Sprawa dotycząca ataku na Rzecznika Praw Obywatelskich Adama Bodnara przekroczyła granice Polski. – Polska zawsze była postrzegana jako wzorcowy model tej instytucji. To, co dzieje się wokół Adama Bodnara, to bardzo niebezpieczny sygnał, bo nikt się nie spodziewał, że nadejdzie z kraju członkowskiego UE i Rady Europy – mówi naTemat prof. dr hab. Roman Wieruszewski. Był członkiem Komitetu Praw Człowieka ONZ, współpracował z innymi międzynarodowymi instytucjami.
Komisarz Praw Człowieka RE stanęła w obronie Adama Bodnara. Sprawa wyszła poza granice Polski. Jak to odbierać?
Musiała tak zareagować. W sytuacji, gdy następuje zorganizowany atak medialny i z wyraźnym poparciem politycznego zaplecza rządu, to brak reakcji zagraża wiarygodności tej instytucji. Jej zadaniem jest wspieranie niezależnych organów praw człowieka. Uważam, że jej reakcja była całkowicie konieczna. Gdyby jej nie było, wtedy bym się zdziwił. To by znaczyło, że jest obojętna, jak postrzegane są te organy.
"Wzywam władze i komentatorów życia publicznego do położenia kresu tym atakom i poszanowania instytucji Rzecznika". Te słowa Dunji Mijatović zabrzmiały mocno.
Jej wezwanie jest słuszne. Ten atak powinien być absolutnie natychmiast przerwany. Obowiązkiem RPO jest ingerowanie w sytuacjach, w których zachodzi podejrzenie naruszenia praw człowieka. Transmisja zatrzymania podejrzanego sprawiała wrażenie spektaklu propagandowego odbywającego się kosztem podstawowych praw, których bronić musi RPO.
To, czego byliśmy świadkami, jest jasne. Zwłaszcza reakcja TVP pokazała, że to miał być wielki medialny sukces, pokazujący skuteczną rolę rządu, który natychmiast reaguje na dramatyczny mord.
Słyszał pan wcześniej podobną reakcję ze strony pani komisarz?
Z pewnością nie. Nie przypominam sobie jednak, by gdziekolwiek w UE RPO był tak osobiście wręcz atakowany za wykonywanie swoich obowiązków.
Co to oznacza?
To bardzo niepokojący i zły sygnał co do sposobu traktowania ważnej instytucji, jaką jest RPO przez przedstawicieli władzy, którzy powinni przyjąć jego uwagi i odpowiednio zareagować. Nie chodzi o to, że rzecznik zawsze musi mieć rację. Ale potrzebne są wyjaśnienia. A tu, przypominam, oświadczenie wydał Krajowy Mechanizm Prewencji Tortur przy Biurze RPO.
Pamięta pan nagonkę na podobne stanowisko w innych krajach?
Nie jest to odosobniony przykład. Były przypadki, że władze atakują, gdy działalność rzecznika im się nie podoba. Ale na pewno nie słyszałem o takich przypadkach w Europie. To zazwyczaj dzieje się w krajach na pół autorytarnych. Czyli takich, gdzie ostają się jeszcze jakieś instytucje demokratyczne, ale władza nie jest skłonna do ich uznawania.
A tu mamy Polskę, która zawsze była postrzegana jako model wzorcowy w Europie.
W prawach człowieka?
Tak. Razem z krajami skandynawskimi, które były kolebką instytucji ombudsmana. W naszym regionie Polska była postrzegana jako wzorcowy model tej instytucji. Wymiar nadała jej pierwsza rzecznik prof. Ewa Łętowska, a potem kolejni rzecznicy utrzymali ten poziom działania. Zawsze niezależnie od rządu. Unikając politycznego zaangażowania. Nie ulegając politycznym naciskom.
Co mówiono wtedy za granicą o Polsce?
