Rosja wróci do grupy G7? Tego od dawna domaga się prezydent USA Donald Trump. Jednak szef Rady Europejskiej Donald Tusk nie zamierza na to pozwolić. Na szczycie G7 we Francji stwierdził stanowczo, że argumentów za trzymaniem Kremla z dala od G7 jest teraz jeszcze więcej, niż było wcześniej.
Rosja została wyłączona z grupa G7 (wtedy G8) – grupy największych mocarstw gospodarczych na świecie: Francji, Japonii, Niemiec, USA, Wielkiej Brytanii, Włoch i Kanady – w 2014 roku, kiedy napadła i zaanektowała ukraiński Krym i wsparła konflikt w Donbasie we wschodniej Ukrainie.
Jak przypomniał szef Rady Europejskiej Donald Tusk na briefingu prasowym w Biarritz we Francji, gdzie rozpoczął się właśnie szczyt G7, w ubiegłym roku w Kanadzie prezydent USA Donald Trump zaapelował, aby "ponownie zaprosić Rosję do G7 i publicznie oświadczył, że aneksja Krymu przez Rosję była częściowo uzasadniona i że powinniśmy ten fakt zaakceptować".
Tusk nie pozostawił jednak Trumpowi złudzeń. – Pod żadnym pozorem nie możemy zaakceptować tej logiki – stwierdził stanowczo Polak i dodał, że nie dość, że powody, dla których usunięto Rosję z G7 są aktualne, to jeszcze doszły nowe, jak rosyjska prowokacja na Morzu Azowskim.
– Kiedy Rosja została po raz pierwszy zaproszona do G7, wierzono, że będzie podążać ścieżką liberalnej demokracji, rządów prawa i praw człowieka. Czy wśród nas jest ktokolwiek, kto może z pełnym przekonaniem, a nie z powodu biznesowej kalkulacji, stwierdzić, że Rosja jest na tej ścieżce? – pytał retorycznie Tusk.
Szef Rady Europejskiej dodał również, że woli już zaprosić do G7 Ukrainię. – Dziś będę próbował przekonać moich rozmówców, że na następne spotkanie grupy G7 lepiej byłoby zaprosić jako gościa Ukrainę, niż Rosję – mówił na briefingu.