Beata Mazurek postanowiła "wytłumaczyć", dlaczego Beata Szydła przegrała głosowanie i nie została przewodniczącą komisji w Parlamencie Europejskim. Teoria byłej rzeczniczki PiS jest jednak jeszcze bardziej kuriozalna niż przegrana jej partyjnej koleżanki, która... nie miała z kim przegrać.
Beata Szydło w środę przepadła w głosowaniu na stanowisko przewodniczącej komisji zatrudnienia i spraw socjalnych Parlamentu Europejskiego. Za jej kandydaturą głosowało 21 posłów, przeciwko było 27. Szydło przegrała właściwie sama ze sobą, bowiem nie wystawiono żadnych innych kandydatów.
Beata Mazurek podjęła próbę wyjaśnienia, dlaczego jej koleżanka doznała takiej klęski w głosowaniu. "W PE dalszy ciąg odwetu za utrącenie przez Polskę i V4 Timmermansa i Webera tzw. szpicen kandidaten i odrzucenie kandydatury Beaty Szydło stoi za tym lewicowo-liberalny establishment, który ich popierał i nie może pogodzić się z porażką. To kolejny akt politycznej zemsty" – napisała była rzecznik PiS na Twitterze.
Kuriozalne tłumaczenie odnosi się do wydarzeń sprzed kilku dni, kiedy Frans Timmermans nie został kandydatem na przewodniczącego Komisji Europejskiej. Politycy PiS upatrują w tym swojego wielkiego zwycięstwa. Przemilczają jednak fakt, że Timmermans zostanie wiceprzewodniczącym KE, a najważniejszą tekę obejmuje Ursula von der Leyen - niemiecka minister obrony narodowej, która w przeszłości jeszcze ostrzej krytykowała rządy PiS niż Timmermans.
"Żeby robić politykę w UE, to trzeba się na tym znać! Stawanie okoniem nie daje widocznie rezultatów. Podobno Morawiecki negocjował? Co wynegocjował?", "Niestety nie znaczycie nic w polityce europejskiej. Taka jest prawda, proszę nie doszukiwać się spisków" – piszą Polacy w komentarzach pod tweetem Mazurek. Większość gremialnie wyśmiewa teorie spiskowe i stwierdza, że PiS na forum UE kompletnie nie radzi sobie w grze dyplomatycznej.