Od gwiazdki country po gwiazdę pop i ulubienicę Amerykanów. Taylor Swift i jej kariera wydawały się idealne, aż nadszedł rok 2016, w którym wyszło na jaw, że piosenkarka okłamała miliony fanów. Reputacja Swift była zszargana, wydawało się, że to koniec. Taylor obróciła jednak wszystko na swoją korzyść: wydała "mroczną" płytę, a teraz wraca do "słodkich" korzeni i uderza w hejterów. Ma nosa do biznesu czy świetnych ekspertów od wizerunku?
Tak to się robi. Taylor Swift właśnie ogłosiła, że w sierpniu ukaże się jej siódma płyta "Lover", nagrała hit "Me!" z Brendonem Urie z grupy Panic! at the Disco, a teraz rozbiła bank teledyskiem do piosenki "You Need to Calm Down", który w zaledwie dwa dni dorobił się prawie 32 milionów wyświetleń. Tym samym w kilka tygodni przypomniała Amerykanom, dlaczego ją uwielbiają i dlaczego powinni przestać się na nią gniewać.
"Musisz przestać, jesteś za głośny (...) Musisz przestać, czy mógłbyś nie deptać mi po sukni? Musisz się uspokoić" – śpiewa do hejterów Taylor w jasnoróżowym bikini i w sztucznym futrze we wściekłej odmianie tego samego koloru. Wcześniej robi smoothie z waty cukrowej i wyrzuca swój telefon, na którym przeczytała hejterskiego twweta "od kogoś, kogo nie zna", mimo że "cholera, jest siódma rano".
W cukierkowo-kolorowym teledysku do "You Need to Calm Down" piosenkarka i zaproszone przez nią gwiazdy (ulubieńcy mas: Ellen DeGeneres, Ryan Reynolds, ekipa przebojowego programu Netflixa "Queer Eye" czy RuPaul) bezstresowo żyją w tęczowym miasteczku: piją drinki, tańczą i opalają się, nie reagując na wściekłe okrzyki hejterów. "Krytyka nigdy nie sprawiła, że ktoś stał się mniejszym gejem" – zauważa Swift.
A na końcu przebrana za frytki Swift wpada w objęcia Katy Perry w stroju hamburgera, tym samym – bardzo publicznie i symbolicznie – kończąc swój wieloletni spór z piosenkarką.
1:0 dla Taylor. Piosenkarka znowu jest na topie, media znowu są po jej stronie i znowu mówi się tylko o niej. A kilka lat temu wydawało się, że wszystko jest już skończone.
Marzenie o Nashville
Swift zawsze wiedziała, czego chce. Mając 10 lat, lat podjęła decyzję, że zostanie piosenkarką. Nauczyła się grać na gitarze, zaczęła pisać własne piosenki i przekonała swoją mamę, by pojechała z nią do stolicy muzyki country – Nashville. Wtedy nie udało jej się przekonać do siebie producentów, ale nauczyła się, że żeby zrobić karierę w mieście, w którym każdy o niej marzy, musi się wyróżniać.
Szybko jej się to udało – wszystko dzięki pomocy nowojorskiego managera i poświęceniu jej rodziny, która zwinęła manatki i przeprowadziła się specjalnie dla Taylor do Nashville. Swift stała się nastoletnim objawieniem muzyki country. W 2005 roku 16-latka wydała debiutancki album "Taylor Swift", który okupował listę "Billboardu" (na piątej pozycji) dłużej niż jakakolwiek płyta country od 2000 roku.
Kariera Swift ruszyła z kopyta. Jej wizerunek był idealny dla fanów country – wesoła, miła, jasnowłosa nastolatka z gitarą, która w szkole nie należy do elity i raczej nie przyjaźni się z popularnymi czirliderkami. Śpiewała o miłości, chłopakach, popularności i muzyce, w teledyskach opowiadała historie, z którymi mogły utożsamić się wrażliwe nastolatki (ja go kocham, on mnie nie), a Amerykanie ochrzcili ją "dziewczyną z sąsiedztwa".
W końcu Swift zapragnęła czegoś więcej – być nie tylko gwiazdą country, ale również gwiazdą pop. Być sławną w całych Stanach Zjednoczonych (nie wszyscy Amerykanie przecież lubią country), a także poza nimi.
