Kazał mówić do siebie "wujek", wspierał je finansowo, opłacał wakacje. Po trwających do późna próbach nocowały w jego domu. – Tam, po cichu, robił ze mną to, na co miał ochotę. Trwało to regularnie przez dwa lata – wspomina jedna z bohaterek reportażu "Dużego Formatu", w którym Iza Michalewicz oddaje głos ofiarom muzyka Krzysztofa Sadowskiego.
Zdaniem Zielkego, Sadowski molestował i gwałcił dzieci przez wiele lat, a środowisko, choć o tym wiedziało, milczało. "Dowody są już nie do zbicia " – napisał na Facebooku. Kilka dni później opublikował tekst i zaznaczył, że wszystkie dowody, które zebrał, przekaże prokuraturze.
Tymczasem prawica zaczęła stawiać pytanie, dlaczego mainstreamowe media nie podejmują tematu. Anna Dryjańska zapytała o to dziennikarzy telewizyjnych i prasowych.
Marta: kazał mówić wujek
W poniedziałek na łamach "Dużego Formatu" ukazał się reportaż Izy Michalewicz. Autorka w tekście pt. "On miał 61 lat, a my 12. Dziewczyny z zespołu Tęcza po latach przerywają milczenie" wraca do tematu i publikuje wspomnienia dwóch dziewcząt, które były ofiarami jazzmana. To im kazał mówić do siebie "wujek", choć inni członkowie zespołu zwracali się do niego per pan.
Czuły się wyróżnione. – Pan Sadowski podkreślał wielokrotnie, że chce dla mnie jak najlepiej, że wprowadzi mnie w dorosłe życie kobiety, żebym była silna i niezależna. Powinnam czuć się wyróżniona spośród tylu innych dziewczynek – mówi Marta, jedna z bohaterek reportażu "DF".
Jest połowa lat 90. Marta ma 10 lat, kiedy mama zapisuje ją do zespołu muzycznego Tęcza. Dziewczyna szybko zostaje wyróżniona i współprowadzi jeden z programów telewizyjnych.
– Często po nagraniach pan Sadowski zabierał mnie i Basię na zakupy (Marta się z Basią zaprzyjaźni). Kupował nam sukienki, bransoletki, okulary przeciwsłoneczne – opowiada w rozmowie z autorką reportażu.
Zdarza się, że po trwających do późna nagraniach dziewczyny nocują w domu Sadowskich. Basia – kolejna z ofiar jazzmana – miała 12 lat, gdy Sadowski "zrobił to pierwszy raz". Spała wtedy w piwnicy jego domu, która służyła za plan zdjęciowy.
"Będzie do niej przychodził najczęściej wieczorem i w nocy. Nawet kiedy za ścianą śpi jego żona. Nie ma żadnej rozmowy. Odsłania kołdrę, podnosi jej nocną koszulę i całuje ledwo zaznaczone piersi. Mówi: 'Moje piersiątka'" – czytamy w reportażu Michalewicz.
Gdy żona muzyka była w kuchni, ogrodzie czy na tarasie, zabierał Basię do swojego pokoju na piętrze. – Tam, po cichu, robił ze mną to, na co miał ochotę. Trwało to regularnie przez dwa lata – wspomina kobieta.
Płacił, wspierał
Basię wychowuje tylko mama. Kiedy 12-latka za współprowadzenie "Co jest grane?" dostaje 200 złotych, ta ma 800 złotych emerytury. Za występy z zespołem Sadowski nic nie płaci, ale wynagradza to dziewczynkom. Kupuje prezenty: książki, ubrania, biżuterię. A gdy Basia skończy 14-lat, to dostanie od niego pierwszy biustonosz i bieliznę.
Muzyk wspiera nastolatkę: daje jej keyboard, opłaca lekcje fortepianu, sponsoruje wakacyjne obozy teatralne.
– Miał wspaniały kontakt z dziećmi. Osaczał mnie bardzo powoli, zdobywając zaufanie moje i mojej rodziny. Starał się być dla mnie niezbędny. Zobaczyłam w nim wybawiciela, nadzieję na zmianę mojego życia na lepsze – przyznała Basia.
Robił zdjęcia w ubraniach córki
Marta opowiedziała Izie Michalewicz o zdjęciach, jakie Sadowski robił jej i Basi w ubraniach swojej córki. Fotografował je w domu, na tarasie czy w niebieskim samochodzie.
Fragment reportażu "Dużego Formatu":
Był to stary van. Z tyłu leżały koce, wiele koców. Zatrzymywał się w ustronnym miejscu. „Idź na tył auta – mówił – połóż się na kocach i zsuń spodnie”. Całował moje piersi, usta – kazał wysunąć język w celu nauki – masturbował, wsuwał palce do pochwy. Raz we mnie wszedł. Oblizywał swój palec i wsuwał go w moje miejsca intymne. Kazał mi robić to samo. Mówił, że będzie wiedział, kiedy kłamię, że miałam orgazm. Nigdy nie miałam. Zdarzyło się to wielokrotnie, przez około roku. Ale nie jestem w stanie powiedzieć, ile razy i jak długo dokładnie. Czytaj więcej
Wstrząsająca jest też inne wspomnienie Basi. Miała 12 lat, gdy Sadowski postanowił opowiedzieć jej, co ma między nogami. Użył określenia "guziczek".
– Ale jeśli będę go dłużej naciskać, to poczuję w pewnym momencie dużą przyjemność. Najpierw robił mi to sam. Potem miałam mu pokazywać, czy potrafię sama. Kiedy już opanowałam dochodzenie do orgazmu, okazało się, że zamiast palcami można to robić ustami. Robił to wiele razy – mówi dorosła już kobieta.
Barbara w ubiegłym roku spotkała się z Sadowskim. Twierdzi, że zaproponował jej 100 tys. zł za milczenie.
W październiku ubiegłego roku do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Ursynów wpłynęły zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa. Ale prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania z powodu przedawnienia.
Krzysztof Sadowski wszystkiemu zaprzecza. W oświadczeniu do mediów zapewnia: "Wszystkie pojawiające się na mój temat 'rewelacje' oparte są na pomówieniach jednej osoby. Stanowczo zaprzeczam stawianym mi zarzutom".
Cały reportaż można przeczytać na łamach "Dużego Formatu".