Rafał Brzozowski jest typem, którego można przyprowadzić do domu. Ogolony, włosy ułożone, barczysty, uśmiechnięty, sympatyczny chłopak. Każda mama byłaby zachwycona. Podobnie jak publika, która pokochała jego piosenkę, o czym świadczą wysokie notowania na listach przebojów dużych stacji radiowych i w polskim iTunes Store.
Na stronie Wikipedii poświęconej artyście można przeczytać, że najbardziej lubi muzykę rockową, Elvisa Presleya i Franka Sinatrę. W swoich piosenkach pewnie pragnie zawrzeć pozytywne uczucia i osobiste przeżycia, a tak w ogóle to walczy swoją „sztuką” o pokój i dobro na świecie.
Są rzeczy, które zwyczajnie nudzą. Miałem wrażenie, że styl na grzecznych i delikatnych chłopców z naprzeciwka zdecydowanie nikogo już nie pociąga, a piosenki o tym, że „tak blisko / tak blisko jak ja / nie był ciebie nikt tak blisko / i nie poddał twoim zmysłom / jak ja” odeszły do lamusa. Otóż przyznaję się do pomyłki.
Dwa miesiące temu wrzucony klip do tego porażającego numeru obejrzało już prawie trzy i pół miliona użytkowników. Ja przyznaję się do trzech odsłuchań, których bardzo żałuję.
A miało być tak pięknie – Brzozowski skończył AWF, zyskał wykształcenie nauczyciela wychowania fizycznego. Świat pewnie zapomniałby o chłopaku, lecz górę wzięła ambicja. Początkowo swoje pasje przyszły gwiazdor rozwijał w sporcie, zresztą z sukcesami – był brązowym medalistą w polskim turnieju zapaśniczym. Ale było mu mało, już w 2002 roku wziął udział w „Szansie na sukces”, w odcinku z kapelą Szwagierkolaska. Tam zyskał wyróżnienie, co niestety popchnęło go do dalszych działań.
Polubił chyba występy z minionymi gwiazdami, bo podjął współpracę z byłym członkiem Lady Pank, z którym reaktywował jego były zespół, Emigranci. Później na jego drodze pojawiła się kolejna słusznie zapomniana gwiazda, Marek Kościkiewicz, który wpadł na szalony pomysł reaktywacji zespołu De Mono, pod zaskakującą nazwą Mono. Powiało grozą? Oj powiało, zresztą nie tylko w Polsce, bo zapaśnik koncertował ze wskrzeszonym tworem również za granicą.
Przełomowym okazał się rok 2011, w którym to Brzozowski wystąpił w jednym z talent show u boku Andrzeja Piasecznego. Do finału co prawda nie dotarł, jednak został zauważony. Niedługo później nagrał utwór uświetniający napisy końcowe „Na dobre i na złe”. W tym przypadku zdecydowanie na złe.
Na dobre musiał czekać kolejny rok, kiedy jego wspominany już singiel „Tak blisko” rozpalił serca wszystkich fanów muzyki spod znaku Garou. Muzyki lekkiej, romantycznej, z wrażliwym mężczyzną i gitarą. Do tańca i do różańca, trochę do zabawy, trochę do przemyśleń.
Rafał zdobył już kilka wielce prestiżowych nagród muzycznych, m.in. Srebrny Samowar na Festiwalu Piosenki Rosyjskiej czy statuetkę radia Eska w kategorii Przebój lata. Wydaje się, że sam Piotr Kupicha mógłby być zazdrosny.
Porównania do wokalisty zespołu Feel nie są bezpodstawne – zarówno pierwszy, jak i drugi piosenkarz sięgają po te same tricki mające przyciągnąć publikę poniżej 15. i powyżej 50. roku życia. O dziwo, te sztuczki okazują się nadal działać!
Przykład Feela powinien być jednak ostrzeżeniem dla zapaśnika. Zespół, którym kilka lat temu emocjonowały się wszystkie kobiece magazyny teraz znany jest głównie z tego, że występuje w reklamach, a portale plotkarskie z niemałą satysfakcją co chwilę odnotowują spadek gaż za koncerty i wieszczą ostateczny upadek grupy. Co będzie dalej? Obawiam się, że rock'n'rollowi chłopcy z Kupichą zaskoczą nas jeszcze nieraz, niekoniecznie pozytywnie.
Inną kwestią jest, że w jakiś niesamowity sposób pseudoromantyczne piosenki z nażelowanymi piosenkarzami ciągle są w modzie wśród specyficznej grupy odbiorców. Jeśli ktoś nie wierzy, niech sprawdzi Top 10 w polskim iTunes, gdzie Rafał całkiem nieźle konkuruje z Brodką czy Muse.
W życiu podobno wyznaje zasadę: „Głowa do góry, bo nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”. To najbardziej przeraża, bo kto wie, czy nie rośnie nam reinkarnacja Beaty Kozidrak?