Choć Marsz Równości w Białymstoku był manifestacją pokojową, to radny klubu PiS w sejmiku województwa podlaskiego odtrąbił niebywałe zwycięstwo. Gdyby uwierzyć narracji Sebastiana Łukaszewicza, to można by stwierdzić, że on i jemu podobni obrońcy tradycji pokonali hordę agresywnych, niszczycielskich zwolenników LGBTQ.
"Obroniliśmy Katedrę pw. Wniebowzięcia NMP w #Białystok. Wielkie podziękowania wszystkim białostoczanom przywiązanym do tradycyjnych wartości!" – triumfował na Twitterze Łukaszewicz. Jednak internauci bardzo szybko uświadomili mu, że wizja, którą chce przekazać, niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Tą, gdzie uczestnicy marszu byli wyzywani, opluwani i bici.
"Wstyd i hańba. Jesteście złem wcielonym. Razem z KK zaprzeczacie wszystkim ogólnoludzkim wartościom" – napisała jedna z osób. Komentarzy w podobnym tonie było zresztą znacznie więcej. "Jesteście tacy obrzydliwi, że ja na waszym miejscu nie pokazywałabym się więcej na ulicach, niech prokuratura się tym zajmie, jak zasługujecie" – czytamy w opinii innego internauty.
Tradycje, których obronę deklaruje Sebastian Łukaszewicz, są niezrozumiałe dla radnego z klubu Koalicji Obywatelskiej Maciej Żywno.
– Też jestem Polakiem, chrześcijaninem, mam rodzinę, trójkę dzieci, ale jestem przeciwny jakiejkolwiek formie przemocy względem ludzi, którzy myślą inaczej niż ja, ubierają się inaczej niż ja, czy mają inne podejście do związku. W polskiej tradycji nie ma zgody na przemoc i zachęcanie do takich zachowań. Względem jakichkolwiek ludzi – stwierdza Żywno.
Po zamieszaniu, jakie wywołał, Łukaszewicz postanowił się zreflektować. "Agresja w stosunku do ludzi biorących udział w marszu LGBT zasługuje na jednoznaczne potępienie" – tak brzmiał jego kolejny wpis. Choć tak naprawdę tak brzmiał tylko fragment wpisu, bo okazuje się, że radny szybko znalazł winnego zajść, do jakich doszło w sobotę w Białymstoku. "Prezydent Truskolaski i jego świta ponoszą polityczną odpowiedzialność" – podsumował.
Zwyczajnie chodziło o zadymę
– Jestem prezydentem, a nie strusiem i nie będę chował głowy w piasek, dlatego, że znam prawo i wiem co mi wolno, a czego nie wolno. Działałem w granicach prawa – odpowiada na zarzut Łukaszewicza w rozmowie z naTemat prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski.
Na zdecydowaną reakcję magistratu nie trzeba było długo czekać. Podczas zorganizowanej w poniedziałek konferencji prezydent zapowiedział, że zamierza złożyć zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez przedstawicieli PiS podczas Marszu Równości.
– Wyjątkowo bulwersujące wydaje się zaangażowanie w te pożałowania godne ekscesy przedstawicieli PiS w wojewódzkich i miejskich organach władzy samorządowej – mówił, wskazując m.in. na działania marszałka województwa Artura Kosickiego i właśnie radnego klubu PiS Sebastiana Łukaszewicza.
W rozmowie z naTemat prezydent podkreślił, że przemarsz, w którym brał udział Łukaszewicz, był nielegalny i na pewno nie chodziło w niem o obronę Kościoła.
– Nie chodziło o żadną obronę katedry. Chodziło zwyczajnie o zadymę, o pokazanie, że Marsz Równości w Białymstoku nie przejdzie. Marsz w pierwotnym założeniu rzeczywiście miał przechodzić obok Katedry, ale w trakcie zmieniono ten plan. Organizatorzy nie chcieli starcia przed katedrą – mówi Truskolaski.
Dodał jednak, że przemarsz, w którym politycy PiS uczestniczyli (zorganizowany przez marszałka województwa Artura Kosickiego), nie był agresywną manifestacją. Inną kwestią jest natomiast fakt, że baner, który niesiono, później stał się głównym banerem tych, którzy atakowali zwolenników LGBT.
– Sam przemarsz zorganizowany przez marszałka odbywał się bez żadnej podstawy prawnej. W relacjach widać osoby, o których mowa na czele blokad. To jest absolutnie karygodne. Później Radny Łukaszewicz napisał: „Obroniliśmy Katedrę”, sam się do tego przyznał – przyznaje prezydent stolicy Podlasia.
– Jest szefem radnych PiS w sejmiku. Wydaje się, że akurat osoba, która jest radnym wojewódzkim i jeszcze cieszy się dużym poparciem mieszkańców, powinna wyjątkowo rozważnie dobierać słowa. Szczególnie w przestrzeni publicznej. Jakiekolwiek bronienie własnej ideologii w takiej formule, jest niedopuszczalne. To jest typowy język nienawiści, z którym u tak młodego człowieka trudno się pogodzić – mówi Maciej Żywno.
