"Bez dziennikarstwa śledczego i regionalnego będą rosły korupcja, przestępczość, nepotyzm" – napisał Wiktor Świetlik, dziennikarz i publicysta. Jego zdaniem dziennikarstwo śledcze upada, a bez niego takie afery, jak Amber Gold będą się powtarzać. Polska obędzie się bez czwartej władzy?
Afera Amber Gold kolejny dzień elektryzuje media. Na tapecie były już pytania o to, dlaczego interesów Marcina P. i jego żony nie wyłapały osoby, które powierzyły Amber Gold swoje pieniądze, policja, służby, a w końcu sądy. W sprawie pojawiła się jeszcze jedna wątpliwość: gdzie, w czasie gdy właściciel Amber Gold prowadził swoje interesy, znajdowali się dziennikarze śledczy?
Śledczy kryzys
"Problem w tym, że sprawami takimi jak Amber Gold zajmuje się zbyt wielu ludzi takich jak ja, publicystycznych specjalistów od wszystkiego, a nie specjalistów. Problem w tym, że pokaźną część tych specjalistów w redakcjach zredukowano w ramach rozmaitych „optymalizacji struktur zatrudnienia”, tak samo jak lokalnych reporterów śledczych, takich którzy mogli coś zrobić" – napisał Wiktor Świetlik, dziennikarz i publicysta w serwisie SDP.
W gorzkim materiale opisuje, jak kilka lat temu uczestniczył w śledztwie dziennikarskim prowadzonym przez reporterów "Dziennika Bałtyckiego" w sprawie afery sopockiej (prezydentowi Sopotu Jackowi Karnowskiego postawiono wówczas zarzuty biernej korupcji). "To było naprawdę przyzwoite śledztwo. Dziś żadna z tamtych osób już w gazecie tej nie pracuje, bo pracodawca ich zoptymalizował" – napisał.
Jego zdaniem właśnie takie cięcia przyczyniają się do kryzysu czwartej władzy, do tego, że przestaje realizować ona swoje zadania.
Nie ma czasu, ani pieniędzy
– Mnie dziwi, że ta historia nie została wychwycona przez gdańskich dziennikarzy, że kiedy interesy Plichtów urosły, nikt nie przyjrzał się, kim oni są. Wszyscy głaskali ich po głowie – ocenia Michał Majewski, reporter, który w działach śledczych pracował między innymi dla "Dziennika Gazety Prawnej" i "Rzeczpospolitej".
Jego zdaniem redakcji po prostu nie stać ani na własne działy śledcze, ani nawet na to, by jeden reporter zajmował się tematem przez kilka dni czy tygodnie.
– Na początku tego wieku robiliśmy z Pawłem Reszką bardziej skomplikowane śledztwa, zajmowaliśmy się sprawami umów gazowych między Polską i Rosją. Ale wtedy "Rzepa" była wielkim zespołem, silną gazetą. Nieobecność dwóch dziennikarzy nie tworzyła jakiejś luki. Teraz media nie mogą sobie na to pozwolić. Teraz nikt nie puści dziennikarza do obcego miasta po to, żeby zajmował się jednym tematem – ocenia.
Poważne konsekwencje
Jakie konsekwencje niesie ze sobą taki stan rzeczy? Zdaniem Wiktora Świetlika, "Bez dziennikarstwa śledczego i regionalnego będą rosły korupcja, przestępczość, nepotyzm", na co koronnym dowodem jest właśnie sprawa Amber Gold.
– To jest kłopot dla nas wszystkich, bo jeśli media są słabe, to demokacja jest słabsza. Nie oczyszcza się takich spraw odpowiednio szybko – mówi Michał Majewski. – Dziesięć - piętnaście lat temu, takich historii z Marcinem P. by nie było. Konkurencja była większa i ambicją dziennikarzy było to, by takiej sprawie się przyjrzeć – przekonuje.
"Oczywiście dziennikarstwo śledcze ma sens. Problem w tym, że coraz trudniej je uprawiać. Jeśli coraz częściej media postrzegane są jako produkt taki sam, jak proszek do prania, jeśli coraz bardziej będziemy starać się dogodzić i schlebiać odbiorcy, bawiąc go, a w coraz mniejszym stopniu uświadamiać mu jak wygląda rzeczywistość, to jest to dla dziennikarstwa, a przede wszystkim dla dziennikarstwa śledczego, początek końca" – ocenił Tomasz Patora, dziennikarz, który zajmował się m.in. aferą "łowców skór".