Przesadą będzie mówienie, że na taki film czekałem całe życie, ale faktycznie do tej pory nie było udanego horroru z akcją w ciągu dnia. Nie sztuką jest straszyć po zmroku - wystarczy przejść się nocą przez las, by każdy szmer przyprawiał o zawał. Sztuką jest podnosić ciśnienie w pełnym słońcu, a to w "Midsommar" wychodzi znakomicie.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Ari Aster z impetem wbił się do czołówki obiecujących twórców współczesnego horroru wraz ze swoim zeszłorocznym debiutem "Hereditary. Dziedzictwo". Dramat rodzinny wymieszał z mrocznymi rytuałami i oddał hołd klasyce horroru. W "Midsommar" użył podobnego klucza, ale wszystko skąpał w blasku promieni słonecznych. I przypieczętował swoją pozycję.
Stylowy miks
Już na wstępie widać, że reżyser konsekwentnie realizuje swój styl i wprowadza pewne zamieszanie, które towarzyszy przez ponad dwugodzinny seans. "Midsommar" na początku wcale nie toczy się w ciągu dnia i zaczyna się od "zwykłej" rodzinnej tragedii. A to tylko preludium do prawdziwej katastrofy w życiu Dani - głównej bohaterki granej przez niezwykle utalentowaną Florence Pugh ("Lady M.").
A jakby tego było mało, jej związek rozpada się. Chłopak (Jack Reynor) nie jest do końca przekonany, czy warto brnąć dalej w relację z dziewczyną z problemami. Jego koledzy (m. in. świetny jak zawsze Will Poulter), jak to koledzy, mają jej serdecznie dość i sugerują mu zerwanie, co rodzi sporo zabawnych sytuacji. Ale chwila moment, co to za komediodramat? Czy trafiłem do dobrej sali?
Wsi zbyt spokojna, wsi zbyt wesoła
Wszystko się wyjaśnia, kiedy pada hasło "Szwecja" i wyprawa na pogańskie święto organizowane w czasie tytułowego przesilenia. Trzeba przyznać, że Aster długo każe nam czekać na mięsiste konkrety. Z tragedii rodzinnej, przechodzi do amerykańskiej komedii młodzieżowej, by wreszcie rozpocząć właściwy folk horror. A i tak co chwilę będą miały miejsce pewne załamania atmosfery.
Odcięta od świata wioska, w której mieszkańcy żyją w komunie, od samego początku ma sekciarskie znamiona. Jest zbyt pięknie, a wszyscy są zbyt uśmiechnięci, to zbyt podejrzane. Nauczony doświadczeniem wiem, że za chwilę coś się zepsuje. A goście z Ameryki, zamiast brać nogi za pas, kiedy widzą pierwsze zgony, zostają. Miażdżenie czaszki młotem tłumaczą sobie "różnicami kulturowymi".
Srogie grzyby
Takich groteskowych sytuacji jest o wiele więcej. W jednym momencie autentycznie podskoczyłem na fotelu, ale były też i sceny, które śmieszyły bardziej niż powinny (aż przypominało mi się tegoroczne "To my"). Myślę, że wielki wpływ na ten film, oprócz wyraźnego ukłonu w stronę Stanleya Kubricka i Alejandro Jodorowsky'ego (za przepiękne zdjęcia znów odpowiada Polak Paweł Pogorzelski), miało kino Gaspara Noé i... narkotyki.
Bohaterowie "Midsommar" nie odmawiają używek nawet nieznajomym i biorą co popadnie. A to grzybki, a to dziwne "herbatki". I obserwujemy potem co się z nimi dzieje - trawa przenika im przez dłonie, obraz zaczyna się rozpływać jak w czasie kwasowej jazdy. Reżyser prawdopodobnie wiernie oddał stan po zażyciu psychodelików (tak domniemywam z opowieści), a zwłaszcza zjazdy i bad tripy. Połowa tego filmu to zresztą realistycznie odwzorowana "zła podróż".
Horror inny niż wszystkie
"Midsommar" nie bazuje na straszeniu zjawiskami paranormalnymi. Nazwałbym go raczej horrorem emocjonalnym, bo przecież nawet kłótnia, zazdrość i zdradza może przerodzić się w koszmar gorszy, niż jakieś tam demony i zombie. Zwłaszcza wtedy, gdy jesteś pod wpływem nieznanych substancji psychoaktywnych. I coś źle weszło.
I choć praktycznie nie ma w nim scen ze szlachtowaniem ludzi, to na brak okazale rozłożonych zwłok nie możemy "narzekać". Twórcy zupełnie innymi środkami wywołują to nieprzyjemne uczucie niepokoju - czy to sugestywną , ambientową muzyką, czy akcjami, przy których myślimy "Ale, że co?", czy wreszcie przełamującym schematy osadzeniem wydarzeń w biały dzień. Niesamowite doświadczenie.
"Midsommar" to właśnie ten film, który będzie w najbliższym czasie służyć za odpowiedź na pytanie: "Ej, a widziałeś ostatnio jakiś fajny horror?". Na ekranach polskich kin możemy go oglądać od 5 lipca.