Trwa koncert kuriozalnych wypowiedzi osób z związanych z dobrą zmianą dotyczących zamieszek na Marszu Równości w Białymstoku. Lokalny radny PiS Sebastian Łukaszewicz, którego widać na zdjęciach wśród kontrmanifestantów, podbija stawkę. Twierdzi, że policja zgłosiła się do niego o pomoc i dlatego stał na czele przeciwników marszu. A to jeszcze nie wszystko...
"Ten Pan w wywiadzie dla TV Republika mówi, że policjanci zwrócili się do niego o pomoc. Czy faktycznie 800 policjantów było tak nieporadnych, że odnalazło 2 czy 3 radnych, by mogli ich wesprzeć? Czy to prawda, czy zwykle kłamstwa?" – zastanawiają się internauci na Twitterze.
I choć w mediach pojawiły się doniesienia, że uczestników marszu obrzucano nie tylko wyzwiskami, to Łukaszewicz wyjaśnił, że było to tak: to zwolennicy LGBT rzucali cegłami i jajkami, a kibice co najwyżej odrzucali to, co na nich spadło. A potem wkroczyła policja i postanowiła zabezpieczyć uczestników marszu.
W tym celu, zdaniem Łukaszewicza, próbowano przekierować maszerujących na inną trasę, ale tam już byli legalnie manifestujący kibice. W tej sytuacji policja poprosiła kilku samorządowców, w tym właśnie radnego Łukaszewicza, by wspomogli funkcjonariuszy w ich pracy i przemówili do kibiców, by ci nie odrzucali cegieł i jajek. Tak przynajmniej na antenie TV Republika twierdził Sebastian Łukaszewicz.
Krótko po marszu ten sam radny chełpił się na Twitterze zwycięstwem. "Obroniliśmy Katedrę pw. Wniebowzięcia NMP w #Białystok. Wielkie podziękowania wszystkim białostoczanom przywiązanym do tradycyjnych wartości!" – napisał Łukaszewicz. Później jakby się zreflektował i dopisał, że "agresja w stosunku do ludzi biorących udział w marszu LGBT zasługuje na jednoznaczne potępienie".
Z oficjalnym pytaniem do przedstawicieli policji zwrócił się poseł Krzysztof Truskolaski, syn prezydenta Białegostoku. Parlamentarzysta PO-KO chce dociec, "czy prawdą jest, że policja zwróciła się dnia 20 lipca o pomoc bezpośrednio do radnych? Jeżeli tak, to w jakim celu i na podstawie jakich przepisów?".