
"Chciałbym zostać księdzem... tak jak mój ojciec" – głosi pewien żart z brodą. Namiastkę tego zapewnia Kleropol. W grze możemy poczuć się jak potężni duchowni, tarzać się w pieniądzach na garnuszku państwa i obracać nieruchomościami w Polsce. A to tylko niektóre elementy rozgrywki planszówki stworzonej na podstawie kultowego Monopoly i grzechów Kościoła.
Grę przede wszystkim urozmaicają dwie rzeczy: ruletka i kalambury. W tej pierwszej biorą udział wszyscy śmiałkowie. Za każdym razem, gdy któryś z nich przekroczy pole START, obstawiamy kolor, rzucamy 50 zł na stół (o walucie będzie za chwilkę) i kręcimy strzałką. Jeśli nikt nie trafi, powtarzamy, a jeśli wypadnie pole bank - cała kasa trafia do Skarbu Państwa.
Kalambury z kolei pozwalają się rozruszać. Za ich sprawą można wyjść z "więzienia", czyli parafii Wygwizdów, ale są też formą zniżki za posługę. Każdy z graczy wykonuje jakiś zawód, który wylosował na początku , p. kapelan państwowych linii kolejowych lub katecheta w przedszkolu. Tak naprawdę z niczym się to nie wiąże, prócz możliwości zarabiania. Jeśli inny gracz stanie pionkiem na polu z naszą profesją, może zapłacić za posługę połowę, ale musi wykonać zadanie z karty Liturgia.
Kleropol utrzymany jest w żartobliwym tonie, ale oparty jest na faktach. Co jakiś czas dobieramy kartę Cuda lub Opatrzność, które wprowadzają zdarzenia losowe - albo dostajemy zastrzyk gotówki, albo sami wyciągamy kasę i płacimy. Ile? To zależy od sytuacji.
Nie mogę też narzekać na jakość wydania gry, ale też nie testowaliśmy jej miesiącami. Jednak strzałka ruletki kręci się elegancko, klepsydra odmierza mniej więcej minutę, karty są laminowane, a domki, kości i pionki każdy dobrze zna. Cały zestaw kosztuje niecałe 100 zł, czyli podobnie jak konkurencja.
