Kadr z magazynu "Nie do wiary"
Kadr z magazynu "Nie do wiary" Youtube.com

Kultowy program o wszystkim, co niezwykłe i dziwne, wraca na antenę. Po siedmiu latach znowu będziemy mogli oglądać Strefę 11, która przez dziesięć lat emisji stała pozycją kultową. Czy nowe "Nie do wiary" dalej będzie ekscytowało, czy raczej doprowadzi nas do śmiechu?

REKLAMA
Program ukaże się już we wrześniu. Tym razem nie zobaczymy go jednak na antenie TVN-u, a w należącym do spółki TVN nowym kanale społecznym TTV. Odcinek pilotażowy ukaże się na głównej antenie TVN we wtorek 28 sierpnia o 22:55. Pierwszy odcinej W TTV ukaże się 2 września (niedziela) o godz. 22:15.
Jako
Wpis na forum o ponownej emicji programu

Miejmy nadzieje że bedzie równie ciekawie jak za czasów dzieciństwa

Tego programu nie dało się pomylić z żadnym innym. Charakterystyczna muzyka, ekscentryczny prowadzący i tematy, które zaciekawią każdego. Powstało trzysta odcinków. Większość z nas poznała go w roku 1997, kiedy trafił na główną antenę telewizji TVN. "Nie do wiary" istniało jednak już rok wcześniej w telewizji "Wisła". Emisja została zakończona w 2007 roku z powodu "wyczerpania się tematów". W 2005 roku średnia widownia programu była bliska 2 mln osób. W 2007 roku spadła do 1,55 mln widzów.
– Sama jestem bardzo ciekawa nowych odcinków – mówi Agnieszka Morzy. Według medioznawczyni, formuła programu jest nadal aktualna, a program znowu może odzyskać rzesze fanów. – Wystarczy spojrzeć na tabloidy, gdzie informacje o rentach mieszają się ze zjawiskami paranormalnymi. Widzę zapotrzebowanie na takie programy - mówi Agnieszka Morzy.
Oficjalną przyczyną zakończenia emisji programu było wyczerpanie się tematów. Według medioznawczyni, jego funkcję przejęły inne produkcje, choćby takie jak "Uwaga". – Zjawiska paranormalne zawsze przyciągały widzów. Program był emitowany w czasie, gdy Polacy zachwycali się Matką Boską okazująca się na pniu. Teraz możliwości telewizji są znacznie lepsze. To znowu może się udać – uważa Agnieszka Morzy.
Czytaj także: CNN jak MTV? Najsłynniejsza stacja informacyjna chce wystartować z reality show i talk show. Koniec pewnej epoki

Nie sposób wyobrazić sobie programu "Nie do wiary" bez charyzmatycznego prowadzącego, Macieja Trojanowskiego. Jego spokojny ton głosu, wzbudzający poczucie, że mówi o czymś naprawdę niezwykłym, a zarazem spokój sprawiały, że wielu ludzi brało bardzo poważnie wszelkie treści, które można było odnaleźć w programie.

– Swoistym trzonem programu był dżentelmen w muszce i to właśnie jemu zawdzięczamy ewentualną kultowość "Nie do wiary" – mówi Agnieszka Morzy. Według medioznawczyni, to pasja, jaką wkładał nie tylko w prowadzenie, ale także przygotowanie programu sprawiała, że przyciągał ogromną liczbę widzów. – On był nie tylko zwykłym prezenterem. Sam badał niewyjaśnione zjawiska, starał się dotrzeć do jakiegoś jasnowidza. Widać było, że jest zafascynowanym człowiekiem, a nie tylko gadającą głową – mówi Morzy.
Wielu widzów zapamiętało także charakterystyczne okulary, które prowadzący wielokrotnie zakładał i zdejmował, dodający naukowego charakteru przekazywanych informacji. Forma magazynu była zbliżona do programu informacyjnego, co jeszcze bardziej podkreślało jego "naukowość". W rzeczywistości większość informacji, które można było zobaczyć w programie, były jedynie domysłami, poszlakami, relacjami "świadków".
– To jest czysta rozrywka – komentuje medioznawczyni. – Cześć społeczeństwa jest absolutnie podatna na tego typu sensacyjne informacje. Wielu ludzi, nawet tych dobrze wykształconych, oglądało i będą oglądać ten program. To trochę tak jak z czytaniem książek. Wiemy że to bajka, ale sięgamy po nią – mówi Agnieszka Morzy.
Na zakończenie "Nie do wiary" zawsze padały charakterystyczne słowa: "Jak zwykle czekamy na państwa informacje, nasze telefony będą czynne jeszcze przez godzinę"