W ubiegłym roku w Polsce zawarto ok. 192 000 związków małżeńskich, natomiast liczba rozwodów wyniosła 63 000. Choć w porównaniu w rokiem 2017 nie ma dramatu (zawarto podobną liczbę małżeństw, lecz rozwodów było ok. 65 000), to czy nie mamy do czynienia z mocno niepokojącą tendencją, w której Polacy nader chętnie korzystają z możliwości coraz łatwiejszego i szybszego rozstawania się? Zapytajmy o to Jarosława Józefowicza – psychologa, psychoterapeutę i seksuologa z gabinetu HoliPsyche.
Redaktor Centrum Produkcyjnego Grupy na:Temat, który lubi tworzyć wywiady z naprawdę ciekawymi postaciami, a także zagłębiać się w rozmaite zagadnienia związane z (pop)kulturą, lifestyle'em, motoryzacją i najogólniej pojętymi nowoczesnymi technologiami.
Czy dane przedstawione przez GUS są dla pana zatrważające?
Proszę pamiętać, że na owe sprawy nie patrzę jak socjolog, lecz specjalista od psychoterapii, czyli w sposób dwojaki. Nie oceniam obecnej sytuacji na zasadzie: większa ilość rozwodów to wyłącznie zło i kropka.
Należy bowiem zadać sobie pewne pytanie: a może po prostu coraz więcej osób ma odwagę na wprowadzenie zmian? Zamiast tkwić w mocno nieudanym związku, znosić dożywotnie tortury i nieustannie zamiatać pewne sprawy pod dywan, wybiera to, co uznaje za szczęście, bądź przynajmniej mniejsze zło.
Podkreślam w tym miejscu jasno i wyraźnie: absolutnie nie nawołuję tutaj do rozwodzenia się, gdy tylko czujemy dyskomfort. Jeżeli kiedyś rozpoczęło się coś, co uznaliśmy za ważne, podjęło się pewne zobowiązanie, to zawsze warto podjąć trud naprawienia sytuacji. Niezależnie od tego, jak naszym zdaniem jest zepsuta.
Pamiętajmy, że pomiędzy tkwieniem na siłę w jakiejś relacji dlatego, że mamy na palcu obrączkę a możliwie szybką ucieczką z małżeństwa jest jeszcze trzecia opcja.
Mówię tu o próbie naprawienia relacji, przepracowanie problemów pod okiem fachowców zajmujących się terapiami małżeńskimi. Daje to szansę na znalezienie złotego środka.
Szansę, lecz nie gwarancję...
Oczywiście, żaden poważny specjalista nie zagwarantuje, że pod jego okiem para – mająca poważne problemy w związku – nagle zacznie sobie wyjadać z dzióbków i będzie żyć bezkonfliktowo. Psychoterapia nie polega na podaniu magicznej pigułki, po której wszystko jest piękne.
Nie będę owijał w bawełnę: całkiem sporo związków rozpada się pomimo naprawdę intensywnych prób ich ratowania. Lecz choć część procesów terapeutycznych kończy się w sposób niezadawalający, to procent ów się zmniejsza.
Dlaczego? Otóż absolutną podstawą sukcesu jest tutaj gotowość do zmian, a ta w społeczeństwie ciągle się zwiększa, ludzie są coraz bardziej świadomi pewnych rzeczy już na starcie terapii, a to ogromny plus.
Skąd mamy dziś ową świadomość?
Na początek cofnijmy się mocniej w przeszłość: "od zawsze" wpajano nam, że w życiu wszystko odbywa się na zasadzie dobrania się dwóch połówek pomarańczy: trafiamy na odpowiednią osobę, a później wszystko toczy się idealnie, żyjemy długo i szczęśliwie.
Gdy z czasem okazywało się, że to wszystko nie działa w taki sposób, że to błędny sposób myślenia, było już za późno – człowiek tkwił w małżeństwie, z którego nie można było się wykaraskać, gdyż przecież rozwód nie wchodził w rachubę.
Gdy pojawiały się jakiekolwiek rozczarowania, miało się naprawdę poważny problem. Dodajmy, że zazwyczaj nie chodzi tu nawet o rozczarowanie konkretną osobą, lecz brak wiedzy na temat tego, że pewne oczekiwania są po prostu niemożliwe do spełnienia; że każda relacja jest dynamicznym, nieustannie zmieniającym się tworem, a jedyną sposobem na sukces jest elastyczne dostosowywanie się do owych zmian.
Dziś sprawy wyglądają nieco inaczej. Choć młodzi ludzie "programowo" wciąż nie są pod tym względem edukowani w wystarczającym stopniu, to istnieje znacznie więcej możliwości zdobycia odpowiedniej wiedzy, niż przed laty.
... również przez ludzi mieszkających na wsiach, gdzie instytucja małżeństwa wciąż jest znacznie trwalsza – według danych GUS w miastach separacje zdarzają się dwukrotnie, a rozwody trzykrotnie częściej, niż na prowincji.
Oczywiście jest to wynik tego, że na wieś pewne zmiany społeczne docierają później. Pamiętajmy o tym, iż zasady dotyczące instytucji małżeństwa to jedne z tych ram, które od dawna pomagają ludziom odnaleźć się w świecie.
Tych, które ułatwiają życie, gdyż człowiek nie musi dochodzić do jakichś głębszych przemyśleń, wszystko jest jasne i proste: ksiądz bądź urzędnik mówi, że trzeba postępować tak i tak, a więc wiemy, jak żyć. Gdy się im sprzeciwimy, pojawia się sławetne "co ludzie powiedzą", natomiast rozwód staje się początkiem oceniania nas negatywnie przez otoczenie.
W mieście ludzie częściej zadają sobie pytania "OK, są pewne zasady, lecz czy tak naprawdę mi odpowiadają", "czy odnajduję się w tych ramach"? Duże aglomeracje zapewniają anonimowość, tak więc konsekwencje pewnych czynów są zupełnie inne, niż w przypadku osób mieszkających w niewielkich, konserwatywnych społecznościach.
Wróćmy do sposobów zdobywania odpowiedniej wiedzy, gdy w związek zaczyna się psuć – gdzie można jej szukać?
Chodzi tutaj o szeroki dostęp do informacji fachowych, nazwijmy je okołopsychologicznymi, które można znaleźć w internecie. Może to być coś, co sprowokuje nas do pierwszej refleksji i podjęcia decyzji o działaniu. Dodatkowo, gdy problemy nas przerastają, mamy dziś znacznie łatwiejszy dostęp do specjalistów zajmujących się terapią dla par.
Czy pańskim zdaniem nie należy obawiać się wielkiego kryzysu instytucji małżeństwa?
Paradoksalnie: choć żyjemy w czasach, w których ludzie osuwają się w szybką, łatwą seksualność, natomiast małżeństwo staje się coraz częściej czymś, co można spontanicznie, bezrefleksyjnie zacząć i w dokładnie taki sam sposób zakończyć, to zarazem zwiększa się nasza świadomość dotycząca tego, że szybki rozwód nie jest jedynym rozwiązaniem.
Który tych podejść wygra w dłuższej perspektywie? Tego nie wie dziś nikt. Ja spoglądam w przyszłość pozytywnie. Cieszy mnie fakt, że w przypadku kryzysu coraz więcej osób potrafi sobie zadać pytanie "a może w moim związku zabrakło jakichś narzędzi"? A gdy już je zada, jest o krok od znalezienia właściwych sposobów na poprawę stanu rzeczy.