Trener Borussii Dortmund Juergen Klopp stwierdził, że wzorem siatkówki, czy koszykówki, w piłce nożnej powinno się wprowadzić przerwy na żądanie. Na żądanie szkoleniowców oczywiście. – Takie przerwy to dobry pomysł, ale musiałby o nich decydować sędzia, bo trenerzy wykorzystywaliby je w niewłaściwy sposób – mówi w rozmowie z naTemat trener Stefan Białas.
Była 20. albo już nawet 25. minuta meczu ligi francuskiej pomiędzy Lille a Nancy, gdy zawodnicy obydwu drużyn zeszli z boiska, stając przy linii bocznej. Wyglądało to jak przerwa pomiędzy dwoma połówkami dogrywki, ale przecież nie było żadnej dogrywki. Toczył się normalny mecz drugiej kolejki Ligue 1.
Jeśli ktoś oglądałby ten mecz bez komentarza, nie wiedząc, skąd ta przerwa, w pierwszej chwili mógłby pomyśleć, że może na stadionie są jakieś starcia kibiców? Ale we Francji? Na nowiutkim stadionie Grand Stade Lille-Metropole, pierwszej arenie gotowej na mistrzostwa Europy w 2016, które odbędą się w kraju nad Sekwaną?
Grand Stade Lille-Metropole
Pierwszy stadion gotow na ME we Francji, w 2016 roku
– We Francji panują teraz ogromne temperatury. Większość meczów jest przekładanych na późniejsze godziny, ale bardzo często nawet to niewiele pomaga. Federacja już przed rokiem postanowiła, że sędzia w takich warunkach ma prawo zarządzić krótką przerwę na uzupełnieni płynów przez zawodników. Jedną w każdej połowie – wyjaśnia naTemat Stefan Białas, trener piłkarski i ekspert ligi francuskiej w stacji Canal Plus.
Idźcie, napijcie się, skoro jest gorąco
Takie przerwy to nic nowego, ani we Francji, ani w Polsce. Przepis, o którym wspomina Białas, był stosowany już w poprzednim sezonie w Ligue 1. Został użyty także w 30 minucie dzisiejszego meczu pierwszej ligi polskiej pomiędzy Miedzią Legnica a Zawiszą Bydgoszcz. Lepiej przecież wstrzymać mecz na dwie, trzy minuty, niż w ogóle go odwołać.
– W Marsylii jest dziś bardzo gorąco. Zastanawiano się, czy w ogóle rozgegrać spotkanie z Sochaux. Ostatecznie przesunięto jedynie godzinę jego rozpoczęcia z 14.00 na 17.00 – mówi Białas.
Pamiętać też trzeba, że rozgrywanie meczów Ligue 1 o godzinie 14.00, wiąże się z marketingowymi planami podboju azjatyckiego rynku telewizyjnego przez ligę francuską. Decyzja o przesunięciu meczu o trzy godziny nie pozostaje bez wpływu na zysk z transmisji. Przecież, gdy w Anglii pije się tradycyjną herbatkę, w Azji grzeczne dzieci już dawno leżą w łóżkach, bo jest tam wówczas prawie północ.
Pomysł dodatkowych przerw w trakcie spotkań, oprócz jednej oddzielających połówki meczu, nie jest zatem pozbawiony sensu. Ale zrozumiały jest tylko w sytuacji, gdy "jest niedziela, godzina siedemnasta i pogoda nie sprzyja do grania w piłkę". Co jednak z pomysłem Kloppa?
Zmiany na żądanie
– Tak jest w siatkówce, koszykówce, piłce ręcznej i nikomu to nie przeszkadza. To na pewno bardzo przydatne, kiedy można na chwilę zebrać zawodników i coś na szybko im wytłumaczyć czy przekazać wskazówki. To mogłoby wprowadzić trochę świeżości do gry – powiedział Juergen Klopp, cytowany przez Eurosport. Głos trenera Borussii Dortmund nie może przejść bez echa, wszak Klopp drugi rok z rzędu został wybierany najlepszym trenerem w Niemczech.
Przeciwnicy pędzą na bramkę rywala, mają doskonałą akcję, ale piłka wypada za linię końcową. Dalej jednak mają przewagę liczebną, bo przeciwnicy nie zdołali wrócić na swoje pozycje w obronie. Kibice czekają na szybkie wznowienie gry z autu, fani przed telewizorami podnoszą się z foteli, a w tym czasie trener broniącej się drużyny macha tabliczką przed głową sędziego technicznego. "Przerwa na żądanie. Przerwa" – krzyczy.
Ale jak to miałoby wyglądać? Przeciwnicy pędzą na bramkę rywala, mają doskonałą akcję, ale piłka wypada na aut. Dalej jednak mają przewagę liczebną, bo przeciwnicy nie zdołali wrócić na swoje pozycje w obronie. Kibice czekają na szybkie wznowienie gry, fani przed telewizorami podnoszą się z foteli, a w tym czasie trener broniącej się drużyny macha tabliczką przed głową sędziego technicznego. "Przerwa na żądanie. Przerwa" – krzyczy. Na trybunach jęk niezadowolenia i gwizdy. Tak to sobie wyobrażam.
– To niedopuszczalna sytuacja. Pomysł dodatkowych przerw może być dobry, ale tylko wtedy, gdy będą jakoś usankcjonowane w przepisach. Można na przykład dopuścić je pomiędzy 20. a 25. minutą meczu. I w drugiej połowie między 60. a 65. minutą. Powinien też decydować o nich sędzia, a nie trenerzy, bo oni będą wykorzystywać je w niewłaściwy sposób – uważa Białas.
Jednak wprowadzenie dodatkowej przerwy w każdej połowie, o której decydowałby sędzia, nie różniłoby się niczym od podzielenia gry na cztery kwarty. A od tego już tylko krok od wyznaczenia linii strzałów za dwa punkty, przeniesienia rozgrywek do hal, zamienienia bramek na kosze i nazwanie nowej dyscypliny piłkokoszem. Absurdalne porównanie? Jak najbardziej, ale doskonale wpisuje się w obraz sensu usankcjonowania przerw w trakcie gry w piłce nożnej. Futbol to nie koszykówka, to też nie siatkówka. To nawet nie jest dyscyplina rozgrywana w halach. Dlatego bliżej mi do zdania, które na Twitterze wyraził Michał Pol, dziennikarz Sport.pl.
Nie zmieniajmy piłki na siłę w inną dyscyplinę. Jeśli przerwa jest konieczna z powodu upału, zróbmy ją. Jednak przerwa na żądanie, to zły kierunek.