
Tylko w Warszawie 3 173 uczniów nie dostało się do żadnej ze szkół, a progi wzrosły o 43 punkty. Niektóre klasy składają się wyłącznie z laureatów olimpiad. Są uczniowie, którzy z wysoką średnią ocen i dobrymi wynikami z egzaminów nie dostali się do żadnej ze szkół. Są też tacy, którzy marzyli o liceum, a uczyć się będą w technikum. Rodzice dzieci z tzw. "podwójnego rocznika" opowiadają nam o koszmarze rekrutacji do szkół średnich. I wiedzą, że to dopiero początek chaosu, który spowodowała reforma edukacji Anny Zalewskiej.
500+ na czesne
Syn Marii ma zespół Aspergera i bardzo sprecyzowane plany na przyszłość – chce zostać patologiem sądowym. – Jak on się zaprze, to tak będzie. A my jesteśmy od tego, żeby mu to umożliwić – mówi Maria. Ale i ze smutkiem dodaje: – Tylko nie wiadomo, w jaki sposób.
On wypadł z systemu. A w poradni psychologiczno-specjalistycznej przekazują nam, że Kacper ani do zawodówki, ani do technikum się nie nadaje. Teraz zabieramy się za pisanie odwołań i szukanie szkoły prywatnej, chociaż i tam jest pełne obłożenie.
Na pół roku ratuje nas 500+. Kacper w styczniu kończy 18 lat, a liczymy, że jeśli uda mu się utrzymać średnią 4,6, to będzie miał czesne za złotówkę. Jeśli nie, to po pół roku będziemy musieli przenieść go do szkoły publicznej, bo nie będzie wyjścia. A dla niego to będzie kolejna stresująca sytuacja, bo on nie lubi zmian.
Czerwony pasek nie pomógł
Martyna ostatnią klasę szkoły podstawowej ukończyła z wyróżnieniem. Ale egzaminy poszły jej trochę gorzej, dlatego papiery złożyła i do liceów, i do techników. Wybrała kilka szkół, do których w poprzednich latach dostałaby się bez problemu. Ale nie udało się nigdzie.
Nie udało się nawet do technikum
Młodszy syn Anety jest uzdolniony informatycznie. Przez ostatnie pięć lat jako jedyny ze wszystkich uczniów chodził na indywidualne zajęcia z programowania w prywatnej Akademii Kodera.
Gdybym mogła cofnąć czas, to zmusiłabym syna do wpisania absolutnie wszystkich warszawskich szkół w system. Tylko, że to byłoby wbrew naszym rodzinnym zasadom: każdy decyduje o sobie i ponosi za to odpowiedzialność, reszta go wspiera, bo każdy ma prawo do własnych wyborów.
Liceum budowlane, porażka
Agnieszka już kompletnie nie wie, co ma powiedzieć córce, która dostała się do liceum budowlanego, które było jej dziewiątym – awaryjnym wyborem. A marzy jej się inżynieria.
Radziła już Oli, żeby zrobiła sobie rok przerwy albo poszła do zawodówki. Ale nastolatka tylko się śmieje z propozycji matki. Ma większe ambicje.
– Przez całe trzy lata kuła, żyły sobie wypruwała. I ona bardzo emocjonalnie do tego podchodzi, nie oleje tego – opowiada Agnieszka.
Dostał się do "zapchajdziury"
Danuta wiedziała, że przez podwójny rocznik rekrutacja do szkół średnich będzie koszmarem. Ale nie spodziewała się, że aż takim. Jej syn harował, robił dodatkowy wolontariat, więc nie obawiała się o jego przyszłość. – Stawał na rzęsach, czego nie musiał robić jego starszy brat, żeby dostać się do szkoły średniej – opowiada.
Gdybyśmy wiedzieli, jak to wszystko wygląda, to złożylibyśmy papiery do 25 szkół. Chociaż na początku rekrutacji wydawał się to ponury żart. I to my namówiliśmy go, żeby złożył papiery do tej ostatniej ze szkół, czyli de facto najgorszej dla niego. Jest to liceum, ale na najniższym poziomie. A punktów miał więcej niż jego brat dwa lata temu.
Syn Ewy dostał się do szkoły, ale do tej, którą wybrał jako ostatnią – 15. Pójdzie do technikum, chociaż najbardziej zależało mu na liceum. – Kiedy się o tym dowiedział, to był zły, rozgoryczony, rozżalony i zawiedziony. Dopiero później, jak się okazało, że i kolega dostał się do tej szkoły, to zaczął racjonalnie rozmawiać – opowiada Ewa.
