacja sprawiła, że Polak zaczął zastanawiać się nad przyjęciem obywatelstwa innego państwa. Otrzymał propozycję startu dla Niemiec. Do złudzenia przypomina to sytuację Macieja Rosiewicza. O polskich chodziarzu, który na co dzień jest nauczycielem, a sport traktuje jako wielką pasję, pisaliśmy przed Igrzyskami. Kaliszanin nie znalazł wsparcia w krajowym związku i w Londynie startuje dla Gruzji.
Ukryta opcja niemiecka
Obawiam się, że podobną drogą może niedługo pójść Zieliński. Już dziś na pytania o to, czy poważnie rozważa starty dla Niemiec, odpowiada. – O medal walczyłem dla realizacji marzeń. Chciałem udowodnić sobie, że jestem wartościowym sportowcem. A po Igrzyskach? Niech się dzieje wola nieba, trzeba w końcu myśleć o przyszłości, także finansowej. Mam nadzieję, że nie będę musiał brać pod uwagę zmiany obywatelstwa, chciałbym dalej startować dla Polski – powiedział Zieliński.
Co na to związek? – Nie jesteśmy w konflikcie z Adrianem. Po prostu trwa postępowanie wyjaśniające, dlaczego nie było go na zgrupowaniu w Spale, ale o żadnych sankcjach nie może być mowy – powiedział Zygmunt Wasiela.
Podobno związek wydał pozytywną opinię na pierwsze zgrupowanie Zielińskiego w Gruzji, ale nie zgodziło się na nie Ministerstwo, które finansuje przygotowania wszystkich polskich olimpijczyków. Zaskoczeniem dla PZPC był zatem tylko drugi wyjazd, o którym, jak już wspomniałem, prezes dowiedział się po fakcie. – W obu przypadkach przygotowane były zgrupowania w Spale. Ponieważ się nie odbyły, ministerstwo zabrało pieniądze. Nie zapłacimy za treningi w Osetii, bo trener i zawodnicy pojechali tam na urlopy – twierdzi Wasiela.
Więc o co w tym wszystkim chodzi? Ministerstwo zabrało pieniądze przeznaczone na przygotowania w Spale, które w takiej sytuacji najprawdopodobniej musiał opłacić związek. Zapłacił, ale nie miał z tego żadnego zysku, ponieważ Zieliński trenował w tym czasie w Gruzji. Zawodnik nie chce zwrotu pieniędzy za wyjazd na obóz do Osetii, ale związek chcę rekompensaty za wydatki na obóz w Spale.
Szkoda, że ludzka kłótnia o pieniądze, może skończyć się utratą Zielińskiego dla Polski. Podczas ceremonii wręczenia medali chyba każde polskie serce urosło, widząc z jaką dumą nasz zawodnik śpiewał Mazurka Dąbrowskiego. Nikt nie chciałby, aby te same serce pękały z żalu, gdy po kolejnych sukcesach, Polak będzie milczał podczas grania hymnu Niemiec.
To nie jest miłe, gdy związek wszczyna przeciwko tobie postępowanie dyscyplinarne. Ale jakoś z tym żyję. Nie oczekuję od nich zwrotu kosztów, jakie poniosłem.
Trenowałem przez wiele lat w Polsce, osiągając nie najgorsze wyniki, ale nie zostałem doceniony. Nie mówię o pieniądzach, które na pewno by się przydały, ale o warunkach do treningu. Musiałem dbać o nie sam. Nie byłoby w ogóle tematu Gruzji, gdyby ktoś dwa lata temu powiedział mi: słuchaj, widzimy, że masz szanse na dobry wynik w Londynie. Masz tu zaplecze do treningu. Nie martw się o pieniądze dla rodziny, trenuj i powalcz o olimpijską nominację. CZYTAJ WIĘCEJ