Po ulicach Warszawy krąży od ponad roku. Atakuje fotoradary, z brawurą pokonuje poręcze w metrze i z odwagą karci ochroniarza nie pozwalającego bawić się dzieciom w fontannie Jest trudno uchwytny, jak przystało na prawdziwego superbohatera. Tym bardziej po ostatniej akcji, kiedy dostał mandat. Nie ma żalu, bo jak przyznaje w wywiadzie dla naTemat, policja daje mandat tylko jak musi. – My superbohaterowie trzymamy się razem – podkreśla.
Na swoim fanpage'u na Facebooku ma 20,143 lajki. Opublikowane przez niego filmiki na youtube setki tysięcy ludzi. SA Wardęga czyli warszawski Spiderman, przedstawia się jako "zwykły człowiek, który chce wprowadzić odrobinę polotu w tym smutnym mieście". Zapytaliśmy, jak wpadł na pomysł bycia superbohaterem.
Był już pan bałwanem, gorylem, facetem w czerni. Raz pojawia się pan jako Superman, innym razem jako Spiderman, którym pan w końcu jest?
SA Wardęga: To zależy, którą nogą wstanę. A tak poważniej, to staram się zmieniać wcielenia jak najczęściej. Każdy film staram się kręcić o przygodach innej postaci.
Skąd pomysł na bycie superbohaterem?
Wystarczy wejść rano do metra i popatrzeć na te wszystkie zmęczone życiem twarze. Gdzie ulotniła się radość z warszawiaków? Przynajmniej w ten sposób mogę sprawić, że na kilku twarzach zagości uśmiech, a kto z nas nie lubi zadowalać innych?
Kiedy zaczął pan "ratowanie" warszawiaków?
Dobrym humorem ratuję Warszawę od czerwca 2011.
Na niektórych filmikach widać, że kiedy pan się pojawia, ludzie właściwie nie do końca wiedzą jak się zachować. Boją się śmiać, mają kamienne twarze. Co pan wtedy myśli? Polacy to ponuracy?
Niestety mentalność większości Polaków jest taka, że kiedy widzą kamerę połykają "kij od szczotki". Po prostu musimy znaleźć sposób na lepsze ukrycie kamery. A co myślę wtedy? Ręce mi opadają, jak widzę takie reakcje...
Tak, starszy pan rozśmieszył mnie do tego stopnia, że prawie spadłem z poręczy. Najwidoczniej był sfrustrowany tym, że nie mam możliwości ustąpienia mu mojego miejsca w metrze.
Skąd pomysły na kolejne filmiki? Spontaniczne czy zaplanowane akcje?
Inspiracje czerpię z kin, ale zdarza się też, że podczas jazdy samochodem, obserwując otaczający mnie świat, spontanicznie wpadam na jakiś pomysł. W tym, co robię nie ma możliwości zaplanowania akcji, bo nikt nie przewidzi, jak zareaguje inny człowiek.
I jedzie pan tym samochodem i co? Nagle stop, strój superbohatera z bagażnika i rusza pan w miasto?
Zależy. Potrzebny jest mi kamerzysta, a nie zawsze mam go do dyspozycji. Zazwyczaj, gdy wpada mi jakiś pomysł do głowy i uważam, że jest na tyle ciekawy, by wcielić go w życie, to go zapamiętuję.
Obecnie mam w głowie pomysłów na ponad 20 filmów.
Zdradzi pan jakiś?
Nie, to tajemnica. Nie chcę, żeby jakiś polityk wykorzystał mój pomysł w kompanii.
A ten filmik z ochroniarzem przy fontannie? Wiele osób uważa, że zachował się pan agresywnie.
Ochroniarz wyrzucał dzieci bawiące się w fontannie. Nie spodobało mi się to.
Jak służby pana traktują? Dostał pan mandat, ale policjantki się uśmiechały, kiedy pan je obejmował na jednym z nagrań.
Służby traktują mnie bardzo dobrze. Dają mandat, kiedy są już do tego zmuszeni. My, superbohaterowie, trzymamy się razem.