Na wszystkich konferencjach dotyczących praw człowieka, zwłaszcza w Europie, ale nie tylko, również jeszcze jak byłem w ONZ, zawsze wskazywano na to, że instytucja rzecznika i to jak została ona w Polsce wprowadzona, ma niemal modelowy charakter. Są kryteria, tzw. Paryskie, gdzie ocenia się stosowania w praktyce tej instytucji. Polska zawsze była w czołówce.
Potem pojawił się niepokój, gdy obniżono budżet dla RPO. Pojawiły się sygnały, że rząd zaczyna utrudniać funkcjonowanie rzecznikowi.
Słyszał pan głosy niepokoju za granicą?
Tak. To było odbierane jako pierwszy sygnał zagrożenia dla tej instytucji. Mówiono o tym na forum UE, Rady Europy i innych instytucji.
Adam Bodnar jest znany za granicą?
W kręgach instytucji prawa człowieka jest bardzo znany i ceniony. Cała jego grupa, wszyscy jego współpracownicy, są bardzo znani.
Powiem, że jest mi bardzo przykro, jak słyszę, że on nie zajmował się np. lokatorami kamienic. A on podjął bardzo dużą akcję w Poznaniu dla 5 tys. osób mieszkających na działkach, którym groziła eksmisja. Przyjechał tu, rozmawiał z nimi, z władzami miasta. I pomógł rozwiązać duży socjalny problem. To jest typowy rzecznik, bardzo bliski ludziom. Zarzucanie mu, że czegoś nie robił, to jest kompletne nieporozumienie. On jest wyjątkowo czuły na problemy społeczne. Wystarczy spojrzeć na jego sprawozdanie rocznie. Ale jak je składa, to w Sejmie siedzi 5 osób.
Gdy kończyła się kadencja jego poprzedniczki, prof. Ireny Lipowicz (też niezbyt lubianej przez poprzedni rząd, ale nigdy nie atakowanej), zastanawiałem się, czy sobie poradzi na tym stanowisku. Ale dziś jestem bardzo zadowolony, że wziął to na swoje barki.
Środowisko przygląda się teraz, co się wokół niego dzieje?
Ależ naturalnie. To bardzo niebezpieczny sygnał, bo nikt się nie spodziewał, że nadejdzie z kraju członkowskiego UE i Rady Europy.
Jak w ogóle Polska jest teraz odbierana w związku z prawami człowieka?
Zaczynamy być postrzegani jako kraj odchodzący od standardów, które powinniśmy przestrzegać. Ale sytuacja jest taka, że dziś nie ma powodów do krytyki, by mówić, że prawa człowieka są w Polsce na dużą skalę łamane. Nie można powiedzieć, że dramatycznie nasze prawa są naruszane. Na razie naruszane są gwarancje tych praw. Ale jak naruszymy gwarancje, to wtedy nie będzie miał nas kto bronić. Wtedy będzie za późno, dlatego trzeba walczyć wcześniej.
Co pan słyszał w zagranicznych instytucjach, z którymi pan współpracuje?
Ostatnio współpracowałem blisko z Agencją Praw Podstawowych UE w Wiedniu. Byłem członkiem komitetu naukowego, cały czas mam z nią kontakt. Szef tej agencji wyjątkowo często był w Polsce. On tak nie jeździ po innych krajach. Wydawał też oświadczenia w obronie sądu i praworządności. Wyraźnie Polska jest postrzegana jako kraj, w którym działania rządu zagrażają wartościom, na których UE była budowana. To jest dostrzegane.
W kontaktach wszyscy wykazują dużą troskę, że tracimy pozycję kraju, w którym transformacja się powiodła i który był wzorcem dla innych krajów, które miały większe trudności transformacyjne.
Prof. Roman Wieruszewski stał na czele misji Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw Praw Człowieka w byłej Jugosławii. Zasiadał w Komitecie Praw Człowieka ONZ (w latach 1998-2000 i 2003-2006), i był jego wiceprzewodniczącym. Był też członkiem Komitetu Naukowego Agencji Praw Podstawowych UE i i ekspertem ds. praw człowieka OBWE. Do 2017 roku kierownik Poznańskiego Centrum Praw Człowieka.