Narodziny księżniczki pop
Swoją czwartą płytą – "Red" z 2012 roku – 23-letnia Swift odeszła od swojego ukochanego gatunku i zrobiła duży krok w stronę wielkiej, popowej kariery. Singlem "We Are never Ever Getting Back Together" uspokoiła fanów – wciąż była tą samą Taylor, kochającym koty geekiem, który w domu śpi w uroczych piżamkach. Ale już "I Know You Were Trouble" (słynne dzięki "kozim" przeróbkom) pokazała swoją bardziej dojrzałą twarz.
Sukces "Red" był olbrzymi. Taylor się udało – została międzynarodową gwiazdą pop. Kolejny album – świetne "1989" z 2014 roku – pobił kolejny rekord. Na świecie sprzedano ponad 10 milionów egzemplarzy płyty, a aż trzy kolejne single ("Shake It Off", "Blank Space" i "Bad Blood") znalazły się na pierwszym miejscu listy "Billboardu".
Księżniczka się narodziła. Taylor stała się jedną z najbogatszych i najbardziej wpływowych amerykańskich muzyków, miała całą armię wiernych fanów, których nazywała "swifties", a jej agenci bacznie pilnowali, by jej uważnie kreowany wizerunek nie został nadszarpnięty.
Taylor, jak na prawdziwą kociarę przystało, bez przerwy fotografowała się więc z kotami, była również "przyjaciółką stulecia" – wszędzie pokazywała się z gangiem swoich przyjaciółek (nawet w teledysku do "Bad Blood"), a Ed Sheeran stracił dla niej głowę i znalazł się we friendzonie. Była sympatyczna i przystępna dla fanów, dała się przestraszyć Ellen DeGeneres i była zaskakująco normalna. Jasne, na koncertach była gwiazdą dużego formatu, ale dbała o dobre relacje z fanami.
Ci zresztą bronili jej przy każdej sytuacji. Media bowiem jej nie oszczędzały – Swift była regularnie wyśmiewana i krytykowana za kolejne zwiazki ze sławnymi mężczyznami (Harry Styles, Joe Jonas, Tom Hiddleston...) oraz szczere opisywanie ich w swoich piosenkach po zerwaniu. To była jej cecha rozpoznawcza. "Lepiej nie wiąż się z Taylor, bo potem objedzie cię w swoim przeboju" – śmiał się internet. Jednak było to niewinne i z sympatii, a sama Swift śmiała się z tego w piosence "Shake it Off".
Taylor kontra Kanye
Konflikt z Kanye Westem rozpoczął się w 2009 roku, kiedy na gali Video Music Awards raper wtargnął na scenę, gdy Swift odbierała nagrodę za swój klip do "You Belong With Me". – Bardzo się cieszę i zaraz pozwoli ci dokończyć – przerwał nagle jej mowę, po czym dodał: "to Beyonce ma najlepszy teledysk wszech czasów". Taylor ma łzy w oczach, Beyonce jest zszokowana, a cała pamiętna scena staje się viralem. Ameryka, nawet Barack Obama, stanęli wtedy po stroniej "małej, miłej Taylor".
Sześć lat później wszystko wydawało się już między artystami w porządku. Na gali VMA Swift wręczyła Westowi statuetkę Vanguard Award im. Michaela Jacksona za całokształt twórczości. Na scenie udało się jej wbić szpilkę raperowi i oboje wydawali się być dobrymi przyjaciółmi. Jednak w 2016 r. wybuchła bomba. West nagrał piosenkę "Famous", w której rapuje "Mógłbym uprawiać seks z Taylor. Sprawiłem, że ta zdzira stała się sławna".
Utwór i teledysk Kanye (w którym pojawiły się nagie ciała sławnych osób, w tym Taylor czy Donalda Trumpa) wywołał burzę, fani Swift rzucili się na Westa, a sama Taylor długo tego nie komentowała.
