Euro przegrało z kretesem z Rokiem Chopinowskim, jeśli chodzi o liczbę turystów w Polsce. Dlaczego wielki turniej okazał się słabszym wabikiem na turystów?
Rok Chopinowski, którym ogłoszono rok 2010, obfitował w wydarzenia kulturalne. Odbyło się wiele wernisaży, wystaw, koncertów, spektakli. Okazuje się, że ta impreza przyciągnęła przeszło 340 tysięcy turystów. Mistrzostwa Europy natomiast nie dość, że nie dorównały tej liczbie, to znacznie zawiodło pokładane w nim prognozy co do potencjalnych turystów. Kto by się spodziewał? Okazuje się, że to wszystko przez specyfikę Euro 2012.
– Euro było imprezą transmitowaną, nie trzeba było przyjeżdżać, żeby wziąć w niej udział, wystarczyło włączyć telewizor. Tak naprawdę przyjechali na nią głównie zagorzali kibice, którzy tak czy siak jeżdżą na mecze swojej drużyny – komentuje Jacek Szafader, były wicedyrektor Departamentu Informacji Turystycznej Polskiej Organizacji Turystycznej. Zaznacza, że w przypadku Roku Chopinowskiego imprezy były rozłożone na 12 miesięcy, ludzie przyjeżdżali na koncerty wystawy czy wernisaże.
Zaznacza, że wydarzenia medialne, okresowe, transmitowane przez telewizję tak jak Euro czy wybory Miss World, które odbyły się w Polsce w 2006 roku, nie przyciągną rzeszy turystów. Takie imprezy mają głównie skutki wizerunkowe, i to w niebliskiej przyszłości. Cykl wydarzeń jak Rok Chopinowski może skutkować bardziej doraźnymi zyskami.
Trzeba jednak pamiętać, jak zaznacza Jacek Szafader, że aby ustalić, w co lepiej zainwestować pieniądze, trzeba najpierw przeprowadzić badania. – Ciężko powiedzieć, czy lepiej inwestować w imprezy typu Euro i czerpać z tego za ileś lat korzyści wizerunkowe, czy rozsądniej byłoby organizować coś na kształt Roku Chopinowskiego – tłumaczy. Zaznacza, że działania organizatorów imprez, które w jakiś sposób promują Polskę, są zazwyczaj nieskoordynowane. – Brak w nich sumarycznych wyliczeń, które pokażą, co jest nam potrzebne – mówi. Dodaje, że nie jest sztuką utopić pieniądze w nieprzemyślanych inwestycjach. Sztuką jest zainwestować mądrze.
– Po co organizujemy imprezy i wydajemy na nie pieniądze, skoro nie wiemy, jakie to nam przyniesie korzyści? Dobrym przykładem może być Euro – tłumaczy. – Przed turniejem nie przeprowadzono żadnych badań na temat wizerunku Polski w Niemczech, we Francji czy innych krajach. Jeśli takie badania były, to w szczątkowej formie i nie przedstawione obywatelom – komentuje. Dodaje, że robienie rozeznania, jak nas postrzegają inne kraje w tym momencie nie ma sensu, bo nie ma ich do czego porównać. Nie wiadomo, czy Euro okaże się sukcesem za kilka lat. – Straciliśmy tę szansę – kwituje Szafader.