Tęczowy Tadek vs brunatny Sebastian
Spór między Tadeuszem Truskolaskim a Sebastianem Łukaszewiczem rozpoczął się niedawno. Kością niezgody był właśnie Marsz Równości w Białymstoku. Po tym, jak radny PiS nazwał prezydenta "tęczowym Tadkiem", ten poproszony przez dziennikarzy o komentarz użył sformułowania "brunatny Sebastian".
– Jak pani doskonale wie, tęcza to są wszystkie kolory. A skoro rozmawialiśmy z radnym o kolorach i on wyczerpał wszelkie możliwości barw, nazywając mnie tęczowym Tadkiem, a ja mu też chciałem odpowiedzieć podobnie, to musiałem skorzystać z tego co zostało. Został brunatny i czarny, więc wybrałem pierwszy lepszy z rzędu – stwierdza Truskolaski.
Jednak "brunatny Sebastian" nie rozbawił radnego Łukaszewicz. Wręcz przeciwnie, zażądał przeprosin. Jego zdaniem takie stwierdzenie sugeruje jego związki z faszyzmem.
– Nigdy nie brałem udziału w wydarzeniach organizowanych przez skrajną prawicę. Mój pradziadek walczył w AK, został zamordowany przez Niemców – mówił podczas konferencji prasowej.
[/embed]Wyrósł w duchu chrześcijańskich wartości
Sebastian Łukaszewicz, zastępca przewodniczącego klubu PiS, w zeszłorocznej kampanii wyborczej, kiedy walczył o mandat radnego wojewódzkiego, promował się jako człowiek, który wyrósł w duchu wartości chrześcijańskich i ktoś, kto będzie "pracował na rzecz naszych Rodzin".
Radny Maciej Żywno w rozmowie z nami przyznaje, że na początku tej kadencji sejmiku, Łukaszewicz nie zapowiadał się na tak "bojowego działacza PiS-u".
– On był znany dla nas raczej z wspólnych imprez z Misiewiczem w Białymstoku niż z jeżeli jakiejś innej działalności – stwierdza Żywno, który dodaje jednak, że szybko okazało się, że zarówno Sebastian Łukaszewicz, jak i marszałek Kosicki wprowadzili do sejmiku "nową jakość".
– Język, który wprowadzili, jako nowi radni do sejmiku, był do tej pory tam niespotykany. Arogancja, buta, zamykanie możliwości wypowiedzi drugiej stronie... To do tej pory nie miało miejsca. Ta "nowa jakość", jak widać, została wypuszczona także w przestrzeń publiczną – komentuje nasz rozmówca.
W sejmiku województwa Sebastian Łukaszewicz jest też przewodniczącym (uwaga!) Komisji edukacji, kultury, turystyki i sportu. Działacz PiS chwalił się także politycznym doświadczeniem. Od 2015-2018 roku był doradcą w gabinecie ministra rolnictwa Krzysztofa Jurgiela.
Jurgiel z kolei udzielił mu poparcia w wyborach. Podobnie zresztą jak Beata Szydło, Jarosław Kaczyński, Jan Szyszko.
"Podlasie to perła naszej Ojczyzny, na której rzecz należy pracować, dlatego popieram Sebastiana Łukaszewicza (...)" – deklarował prezes Prawa i Sprawiedliwości.
Na początku tego roku dostał stanowisko w państwowej spółce. Jest zastępcą dyrektora w regionalnym oddziale Totalizatora Sportowego w Białymstoku. – Zatrudnienie odbyło się zgodnie z obowiązującymi w Spółce regulacjami. Żadnych dodatkowych informacji dotyczących zatrudnienia nie możemy udzielić – wyjaśniała wtedy w rozmowie z dziennikarzami "Faktu" Aida Bella, rzeczniczka prasowa Totalizatora Sportowego.
Kolega Misiewicza
Oprócz pracy w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi, Sebastian Łukaszewicz może także "pochwalić się", wspomnianą już przez radnego Żywno, znajomością z Bartłomiejem Misiewiczem. Co ciekawe, to on właśnie bawił się z współpracownikiem Antoniego Macierewicza w jednym z białostockich klubów podczas służbowej wizyty Misiewicza w tym mieście, z czego zresztą musiał się tłumaczyć.
— Siedzieliśmy normalnie, jak dwaj faceci przy wódce — mówił wtedy Łukaszewicz. Dodał także, że Misiewicz do klubu rzeczywiście dostał się limuzyną oraz że towarzyszyła mu ochrona. Były rzecznik MON twierdził natomiast, że do klubu dostał się... pieszo.
Mimo prób kontaktu z radnym i prośbą o komentarz w sprawie, do momentu publikacji tekstu Sebastian Łukaszewicz nie odpowiedział.