W końcu piosenkarka stwierdziła jednak, że o niczym nie wiedziała, a na gali Grammy, odbierając nagrodę za płytę roku, powiedziała: "Stojąc tutaj, chcę powiedzieć wszystkim młodym kobietom – będziecie miały do czynienia z ludźmi, którzy będą chcieli umniejszyć wasz sukces lub przypisać sobie zasługi za wasze osiągnięcia albo waszą sławę. Jednak jeżeli skupicie się na pracy i nie dacie się zdominować tym osobom, to kiedy dotrzecie tam, gdzie zmierzacie, rozejrzycie się wokół i zorientujecie się, że to tylko i wyłącznie wasza zasługa".
Przekaz był jasny – Kanye jest tym złym. To zdenerwowało jego żonę, Kim Kardashian, która opublikowała... fragment rozmowy Westa ze Swift, kiedy raper nagrywał "Famous". Okazało się, że muzyk zapytał Taylor, czy może zawrzeć dotyczący jej wers. Ta... była zachwycona.
– Och, jasne. Wybierz tę wersję tekstu, którą uznasz za lepszą. To jasne, że są bardzo ironiczne. No i bardzo doceniam to, że zechciałeś mi o tym powiedzieć, to miłe – powiedziała i przy okazji nazwała Westa prawdziwym przyjacielem.
A potem stwierdziła: – Wiesz co? Myślę, że najfajniej będzie, gdy ludzie zaczną mnie o to pytać, a ja będę mogła odpowiedzieć: "Zadzwonił do mnie, zanim piosenka się ukazała, więc o wszystkim wiedziałam! Daliście się nieźle nabrać". Pewnie będą to nazywać kłótnią czy konfliktem, ale przecież zaraz po premierze będę na rozdaniu nagród Grammy i wtedy będę mogła powiedzieć, że jesteśmy po słowie. (...) Jesteśmy ok".
Czyli Taylor kłamała. I wsadziła Westa na minę.
Zła reputacja
Ludzie byli wkurzeni, media nie zostawiły na Swift suchej nitki. Stwierdzono, że jest fałszywa, że "miła i idealna Taylor z sąsiedztwa" nie istnieje. Że zrobi wszystko dla sławy. Swift zniknęła wtedy na jakiś czas, czekała, aż wszystko przycichnie.
W końcu wróciła. I z to przytupem – w mrocznym i seksownym wydaniu (lateks, bicz i półnagie kobiety) w teledysku do "Look What You Made Me Do" ("Zobacz co przez ciebie zrobiłam"). W klipie Taylor-zombie wyłania się z grobu, na którym widnieje napis "Tutaj leży reputacja Taylor Swift" i mówi w pewnym momencie przez telefon ("Przepraszam, stara Taylor nie może w tej chwili podejść do telefonu. Dlaczego? Bo nie żyje").
Taylor kuła żełazo póki gorące. Całą sytuację z Westem obróciła na swoją korzyść – pokazała, że popełniła błąd, ale zamiast się kajać, postanowiła do cna wykorzystać swoją "złą reputację". Tym samym to ona prowadziła narrację. Mówiła "wiem, że jestem zła i nic nie możecie mi zrobić" – media nie mogły jej zaszkodzić.
Mimo że fani zdziwili się na widok takiej mrocznej Taylor, jej szósta płyta "Bad Reputation" stała się hitem hitów. Chwalili ją krytycy, teledyski na YouTube biły rekordy wyświetleń. Taylor znowu miała show-business w garści.
Powrót córki marnotrawnej
To było dwa lata temu, teraz Taylor wraca do korzeni – nie do country, piosenkarka została przy popie, ale na "jasną stronę mocy". Jej nowe piosenki są kolorowe, radosne i antyhejterskie, a na okładce płyty "Lover" (premiera: 23 sierpnia) Swift z niebieskimi pasemkami na głowie pozuje na tle pastelowych chmur.
Po aferze z Kanye Taylor jeszcze ostrożniej buduje swój wizerunek (chociaż nie obyło się bez kontrowersji: niektórzy stwierdzili, że jej występ na Billboard Music Awards było plagiatem show Beyonce z Coachelli 2018): nie obserwuje nikogo na Instagramie, wyłączyła możliwość komentowała, pogodziła się z Katy Perry, przestała śpiewać o byłych chłopakach. Nie wspomina o Weście.
Wygląda na to, że jej siódma płyta znowu będzie przebojem, a o dawnym skandalu wszyscy zapomną. Wniosek? Jeśli masz problemy, zatrudnij speców od wizerunku Taylor Swift.