Jest czwartek, jestem stary, a poczułem się jakbym znów był na wakacjach. Na Netflixie właśnie wylądował trzeci sezon "Stranger Things" - serialowej perełki platformy. Wpadłem tu tylko na chwilkę, by zdać relację z pierwszego odcinka i powracam do maratonu. Inaczej chyba nie ma sensu podchodzić do tego serialu. Za dobry.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Drugi sezon tego popkulturowego fenomenu wydarzył się jesienią 2017 roku i, sięgając pamięcią wstecz, ciepło go wspominam. Nie było tego efektu "łał" jak wcześniej, ale twórcy poszli o krok dalej wprowadzając jeszcze więcej "dziwnych rzeczy". Trzeci sezon kontynuuje świetną passę - wszystko tu współgra, młodzi aktorzy odstawiają oscarowe role, a atmosfera lat 80. jest podkręcona jak włosy na papilotach.
Retro-klimat over 8000
Serial od początku kupował nas sentymentalną podróżą do jednego z najfajniejszych okresów w popkulturze. Pierwszy odcinek jest wręcz nim przeładowany, a "ejtisy" buchają z ekranu prosto w twarz. I sprawiają, że pojawia się na niej uśmiech.
W telewizji leci "Magnum", z głośników "(I Just) Died in Your Arms", wszyscy mają ultrakolorowe stroje, fikuśne fryzury i frywolne wąsy. Kumulacja tych elementów jest większa niż w Totolotku. Owszem, niektórzy mogą czuć przesyt, ale to chyba tylko ci, którzy tamte lata cenią za ponurego post-punka. Twórcy nie zapominają i o nich.
Pastelowa sielanka jest drastycznie przerywana, a serial pokazuje pazurki. I wnętrzności wybuchających szczurów. Scen rodem z horroru science-fiction pojawiło się już całkiem sporo, a pewnie będzie ich jeszcze więcej, bo serial niczym "Harry Potter" dojrzewa z sezonu na sezon wraz z bohaterami (i aktorami).
Umizgi i spiski
Pierwszy odcinek, jak zawsze, jest przede wszystkim ekspozycją. Dowiadujemy się z niego co słychać u głównych bohaterów. Po starciach z Demorgonami i ukazaniem się Łupieżcy Umysłów dzieciaki podrosły, mają wakacje i żyją z dnia na dzień jak zwykłe nastolatki. Jedni pracują, a inni... romansują.
Mike i Jedenastka są w sobie zakochani po uszy i nie mogą przestać się całować, czym doprowadzają do wściekłości Hoopera. Lucas z kolei kręci z Max, a Dustin ma dziewczynę, której jeszcze nikt nie widział. Jedynie Will pozostaje singlem, choć może nie do końca - jest związany z demon z Drugiej Strony, a ten znów przedostaje się do ich świata.
Rozkręca się też nowy wątek, który również nawiązuje do lat 80. i zimnej wojny, a mianowicie... Rosjanie. I ich mroczne eksperymenty z Drugą Stroną. Coś czuję, że trzeci sezon wcale nie będzie tym ostatnim.